wtorek, 25 sierpnia 2020

Żeglarze nocy

A my lecimy za nimi, lecimy za nimi.



Artykuł należy do serii "Nie długość się liczy" #17

„Jesteśmy naukowcami, uczonymi, a nie... nie kryminalistami czy żołnierzami, czy... zwierzętami. Jesteśmy ludźmi...”

„Żeglarz nocy”, wielki, badawczy statek kosmiczny przemierza hiperprzestrzeń pędząc na spotkanie „volkrynów”. To tajemnicza, legendarna cywilizacja, o której czarnych statkach śpiewają pieśni najróżniejsi przedstawiciele rozumnych gatunków naszej galaktyki. Nikt nie wie kim są i dlaczego chcą (najwyraźniej) uciec poza Drogę Mleczną, ale wszyscy są zgodni co do jednego – jest to rasa tak stara, że wiedza, którą posiada może okazać się bezcenna. Dziewięcioro przedstawicieli ludzkości – telepaci, lingwiści, akademicy, ksenobiolodzy, lekarze i cybernetycy – zostało wybranych do misji, której celem jest nawiązanie kontaktu z nieuchwytnymi „volkrynami”. Organizatorem wyprawy jest niejaki Royd Eris, człowiek (prawdopodobnie) objawiający się wszystkim tylko w postaci hologramu i odizolowany w swojej, hermetycznie zamkniętej części statku.




Gdy krótko po opuszczeniu ostatniej bezpiecznej przystani, na pokładzie zaczyna dochodzić do jednej niewytłumaczalnej tragedii za drugą. Cała historia zaczyna przypominać nieco „Obcego” Ridleya Scotta (premiera filmu miała miejsce rok przed pierwszą publikacją nowelki) – tylko, że powoli zaczynamy sobie uświadamiać, że tu akurat żadnego potwór nie dostał się niepostrzeżenie na pokład. Czy za wszystkie przerażające wydarzenia odpowiada enigmatyczny i zazdrośnie strzegący swych tajemnic półprzezroczysty dowódca tej wyprawy?

Nowelka George’a R. R. Martina, którego wszyscy znamy z tego, że w biegiem lat pisze coraz wolniej (tak wolno, że jego literaturę wyprzedzają jej własne serialowe adaptacje) nie jest w stanie dziś już zaskoczyć nawet średnio oczytanego miłośnika science fiction. Ale to nadal kawałek porządnie napisanej, przygodowej fantastyki z elementami grozy – może nie tak dobrej, jak omawiane już przeze mnie, zawsze występujące z nią w zbiorach opowiadań, „Piaseczniki”, ale jednak wartej poświęcenia dwóch godzin. Martin bardzo mądrze wprowadza czytelnika w klaustrofobiczne środowisko, pełne dysfunkcyjnych, socjopatycznych i skrajnie niesympatycznych bohaterów, rozsądnie dawkując tajemnicę. Tylko ludzie niezrównoważeni byliby w stanie wziąć udział w tej misji, na „Żeglarzu nocy” nie ma „normalnych” załogantów. Tylko, co to znaczy – „normalny”? Czyje kryteria definiują „normalność”? A nienawiść, brak chęci zrozumienia drugiej osoby, zazdrość, uprzedzenia, ignorancja, arogancja i nieufność zdają się charakteryzować każdą myślącą istotę – człowieka „normalnego”, chorego psychicznie a także intelekt wyrosły na zerojedynkowych ciągach bitów.


W grudniu 2018 roku Netflix zaprezentował dziesięcioodcinkowy serial na podstawie „Żeglarzy nocy” – nadal można go obejrzeć na platformie. Można, tylko w sumie po co? Oczywiście pozmieniane jest znowu więcej niż można byłoby się spodziewać – kto inny jest głównym bohaterem, załoga nie składa się z dziewięciu, lecz raczej dziewięćdziesięciu osób, pojawia się jakiś niebezpieczny osobnik nazywany „L1”, którego nie było w nowelce – a cała dziesięcioodcinkowa historia jest po prostu nudna. Taki zbiór motywów, zagrań fabularnych i zwrotów akcji, które wszyscy już widzieli i to w niejednym filmie. Chociaż może nie powinienem się wypowiadać bo odpadłem po piątym odcinku – proszę o wypowiedź wszystkich, którzy dotrwali do końca.



Tytuł: Żeglarze nocy
Tytuł oryginalny: The Nightflyers
Autor: George R. R. Martin
Rok publikacji oryginału: 1980
Gatunek: science fiction
Publikacje w Polsce:
  „Wędrowcy” (Klubówka, 1985)
  „Nowa Fantastyka” 11 (86) / 1989 i „Nowa Fantastyka” 12 (87) / 1989
  „Retrospektywa. Żeglarze nocy” (Zysk i S-ka, 2008)
  „Żeglarze nocy i inne opowiadania” (Zysk i S-ka, 2019)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz