wtorek, 22 stycznia 2019

Namibia

Źle się dzieje w państwie Namibii

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Luiz Eduardo de Oliveira, pseudonim „Leo”, oraz Rodolphe Daniel Jacquette, alias „Rodolphe” to dwaj komiksowi twórcy, którzy w maju 2018 roku zabrali nas na pełną przygód wyprawę po kenijskim safari. Pół roku później ich celem stała się Namibia, ale tym razem skupili się tylko na pisaniu scenariusza, zostawiając sferę graficzną nowemu człowiekowi na pokładzie – Bertrandowi Marchalowi. Marchal rysuje zaskakująco podobnie do Rodolphe’a – tym sposobem otrzymujemy pięcioczęściową historię, będącą tak naprawdę sequelem „Kenii”. Przygodową, awanturniczą, szpiegowską, pulpową opowieść science fiction mocno w stylu retro. Chyba trochę zbyt mocno.

W roku 1949 źle się dzieje w państwie Namibii. Rolnictwo upada, toczone najrozmaitszymi plagami dziwacznych, nienaturalnie wielkich robaków. Mieszkańcy zapadają na bliżej nieokreśloną chorobę i starzeją się w błyskawicznym tempie. Do brytyjskiego MI-5 trafiają zdjęcia, na których widać Hermanna Göringa, przechadzającego się wśród namibijskich pól dotkniętych zarazą. Jak to? Przecież został skazany w Norymberdze, popełnił samobójstwo a ciało skremowano! Do Namibii leci znana z „Kenii” agentka Katherine Austin, której zadaniem będzie rozwikłanie zagadki. Na miejscu czeka na nią major Browley, kolejny po zmarłym w Kenii Johnie Remingtonie hemingwayowsko rysowany gbur, mizogin, rasista i szowinista – ucieleśnienie wszystkich negatywnych cech białego kolonisty.


Kathy szybko wpada w wir niesamowitych przygód. Wraz z majorem rusza w głąb południowoafrykańskiego interioru, spotyka członków nazistowskiego ugrupowania nadal kultywującego dopiero co skompromitowane idee, widzi zmarłych ludzi chodzących jak gdyby nigdy nic wśród żywych i wreszcie trafia do miejsca, którego specyfika jednoznacznie odsyła nas do epilogu „Kenii” – poprzestańmy na tej wzmiance, nie potrzebujemy większych spojlerów. Niestety przywódcy brytyjskiego wywiadu uznali kenijskie rewelacje jednej ze swoich najlepszych agentek za produkt umysłu przeciążonego stresem, Katherine musi zatem trzymać się z dala od swoich „szalonych” teorii tak długo, jak tylko możliwe.

Namibia z okresu tuż po Drugiej Wojnie Światowej to bardzo ciekawa lokalizacja na osadzenie przygodowej fabuły. Jako dawna kolonia niemiecka jest idealnym, obok oczywistej już i przerobionej na setki sposobów Argentyny, azylem dla hitlerowskich zbrodniarzy. To świetne miejsce na szeroko zakrojoną intrygę z nazistowskimi motywami w tle – a skoro o pulpowej rozrywce mowa, to bardzo blisko już stąd do tajemniczych eksperymentów i okultystycznych motywów rodem z „Hellboya”. Autorzy nie idą jednak tak daleko i nie tworzą przerysowanej fabuły, którą mogliby się bawić – serwują wszystko trochę bardziej na poważnie, co nie musi być wcale lepszym rozwiązaniem. 


Arthur Charles Clarke napisał kiedyś, że każda bardzo zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii. W „Namibii” staje się ona narzędziem w rękach szarlatanów. Widzimy to bardzo wyraźnie na przykładzie Kościoła Synów Ezechiela, nowej sekty, która rośnie w siłę w ekspresowym tempie i szykuje się na ponowne przyjście starotestamentowego, okrutnego Boga – jakże odmiennego od tego zapowiadanego przez Jezusa Chrystusa. Co tak naprawdę stoi za nową „religią”? Połączenie wszystkich wspomnianych motywów z misją Katherine Austin i okraszenie ich szybkimi, przygodowymi rozwiązaniami lokuje komiks gdzieś w popkulturowych rejonach serialu „Doctor Who?”. Jednak „Namibii”, w odróżnieniu od perypetii przybysza z Gallifrey, brak trochę luzu i dystansu do samej siebie oraz zaufania w inteligencję odbiorcy. To natomiast stanowi pewien problem.

Leo i Rodolphe przyjęli w komiksach o agentce Austin pewną charakterystyczną konwencję. To  taki trochę łopatologiczny sposób objaśniania prostej przecież jak drut fabuły oraz przekaz, który, przez tę trochę infantylnie kreowaną historię, prowadzi czytelnika cały czas za rękę. To, co przeżyła osobiście Kathy, jest potem dokładnie opowiadane w jej rozmowach ze spotykanymi ludźmi, którzy przypadkowo okazują się kluczowi dla dalszego przebiegu historii; podczas narad członków MI-5 w Londynie lub wzorem oldschoolowych infodumpów rodem z „Jamesa Bonda”, kiedy to zły charakter trzyma na muszce dobrego i zamiast go załatwić, chełpi się swoim diabolicznym planem.


Niewiarygodne zbiegi okoliczności są w „Namibii” najczęściej występującymi wydarzeniami, demaskującymi dodatkowo naiwność niektórych rozwiązań fabularnych i co gorsza samych bohaterów. Spotykają oni w krzakach, w ciemności, dziwnego kolesia, który mówi, że pokaże im tajne wejście do podziemi. Sytuacja podejrzana, niewiarygodna – coś tu nie gra (Kathy, na specjalnie do tego przygotowanym kadrze, upewnia czytelnika: „Kim jest ten człowieczek? I jakim cudem wie tyle o tym dziwnym miejscu? Coś mi tu nie gra”). Ale i tak bez zmrużenia oka idzie za nim i to w dodatku przodem. Wyszkolony agent MI-5 słysząc na lotnisku w obcym kraju od nieznajomego faceta, że „jest do niego nagły telefon z ambasady” rzuca wszystko i daje się zaprowadzić w jakieś ciemne zaułki… Decyzje typu „Nie wiem, dokąd prowadzi ten czarny szyb, którego dna nie dostrzegam, ale co mi tam – skaczę!” są na porządku dziennym. Wszystko to zdałoby egzamin bez pudła, gdyby gdzieś tam na twarzy niewidzialnego narratora były ślady dystansującego uśmiechu a nie śmiertelnie poważna mina.

Tego jest cała masa – to, co w „Kenii” było jeszcze trochę hamowane, tutaj hula bez opamiętania. Ale w ostatecznym rozrachunku nie okazuje się to aż takie złe. Tak jak wspominałem, to pewna konwencja, przyjęta przez autorów i idę o zakład, powtarza się w „Amazonii” – trzecim zbiorczym tomie przygód Katherine. Ja już odpowiednio skalibrowałem swoją czytelniczą optykę w przypadku tego komiksu i bawiłem się całkiem nieźle – a niech tam, niech mnie autorzy biorą czasem za idiotę, byle nie cały czas. I naprawdę liczę na to, że Egmont jeszcze w 2019 roku przeniesie nas razem z agentami Jej Królewskiej Mości z Afryki do Ameryki Południowej – ja będę czytał.


Tytuł: Namibia
Scenariusz: Leo, Rodolphe
Rysunki: Marchal
Tłumaczenie: Wojciech Birek
Tytuł oryginału: Namibia
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dargaud
Data wydania: listopad 2018
Liczba stron: 248
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788328135536

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz