Darren Aronofsky - Pi
Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Esensja w cyklu "Do sedna".
„9:13, Notatka osobista. Kiedy byłem małym chłopcem, matka mówiła mi, żebym nie patrzył prosto w słońce. W wieku sześciu lat zrobiłem to”
Pełnometrażowy debiut Darrena Aronofsky’ego jest filmem agresywnym w formie i przekazie. Dzięki temu zabiegowi widz może postawić się choćby w niewielkim stopniu w położeniu głównego bohatera – genialnego matematyka, który niczym ćma leci do gorejącego ognia.
Max Cohen doznał w dzieciństwie czegoś w rodzaju iluminacji. Gdy odzyskał wzrok, utracony podczas wpatrywania się w słońce, zaczął widzieć więcej. Zaczął też podejrzewać, że cała otaczająca go rzeczywistość może zostać dokładnie opisana i wyjaśniona za pomocą matematyki. We wszystkim co istnieje, począwszy od replikacji kodu DNA, poprzez notowania giełdowe i na ruchach gwiazd skończywszy, występują prawidłowości. Można ująć je we wzory i dzięki temu – być może – dotknąć absolutu. Max, teraz już dorosły człowiek, zamknięty w swoim małym zagraconym mieszkanku, próbuje, za pomocą własnoręcznie zbudowanego superkomputera, znaleźć odpowiedzi. Cierpi jednocześnie na najróżniejsze psychozy, stany lękowe, paranoje, paraliżujące bóle głowy a nawet halucynacje. Jedyną ostoją Maxa jest jego matematyczny mentor, Sol Robeson. Stary, emerytowany naukowiec, próbuje temperować Maxa, bo wie, że racjonalny umysł, obsesyjnie szukający porządku w nieskończonym chaosie wszechświata, skazany jest na całkowitą klęskę. Przekonał się o tym na własnej skórze.
„Pi” zdaje się stawiać poważne filozoficzne pytania. Czy matematyczne wzory naprawdę konstytuują rzeczywistość? Czy istnieją gdzieś tam w niedostępnym świecie platońskich ideałów jako uniwersalia? Czy może jest jak u Arystotelesa – matematyka nie istnieje w oderwaniu od reszty świata i jest naszą kreacją? To my, ludzie, ją stworzyliśmy – po to, aby okiełznać chaos rzeczywistości? Może jest ona (jak i cała nauka) naszym egzystencjalnym placebo, dzięki któremu tworzymy punkty odniesienia dające nam złudzenie porządku? Robeson porównuje wszechświat do planszy GO – ekstremalnie chaotycznego i skomplikowanego układu, w którym nie istnieją prawidłowości, lecz ich złudzenia, produkowane przez taką a nie inną naturę racjonalnego umysłu. Jeśli bardzo chcemy coś zobaczyć – to zobaczymy.
No bo czym może być, wygenerowana przez komputer Maxa, 216-cyfrowa liczba? Dlaczego tak bardzo pragnie jej wysłanniczka korporacji z Wall Street nękająca bohatera? Jakie ma ona znaczenie dla ortodoksyjnych chasydów, którzy uporczywie szukają boskiego kodu, ukrytego rzekomo w wersach Tory? Czym jest ona ostatecznie dla Maxa, współczesnego Ikara, który leci prosto w rozpalone słońce i mimo świadomości niebezpieczeństwa, nie potrafi i nie chce zawrócić? Otóż, dla każdego jest czym innym – wygraną na loterii, imieniem Boga, celem życia. Ale niczym uniwersalnym. Badanie tej liczby jest bowiem zgłębianiem samej struktury świadomości, wsobnym zaglądaniem do własnej jaźni, zapętlaniem siebie – niczym w wielkiej „złotej spirali”, która stanowi rzekomo podstawę całego bytu.
„Pi” nie jest zatem filmem o szukaniu odpowiedzi ostatecznych na pytania o naturę wszechświata. To film o szukaniu odpowiedzi na pytania o naturę człowieka. Ludzki umysł nie może zgłębić tajemnic zewnętrznej rzeczywistości, bo i tak największą tajemnicą jest dla niego jego własne wnętrze. Szukanie porządku uniwersalnego prowadzi do obłędu i śmierci. Ciągi cyfr nic nie znaczą, ważne jest to co leży między samymi cyframi. Całe piękno wszechświata tkwi w chaosie i świadomym w nim uczestnictwie. Max zrozumiał to w ostatniej chwili.
Cała historia filozofii umysłu jest mega ciekawa tylko trzeba ją albo studiować i mieć dobrych nauczycieli, albo chociaż, ją "liznąć" jakimś podręcznikiem. Ze swojej strony polecam "Umysł" Searle'a. Uporządkowany i bardzo przystępny tekst wprowadzający. Ostatnio trafiłem na świeże badania w tej dziedzinie: "Tunel ego" (Metzinger), ale to już dla bardziej zaawansowanych. Książka o tyle ciekawa, iż traktuje o tym, że nie ma czegoś takiego jak stałe "ja", mamy tylko złudne poczucie tożsamości w następujących po sobie momentach. I jak tu badać świat skoro nawet my nie jesteśmy stali...
OdpowiedzUsuńZarówno "Umysł" jak i "Tunel ego" muszę kupić i przeczytać. Nie wiem czy słyszałeś o powieści "Za sprawą nocy" Thomasa Glavinica - pisałem też o niej na blogu. To właśnie tutaj zagadnienie złudzenia tożsamości (poprzez jej takie właśnie "poklatkowe" odczuwanie) jest tu jednym głównych motywów. Bohater chce zachować "ciągłość" za wszelką cenę.
UsuńZresztą nie tylko to tutaj znajdziesz - polecam mocno. Jedna z najbardziej przerażających powieści jakie czytałem.
Mam tę książkę, tylko wydała mi sie nudna po kilkudziesieciu stronach. Ale czeka na "kupce wstydu" bo też wiele dobrego o niej słyszałem. Ps. Za Twoją recenzją przeczytałem Żółty znak. I tak, jest przerażający :)
Usuń