niedziela, 28 marca 2021

Valis

Imperium wcale się nie rozpadło

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Valis” jest pierwszą z trzech ostatnich powieści Philipa K. Dicka – razem z „Bożą inwazją” i „Transmigracją Timothy’ego Archera” stanowi nieformalną trylogię, w której autor zawarł podsumowanie swoich literackich poszukiwań Boga, transcendencji i prawdy o otaczającej go rzeczywistości. Jest to znów powieść autobiograficzna i to w jeszcze większym stopniu niż „Wyznania łgarza” czy „Przez ciemne zwierciadło”. Philip K. Dick jest tu jawnie narratorem i głównym bohaterem – na dodatek występuje w dwóch osobach.

Pierwsza połowa 1974 roku była jednym z najbardziej znaczących okresów w życiu autora. Wedle jego relacji doznał wtedy bardzo intensywnych doświadczeń mistycznych, nazwanych potem „doświadczeniami 2-3-74” (cyfry 2 i 3 oznaczają luty i marzec). A zaczęło się niewinnie – od usunięcia zębów mądrości. Pani, która dostarczyła Dickowi leki przeciwbólowe, miała naszyjnik w kształcie ichtys, czyli symbolu pierwszych chrześcijan. Autor doznał wtedy rzekomo pierwszego oświecenia, czyli „anamnezy” – przywrócenia utraconej, zapomnianej dawno wiedzy, która była udziałem wszystkich żyjących ludzi (nadal czekających na swoją anamnezę). Dick utrzymywał, że na obraz współczesnej mu Kalifornii nakłada się wizja z czasów apostolskich, czyli drugiej połowy pierwszego wieku naszej ery i że to jest świat prawdziwy, a nasz jest tylko ułudą. W kolejnych tygodniach przyszły kolejne wizje, czyli szereg nieokreślonych refleksów świetlnych nawiedzających go nocami (wykorzystał je potem podczas tworzenia „kombinezonów zakłócających” w pisanej cały czas powieści „Przez ciemne zwierciadło”) oraz chyba najsłynniejsze doświadczenie, czyli porażenie różowym promieniem bijącym z pewnego glinianego naczynia stojącego w domu. To po tym wydarzeniu Dick doszedł do wniosku, że ktoś lub coś próbuje nawiązać z nim kontakt i przekazać pewną tajemną wiedzę na temat natury rzeczywistości.


Oszołomiony, zdezorientowany i rozgorączkowany autor zaczął wszystko nerwowo spisywać w specjalnie przygotowanym do tego dzienniku. Nazwał go „Tractates Cryptica Scriptura”, czyli po prostu „traktat tajemny” – nazwa po łacinie wydawała mu się mądrzejsza i robiąca większe wrażenie. Spisał tam nie tylko tajemnicze wydarzenia, ale przede wszystkim całą wiedzę, jaką zdawał się dzięki nim uzyskać – było to kolejne podejście do poszukiwania Boga i definicji jego natury. Wszystkie te doświadczenia były według Dicka bez wątpienia natury religijnej – stąd też inna nazwa traktatu, czyli „Egzegeza”. Dick rozpoczął wówczas również pisanie nowej powieści, w której chciał ująć wszystkie te chaotycznie zarejestrowane rewelacje w jakąś zrozumiałą, fabularyzowaną formę. Efektem tego przedsięwzięcia był manuskrypt zatytułowany roboczo „Valisystem A”, ukończony i oddany do publikacji w 1976 roku. „Egzegezę” Dick pisał dla siebie, „Valisystem A” dla innych. Wydawnictwo „Bantam Books” zaleciło niewielką ilość poprawek, ale dla Dicka było to przyczynkiem do napisania zupełnie nowej historii. Jego „filozofia 2-3-74” cały czas przecież ewoluowała, pojawiały się nowe tezy i nowe znaleziska intelektualnych poszukiwań. Dick napisał nową powieść, a ta pierwotna w bardzo skróconej postaci występuje w niej jako fabuła seansu kinowego, na który udali się bohaterowie. „Valisystem A” w niezmienionej formie została ostatecznie wydana drukiem już po śmierci autora – w 1985 roku jako „Radio Free Albemuth”. Nowa, rozbudowana i zmieniona wersja była gotowa w roku 1978 – wyszła drukiem trzy lata później jako po prostu „Valis”. W naszym kraju powieść ta wydana została aż cztery razy – dwukrotnie w latach dziewięćdziesiątych nakładem wydawnictwa „Zysk i Spółka” i dwukrotnie w obecnym stuleciu nakładem „Rebisu”.


Narratorem „Valisa” jest sam Philip K. Dick – rozsądny, odnoszący sukcesy pisarz science fiction. Opowiada on historię niejakiego Konioluba Grubasa, swojego niestabilnego psychicznie kolegi, mocno doświadczonego przez życie rozwodnika. Grubas osuwa się powoli w szaleństwo – jego przyjaciółka popełniła samobójstwo, inna znajoma umiera właśnie na raka a żona i syn go opuścili, nie potrafiąc już wytrzymać życia z dziwakiem. Dick nieśmiało przyznaje się czytelnikowi, że Koniolub Grubas to tak naprawdę on sam (Horselover Fat – „philip” to w grece miłośnik koni, a „dick” po niemiecku to „Grubas”), ale zdecydował się na swego rodzaju „rozdwojenie”, aby „nabrać do całej historii odpowiedniego dystansu”. Prawda jest jednak trochę inna – Grubas jest takim trochę „zbiornikiem na nieszczęścia” samego Dicka, który dzięki temu zabiegowi, w miarę szczęśliwy, może stać z boku i kąśliwie komentować szalone poczynania Grubasa. Otóż Koniolub również został porażony różowym promieniem, również zaczął pisać swoją „Egzegezę” i tak samo doszedł do wniosku, że rozmawia z Bogiem („albo z czymś, co za Boga się podaje”). „W tym czasie Grubas całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością” – pisze Dick i z rozbawieniem (i chyba zaniepokojeniem) obserwuje wraz ze znajomymi (którzy żadnego Konioluba nie znają, ale nie mówią tego Dickowi prosto w twarz) Grubasowe poszukiwania transcendencji. Grubas pisze kosmogonię wszechświata opartą na własnych mistycznych doświadczeniach i próbuje zrozumieć co się tak naprawdę wokół niego dzieje. Osobom trzecim wydaje się kompletnie szalony, ale – jak wspomina Dick – ludzi, którzy mówią do Boga, nazywamy pobożnymi, a ludzi, do których mówi Bóg – wariatami. Nietzsche się mylił – to nie Bóg umarł, tylko nasza wiara w niego.

Jakie rewelacje zamieścił Koniolub Grubas w swojej „Egzegezie”? Większość jego kosmogonii w jawny sposób odwołuje się do gnozy, którą fascynował się Philip K. Dick w końcowym etapie życia (elementy gnozy możemy znaleźć zresztą w wielu innych wcześniejszych powieściach autora). U podstaw wszelkiego bytu stoją dwie przeciwstawne siły wypływające z jednego transcendentnego źródła, których dialektyczne oddziaływanie miało wpływać na jego kształt i rozwój wszechświata (coś jak ying i yang). Jedna z tych sił, mroczny bliźniak, który urodził się przedwcześnie, zniweczył jednak cały plan – jako Bóg mroczny, ślepy, chory, irracjonalny i szalony stworzył świat uwięziony w materii i skazał go na wieczne cierpienie. Celem drugiego bliźniaka, Boga dobrego, racjonalnego, miłującego i litościwego ma być przywrócenie ładu i „otworzenie oczu” wszystkim ludziom. W chwili obecnej żyjemy bowiem w „Wielkim Czarnym Więzieniu”, czyli koszmarnym świecie stworzonym przez złego Demiurga. Nie jest to świat prawdziwy – czas przestał płynąć mniej więcej w roku siedemdziesiątym naszej ery, Imperium Rzymskie nadal istnieje, a świat roku 1974 jest tylko ułudą i matrixowym zestawem kokonów. Jest to jednak coś w rodzaju „matrixa odwróconego” – świat, który śnimy jest zły a ten, który został przed nami ukryty, jest dobry.


„Imperium wcale się nie rozpadło” – ta sentencja jak mantra powtarza się w „Valisie”. Ono istnieje, więzi nas w Wielkim Czarnym Więzieniu i nie ma właściwie żadnego sposobu, aby się z niego wydostać – każda siłowa próba walki z Imperium to „tylko kolejna chińska pułapka na palec”, jak regularnie powtarza Koniolub Grubas. Potrzebna jest „inwazja” z zewnątrz – innego sposobu nie ma. Musi dojść do ingerencji jasnej, dobrej, racjonalnej siły w świat ciemny, zły i irracjonalny. To właśnie jest zadaniem dobrego brata bliźniaka, prawdziwego i niepoznawalnego Boga. Objawia się on Grubasowi w wielu postaciach – raz nazwany jest „Zebrą”, ze względu na swoje mimetyczne umiejętności idealnego ukrycia i wtopienia się w świat, innym razem jest „żywą informacją”, czyli „plazmatem”, boskim pierwiastkiem, emanacją Logosu, aby wreszcie stać się tytułowym „Valisem”. Czym jest „VALIS”? To „Vast Active Living Intelligence System”, czyli „Rozległy Czynny Żywy System Informatyczny” – wyjęty z pulpowej science fiction superkomputer, maszyneria istniejąca poza znanymi nam trzema wymiarami i zakotwiczona na Ziemi. Prawdę o „Valisie” nasi bohaterowie poznali w kinie, na seansie filmowym, opartego na fabule wspomnianej wcześniej powieści „Valisystem A”. Dick, Koniolub Grubas i ich (jego) dwaj kumple docierają potem do tajnej organizacji szykującej się na przyjście Zbawiciela, który uwolni ludzkość z więzienia. VALIS czyni ich następnie swoimi heroldami, apostołami Nowej Ery i zdradza im oszałamiającą prawdę – prawdziwymi bogami w świecie rażonym obłędem są ludzie!


Czego zatem tak naprawdę doświadczył Koniolub Grubas / Philip K. Dick? Kogo/co tak rozpaczliwie ścigał? Czy VALIS to człowiek? Czy przybył z gwiazd? Czy to Zbawiciel? Bóg? Sam Grubas z przyszłości? Kosmita? Superkomputer? Czy coś innego? Otóż, nieważne! Pal to licho! Dick nie był w stanie udzielić żadnej zadowalającej odpowiedzi, tak samo jak Koniolub Grubas! Co chwila tylko zmieniał zdanie, korygował swe teorie i zadawał mnóstwo pytań oraz stawiał setki hipotez zaczerpniętych nie tylko z dominującego gnostycyzmu, ale i z taoizmu, zaratusztrianizmu, buddyzmu, filozofii Parmenidesa, Heraklita, Platona, Arystotelesa czy Plotyna. Zastanawiał się nad pamięcią filogenetyczną, pojęciami „boga ukrytego”, teoriami spiskowymi o kosmitach od tysiącleci wpływającymi na ewolucję naszego gatunku, archetypami i zbiorową nieświadomością Junga czy wreszcie niesamowitością Freuda. Jest nawet Baudrillard (już nie pierwszy raz u Dicka!) i jego świat zbudowany z symulacji na nasze własne życzenie! „Jestem pisarzem science fiction i robię w fantazjach. Całe moje życie jest fantazją. Chorzy psychicznie nie stosują zasady Brzytwy Ockhama – wyjaśniania danej grupy faktów za pomocą najprostszej teorii. Oni ulatują w barok”. Więc może wszystko to robił dla zmyłki? Może celowo odwracał naszą uwagę od kwestii najważniejszej, którą delikatnie zaznaczał w trakcie powieści i mocno zaakcentował na koniec?

Nieważne już, czy Bóg istnieje, czy nie. Wszechświat zbudowany jest z losowych fluktuacji chaosu, które przypadkowo organizują się w byty coraz bardziej uświadamiające sobie ten fakt. Życie jest zaciąganiem kredytu u wszechświata, który trzeba będzie kiedyś spłacić – na szczęście rezerwuar cząstek, stanowiący kapitał potrzebny do jego obsługi zdaje się niewyczerpany. Skoro jednak zadłużamy się u entropii, najpotworniejszego z wszystkich lichwiarzy, to musimy jakoś uzasadnić samą potrzebę długu. Celowość, transcendencja, obietnica życia wiecznego, szukanie sensu życia, ciągłe próby integracji naszych „prywatnych kosmosów” z „kosmosem publicznym” – szukanie Boga i wyższej konieczności wydaje się najprostszą drogą. Od czasu, gdy Wieża Babel legła w gruzach, jesteśmy „idiotami” (idios kosmos), rozdzielonymi od innych bytami, mówiącymi własnym, indywidualnym językiem, próbującymi rozszyfrować uniwersalny język wszechświata. Według jednej z teorii Konioluba, całe istnienie jest tylko informacją zapisaną takim właśnie uniwersalnym językiem, a my nie potrafimy go zrozumieć. Anamneza Grubasa cofa go do czasu, gdy Wieża Babel dumnie pięła się ku górze – jednak dopiero pod koniec powieści dociera do niego (do Dicka) najważniejsza prawda. VALIS, „Zebra”, racjonalna siła porządkująca irracjonalny, niezrozumiały wszechświat istnieje nie w Bogu, którego nie sposób odnaleźć, lecz w nim samym.


To ma na myśli awatar „Valisa”, dwuletnia Zofia, która pod koniec powieści mianuje bohaterów swymi apostołami. „To, czego będziecie uczyć to słowo o człowieku. Człowiek jest święty i prawdziwy, żywym bogiem jest sam człowiek”. Mądry, dobry, uczynny, silny, odważny. „Valis” mówi o tym, jak Boga można odnaleźć w samym człowieku, poprzez sam fakt poszukiwań wyższej konieczności. Grubas ma poważne problemy, nerwice, wrażenie braku sensu życia – leczy go nie Bóg, lecz samo postanowienie dotarcia do Boga. „Valis” kończy się w bardzo optymistyczny sposób – inwazja racjonalizmu w świat irracjonalny i upragniony „upadek Imperium” są jak najbardziej możliwe. Wszystko zależy od nas.

Dick wspomina często w powieści operę „Parsifal” Wilhelma Richarda Wagnera. Parsifal jest jednym z tych spiralnie pokrętnych dzieł kultury, po kontakcie z którymi człowiek ma poczucie, że czegoś się dowiedział, czegoś cennego, a może nawet bezcennego, ale po głębszej analizie nagle drapie się w głowę i powiada: „Chwileczkę, przecież to nie ma sensu”. To czy znajdziemy sens w „Valisie” również zależy tylko od nas.


Tytuł: Valis 
Tytuł oryginalny: Valis 
Autor: Philip K. Dick 
Tłumaczenie: Lech Jęczmyk 
Wydawca: Rebis 
Data wydania: wrzesień 2011 
Rok wydania oryginału: 1981 
Liczba stron: 328 
ISBN: 9788375105704

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz