W 1918 roku, w magazynie „Argosy All-Story Weekly”, jednym z tych popularnych wtedy pulpowych wydawnictw amerykańskich, pojawiło się opowiadanie Abrahama Merritta „The Moon Pool”. Rok później ukazała się kontynuacja, czyli „The Conquest of the Moon Pool” – obie części wydano ostatecznie razem pod tytułem pierwotnego opowiadania. „Księżycowa studnia” wyszła właśnie w Polsce za sprawą Wydawnictwa IX, po raz pierwszy w pełnej wersji. Czytaliście „Nadchodzącą rasę” Edwarda Bulwera-Lyttona – powieść, którą zadebiutowało wspomniane wydawnictwo? Dziś znowu udamy się w podróż do wnętrza Ziemi.
Powieść Merritta jest spisaną relacją Waltera T. Goodwina – naukowca, który bada florę wysp południowo-pacyficznych. Mężczyzna spotyka swojego dawnego znajomego, doktora Throckmartina, który opowiada mu mrożącą krew w żyłach historię. Gdzieś daleko, na jednej z zapomnianych wysepek Mikronezji, zetknął się z absolutną grozą – jej ucieleśnienie w postaci latającego, utkanego ze światła demona, nazwanego „Zamieszkującym”, podąża teraz uporczywie jego śladem. Po dramatycznych wypadkach, kończących spotkanie po latach, Goodwin postanawia ruszyć na rzeczoną wysepkę po odpowiedzi. Nasz bohater oraz napotkani po drodze osobnicy (irlandzki awanturnik-rozrabiaka, norweski marynarz-olbrzym oraz podejrzany, rosyjski komunista) trafiają do miejsca, które całkowicie wywraca do góry nogami ich wiedzę o naszej planecie i jej historii. Pod ziemią istnieje olbrzymia, wysoko rozwinięta cywilizacja, dysponująca nowoczesnymi wynalazkami i potężną energią. Czym dokładnie jest miejsce, do którego trafili bohaterowie? Komu można zaufać? Czy uda się w ogóle stąd ujść z życiem? Kim na Boga jest „Zamieszkujący” – obiekt kultu podziemnego ludu, zwany tu „Promienistym”?
Relacja ze spotkania dwóch znajomych to właśnie pierwotne opowiadanie Merritta. Docenione zostało przez Howarda Phillipsa Lovecrafta, który znalazł w nim totalny horror, z góry przesądzony pojedynek człowieka z Nieznanym oraz kilka innych cech jakże zbliżonych do tych, jakie miała jego własna literatura. Autor „Zewu Cthulhu” sarkał jednak w swojej korespondencji na część drugą – tę opisującą podróż i karkołomne przygody Goodwina et consortes w głębinach naszego globu. Merritt odszedł tu bowiem od grozy na rzecz pulpowej, awanturniczej przygody, jaką w owych czasach można było znaleźć w dziełach chociażby Edgara Rice Burroughsa czy Roberta E. Howarda. Mamy tu romans, pojedynki, pościgi, starożytne cywilizacje, zaginione lądy, dziwne stwory – wszystko to, co dominowało w pulpowych magazynach początków dwudziestego wieku, do których pisali wspomniani autorzy (Lovecraft zresztą również).
Można spekulować jak bardzo (i czy w ogóle) „Księżycowa studnia” wpłynęła na Lovecrafta – pochodzi ona z mniej więcej z okresu „Dagona”, czyli z czasów poprzedzających jego największe osiągnięcia. Panspermia, rozumna rasa istniejąca na Ziemi przed eonami, zanim dobrze znane nam życie powstało w oceanach – to wszystko przywołuje całą twórczość HPLa z „W Górach Szaleństwa” na czele. Również miłośnicy prozy Roberta E. Howarda, poczują się jak w domu – odpowiednika Conana co prawda nie znajdą, ale sposób prowadzenia narracji i opowiadania historii jest bardzo podobny. Także czytelnicy „Nadchodzącej rasy” dostrzegą podobieństwa – mityczna, pradawna cywilizacja, ukryta w głębinach ziemi, władająca nieznaną, potężną mocą (u Lyttona jest to „Vril”, tutaj „Keth”), stosująca eugenikę jako kontrolę wzrostu populacji, mająca w swych szeregach wielkie, humanoidalne żaby (dokładnie tak!) i planująca wyjść kiedyś na powierzchnię, aby podbić świat. Jednak, w odróżnieniu od Lyttona, który napisał po prostu satyrę na współczesne mu społeczeństwo, Merritt postawił na przygodę i awanturę.
Tak, są podobieństwa – wszystkie wynikają z ducha czasu, ogólnoświatowej fascynacji okultyzmem, wirującymi stolikami, szalonymi teoriami „pustej ziemi”, legendami o Atlantydzie, Mu, Lemurii i świadomością, że nasz świat, choć coraz mniejszy, kryje cały czas niezgłębione tajemnice. „Księżycowa studnia” mówi także o tym, że świat nie jest taki jakim go postrzegamy. Zakładamy jednak, że całym światem rządzą pewne reguły, stałe prawidła, których my – ludzie – nie znamy i dlatego czasem lokujemy pewne zjawiska w domenie magii i uznajemy je na nadprzyrodzone, niewytłumaczalne. A tak nie jest – musimy tylko uzupełnić naukowe braki. Ten głód wiedzy czuć w powieści bardzo mocno – Merritt wprowadza do fabuły promienie dezintegrujące, poduszkowce i inne cuda, tłumacząc lub spekulując (czasami bardzo naiwnie) sposób ich działania. Innymi słowy – nie ma tu rzeczy niemożliwych, bowiem samo to określenie wyrzuca je z naszego, ściśle materialnego, świata. „Nauka jest zazdrosną kochanką” – mówi żona Throckmartina, przyjmując do wiadomości fakt, że jej mąż, choć śmiertelnie przerażony, nie cofnie się przed eksploracją wyspy. Nawet największy napotkany koszmar budzi w nim nieodmiennie strach i ekstazę, głęboki wstrząs i magnetyczne przyciąganie – klasyczne numinosum.
Styl Merritta to prawdziwa „eksplozja przymiotników” – pełen egzaltowanych metafor, cyklopowych obiektów, lekko przesadzonych dialogów i bezpardonowego ataku na zmysły odbiorcy. Tu wszystko jest przepastne, niezmierzone, migotliwe, opalizujące, rozświetlone, pulsujące i oszałamiające. Całość, wbrew pozorom czyta się naprawdę lekko – w czym upatruję zasługi tłumacza (Radosław Jarosiński – świetna robota). „Księżycowa studnia” to groza, fantasy, science fiction – bardzo retro. Bohaterowie są tu jednoznacznie źli albo dobrzy; uczucia, jakie nimi targają są zawsze skrajne – kochają i nienawidzą tak, jak chyba nikt przed nimi i nikt po nich; groza nieodmiennie odbiera zmysły a nowo odkrywany świat bezgranicznie fascynuje. Czasem przymrużymy oko, czasem się uśmiechniemy świadomi tego, z czym mamy do czynienia – dokładnie tak jak podczas wyprawy w światy Howarda i Burroughsa. Czy nawet Juliusza Verne’a.
Poproszę o więcej – o ile się nie mylę Wydawnictwo IX przymierza się do wydania następnej powieści Merritta („The Metal Monster”) w której znowu spotkamy Waltera T. Goodwina.
Tytuł: Księżycowa studnia
Autor: Abraham Merritt
Tytuł oryginalny: The Moon Pool
Tłumaczenie: Radosław Jarosiński
Wydawca: Wydawnictwo IX
Data wydania: lipiec 2019
Rok wydania oryginału: 1919
Liczba stron: 302
ISBN: 9788395328572
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawie opisane. Czekam na jeszcze więcej.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDzięki wszystkim za dobre słowo. Ja już ostrzę zęby na "Stalowe monstrum", czyli kontynuację "Księżycowej studni". Chyba jeszcze w tym półroczu się ukaże :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zosatło opisane.
OdpowiedzUsuń