Artykuł o Johnie Carpenterze ukazał się pierwotnie w magazynie OkoLica Strachu.
„Mgła” okazała się drugą szansą dla Jamie Lee Curtis, która, o dziwo, nie dostała ważnych ról po „Halloween”. John Carpenter zaangażował też do filmu jej matkę – Janet Leigh – znaną z głównej roli w „Psychozie”. Ale najbardziej znaczącą rolę kobiecą gra Adrienne Barbeau, partnerka Carpentera, którą pamiętamy z „Ktoś mnie obserwuje”. Gra ona spikerkę miejscowego radia, Stevie Wayne, silną i odważną kobietę, która żadnej mgły się nie boi. Film kręcono trzydzieści dni, dokładnie od pełni do pełni. Początkowo duchy były o wiele mniej widoczne i ukryte w cieniu, przemoc tylko w domyśle i poza kadrem. Ale twórcy uznali, że ludzie lubią gore, lubią krew i dokręcili wiele dodatkowych scen z hakami i nożami – po to, aby „Mgła” mogła konkurować finansowo z innymi horrorami A.D. 1980.
Reżyser doskonale wie, że tak naprawdę wszyscy boimy się tego samego. We wszystkich kulturach, czasach, pod każdą szerokością geograficzną. Zasada jest prosta – jeśli coś straszy mnie, straszy również ciebie. To zaskakująca cecha naszego człowieczeństwa, która czyni gatunek horroru niebywale uniwersalnym.
Now what kind of a fog blows against the wind?
Ghost story
Pomysł na kolejny film narodził się podczas promocji „Ataku na posterunek 13” w Wielkiej Brytanii. John Carpenter i Debra Hill, producentka filmowa i współpracownica reżysera, wybrali się na wycieczkę do Stonehenge. Wielka, zielona łąka spowita była mgłą, która według Carpentera wyglądała i zachowywała się bardzo nienaturalnie – zupełnie jakby coś w niej się poruszało. Reżyser pokazał mgłę palcem i powiedział: „To o tym zrobimy jeden z naszych kolejnych filmów!”. „Mgła”, następny po „Halloween” horror, okazał się wspaniałym powrotem do kolejnej fascynacji z czasów dzieciństwa – pulpowych opowieści niesamowitych, które mały John czytał w słynnym komiksie „The Tales from the Crypt”.
Antonio Bay, małe nadmorskie miasteczko w Kalifornii przygotowuje się do świętowania stulecia swojego istnienia. Według miejscowej legendy, opowiadanej przy ognisku przez pana Machena (nazwisko jakieś takie znajome), przed wiekiem u jego wybrzeży zatonął podobno statek przewożący skarb. Za katastrofę odpowiedzialni byli rzekomo założyciele osady. I teraz, gdy minęło już sto lat, topielce wyjdą z morza i kryjąc się w mgle, poruszającej się wbrew prawom fizyki, wezmą krwawy odwet na współczesnych mieszkańcach. Pojawią się wtedy, gdy minie północ, bo „czas od północy do pierwszej od zawsze należy do zmarłych”. Duchy szukających zemsty marynarzy bardzo przypominają antagonistów z poprzednich filmów. Kryją się gdzieś we mgle, która zaczyna spowijać coraz bardziej nadmorskie miasteczko, a gdy przychodzi czas na akcję – pojawiają się po prostu centralnie na ekranie i zbierają krwawe żniwo. Znikąd nie wyskakują, nie bawią się w podchody, po prostu przychodzą i nadziewają na rożen.
„Mgła” okazała się drugą szansą dla Jamie Lee Curtis, która, o dziwo, nie dostała ważnych ról po „Halloween”. John Carpenter zaangażował też do filmu jej matkę – Janet Leigh – znaną z głównej roli w „Psychozie”. Ale najbardziej znaczącą rolę kobiecą gra Adrienne Barbeau, partnerka Carpentera, którą pamiętamy z „Ktoś mnie obserwuje”. Gra ona spikerkę miejscowego radia, Stevie Wayne, silną i odważną kobietę, która żadnej mgły się nie boi. Film kręcono trzydzieści dni, dokładnie od pełni do pełni. Początkowo duchy były o wiele mniej widoczne i ukryte w cieniu, przemoc tylko w domyśle i poza kadrem. Ale twórcy uznali, że ludzie lubią gore, lubią krew i dokręcili wiele dodatkowych scen z hakami i nożami – po to, aby „Mgła” mogła konkurować finansowo z innymi horrorami A.D. 1980.
To że film otwiera cytat Edgara Allana Poego: „Wszystko to, co widzę, wiem – snem jest tylko... we śnie snem”[1] oraz to, że starszy pan przy ognisku nazywa się tak, jak się nazywa, nie jest przypadkowe. John Carpenter chciał zrobić zupełnie inny film niż krwawy slasher, jakim był „Halloween”. To miał być ukłon w stronę klasycznych opowieści grozy sprzed stu lat, historia o tym, jak nadprzyrodzone upomina się o swoje, a dzieci muszą płacić za grzechy ojców. Carpenter urzeczywistnia opowieści przekazywane szeptem na ucho, wstydliwie przekazywane miejskie legendy, pokazuje dosłownie kreacyjną moc opowieści, urealnia skrywany głęboko w nieświadomości archetyp niesamowitego. „Mgła” to po prostu ghost story.
Reżyser doskonale wie, że tak naprawdę wszyscy boimy się tego samego. We wszystkich kulturach, czasach, pod każdą szerokością geograficzną. Zasada jest prosta – jeśli coś straszy mnie, straszy również ciebie. To zaskakująca cecha naszego człowieczeństwa, która czyni gatunek horroru niebywale uniwersalnym.
No to pobaliśmy się trochę, czas na jakąś akcję. Za tydzień uciekniemy z Nowego Jorku.
[1] Edgar Allan Poe „Sen we śnie” („A Dream within a dream”), 1849. Tłum. Władysław Nawrocki (https://pl.wikisource.org/wiki/Sen_we_śnie).
Spore wrażenie na mnie zrobił ten film gdy pierwszy raz go oglądałem, uwielbiam takie tajemnicze fabuły. Nawet nie wiedziałem o tym cytacie z Poego, już dawno film się oglądało, chyba gdy jeszcze twórczości najwybitniejszego pisarza niesamowitości nie znałem..
OdpowiedzUsuńGrot
Polecam Ci też kolejne filmy Carpentera. Gdy przyjdzie czas będę pisał o takich trochę lovecraftowskich produkcjach - "Coś", "Książę ciemności", "W paszczy szaleństwa". To jego taka nieformalna "trylogia końca świata".
Usuń"Coś" też widziałem... Ponadto jakieś ekranizacje S.Kinga Carpentera widziałem ale już nie pamiętam tytuł/ów..
OdpowiedzUsuńGrot