wtorek, 1 grudnia 2020

DMZ. Tom 3

Obierz stronę!

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Trzeci, zbiorczy tom komiksu „DMZ. Strefa zmilitaryzowana” zawiera szesnaście kolejnych odcinków – autor scenariusza, Brian Wood, otwiera w nich zupełnie nowy fragment historii zrujnowanego Manhattanu. Ta „ziemia niczyja”, pozostająca cały czas poza wpływamy dwóch stron wielkiego zbrojnego konfliktu, który rozlał się na całe Stany Zjednoczone, ma szansę wyjść z kryzysu.

Główny bohater, młody kamerzysta, Matthew Roth, który pozostał na stałe w DMZ, cały czas pisze mocne reportaże dla „Liberty News”. Ma już tu status żywej legendy, jest głosem uciśnionego ludu, który nie opowiada się po żadnej stronie konfliktu, a cierpi przez to najbardziej. Armia USA i siły zbuntowanych Wolnych Stanów zdają się iść po rozum do głowy – w otwierającej tom historii „Krwawa gra” ogłaszają zawieszenie broni i przygotowania do „wolnych wyborów” w DMZ. Manhattan stać się ma enklawą wolności i swego rodzaju „państwem w państwie”. Obie strony mają oczywiście nadzieję wypromować „swojego człowieka”, którym mogłyby odpowiednio sterować. A tu niespodzianka – pojawia się samozwańczy trybun ludowy, wzorowany na Hugo Chavezie Latynos Parco Delgado, cieszący się gigantycznym poparciem w DMZ i rzuca wyzwanie obydwu stronom. A przede wszystkim pokazuje środkowy palec korporacji „Trustwell”, która na wojnie domowej zbijała do tej pory wielkie kokosy.


Brian Wood przygotował wielkie zmiany – nie tylko w DMZ, ale i w samym życiu Matta Rotha. Parco Delgado jest populistą pierwszej wody i politycznym celebrytą. Zgrabnie żongluje hasłami łatwo docierającymi do wystraszonego, wściekłego i potwornie zmęczonego ludu. Staje się też idolem Matta, który po raz pierwszy porzuca swą dziennikarską bezstronność. Zmiany polityczne w DMZ jest motywem przewodnim całego albumu – w drugiej dłuższej opowieści, zatytułowanej „Władza nadzwyczajna” obserwujemy jej następstwa i dalszą metamorfozę głównego bohatera. Czy rewolucja w DMZ pożre swoje dzieci, jak to zazwyczaj bywało na przestrzeni dziejów? Matt, kiedyś skromny i zagubiony, teraz z giwerą większą, niż u większości żołnierzy biorących udział w wojnie. Cierpi na tym jego dziewczyna, Zee, która ma – delikatnie mówiąc – mieszane uczucia.

Brian Wood zastanawia się po prostu czy bezstronność jest w ogóle możliwa. Daleko od wojny, w bezpiecznym miejscu pewnie tak. Ale gdy obok ciebie spadają bomby i giną cywile nie możesz być bezstronny. „Obierz stronę!” – krzyczy Delgado i oferuje Mattowi, coś czego ten nigdy nie miał, czyli poczucie przynależności do grupy. Akcja „DMZ” toczy się w czasie rzeczywistym, minęły już dwa lata od kiedy bohater wylądował na ziemi niczyjej – dopiero teraz zdaje się być pewny tego, co robi. Ale, czy aby na pewno? Obie historie zilustrował naczelny rysownik serii, Riccardo Burchielli, który cały czas stoi na wysokości zadania i nie ma ani jednego słabszego momentu.


„DMZ” był miesięcznikiem, więc jasnym było, że istnieje konieczność wprowadzenia od czasu do czasu innego rysownika, aby Burchielli miał chwilę oddechu. Trzeci tom dryfuje gdzieś na boki aż trzykrotnie – Wood na szczęście uniknął mielizn. Dwuodcinkowa „Wyspa” opowiada o wyjściu Rotha poza DMZ i wizycie na Staten Island, gdzie rezydują oddziały Armii USA. Ta historia najlepiej chyba obrazuje bezsens oblężenia Manhattanu – patrzymy na całą aferę oczyma żołnierzy (zarówno Armii jak i zbuntowanych Wolnych Stanów). Patrzą na siebie z przeciwnych stron barykady reprezentanci tego samego narodu, ludzie, którzy – gdy konflikt wygaśnie – będą musieli żyć z sobą, chodzić do tych samych sklepów i pracy. Nikt tu nikogo specjalnie nienawidzi – jakże trudno jest strzelać do takiego wroga. Wszyscy starają się tu żyć „w zgodzie”, zachować pozory normalności – co tylko wzmaga surrealizm sytuacji.

Mamy też jednoodcinkową opowieść z Zee w roli głównej (niestety fatalnie narysowaną), a także chyba najlepszą historię „poboczną” – „Bez przyszłości”. Zostawiamy Zee, Matta, Delgado i ich obecne problemy i obserwujemy Tony’ego – byłego żołnierza, teraz skrajnie straumatyzowanego i cierpiącego człowieka. Zemsta, szaleństwo, moralne dylematy – Brian Wood wprowadza do serii postać „Punishera DMZ” i cofa nas w retrospekcjach do początku całej opowieści.


„DMZ” od samego początku był komiksem z gatunku political fiction. Dynamiczna akcja była tu tylko dodatkiem, a częste eksplozje pewnym urozmaiceniem – seria ta ma być spojrzeniem na konflikt zbrojny w sposób inny, niż robią to masowe środki przekazu. Morgan Spurlock we wstępie pisze tak: „My, mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, mamy szczęście. Na amerykańskiej ziemi od ponad stu czterdziestu pięciu lat nie było wojny. Trzymano nas z daleko i chroniono przed strachem i okropieństwami wojny, zwłaszcza tej, która mogłaby się toczyć na naszym podwórku.”

Brian Wood mówi jasno – media utwierdzają nas w przekonaniu, że wszystko dzieje się „gdzieś tam” i pielęgnują naszą wygodną, egzystencjalną bańkę. „DMZ” pokazuje co by było, gdyby bańka pękła. Piekło wojny i to takiej dziwacznej, asymetrycznej, „z doskoku” i bez jasno określonego wroga byłoby właśnie takie – irracjonalne i bezsensowne. A teraz na dwa tomy przed końcem całej historii atmosfera się zagęszcza. Będzie więcej polityki, brudnej gry i trudnych wyborów. Matt Roth będzie musiał jakoś wydostać się z szamba, w którym tkwi po pachy – nie wystarczy bowiem wybrać strony, trzeba również „wybrać dobrze”. Cokolwiek to znaczy.


Tytuł: DMZ – Strefa zdemilitaryzowana. Tom 3 
Scenariusz: Brian Wood Rysunki: Riccardo Burchielli 
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski 
Tytuł oryginału: DMZ Deluxe Edition: Book Three (Collected) 
Wydawnictwo: Egmont 
Wydawca oryginału: Detective Comics 
Data wydania: wrzesień 2020 
Liczba stron: 408 
Oprawa: twarda 
Papier: kredowy 
Format: 170 x 260 
Wydanie: I 
ISBN: 9788328196285

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz