czwartek, 24 stycznia 2019

Kaznodzieja. Tom szósty

Ostatnie rozdanie

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Szósty, ostatni tom „Kaznodziei” to zamykanie wątków, duchowe rozliczenia, rachunki sumień, odkupienia, darowanie win, sądy, wyroki i egzekucje. Swoje pięć minut mają wszystkie ważne postacie z wszystkich dotychczasowych odcinków – niektóre dostają nawet dziesięć czy piętnaście. A skoro przez cały czas grzebaliśmy w amerykańskich mitach, opowieść musi zakończyć się w miejscu mitycznym. Alamo, gdzie  teksańscy rewolucjoniści stoczyli słynną bitwę z wojskiem Republiki Meksyku, staje się sceną dramatycznych wydarzeń. Pora na wyrównanie wszystkich rachunków.

Zanim jednak dotrzemy do Alamo, musimy wrócić na chwilę do miejsca, w którym rozstaliśmy się z naszymi bohaterami. Jesse Custer próbuje za wszelką cenę znaleźć Cassidy’ego i zrozumieć jego postępowanie. Prawda o irlandzkim wampirze okazuje się przerażająca – Cassidy jest tym rodzajem człowieka (ba, nawet nie człowieka), który nie zasługuje na drugą szansę. Jesse nie może ruszyć na dalsze poszukiwania Boga, dopóki nie usunie ciernia wbitego mu przez jego najlepszego przyjaciela. 

Powraca w końcu organizacja Graal, z komicznym, wiecznie wściekłym Wszechojcem Starrem i zakochaną w nim asystentką. Starr ma kłopoty – Graal chce wyjaśnień w sprawie zadymy na Monument Valley (patrz: „Kaznodzieja. Tom czwarty”) i wysyła na zwiady swojego pitbula, budzącego grozę pana Eisensteina wraz z nieludzkim ochroniarzem. Starr będzie musiał podjąć odważne decyzje i postawić nieodwołalne kroki, płacąc za nie niewyobrażalną cenę. Zamknięty zostaje również wątek Gębodupy, bezbronnej ofiary drapieżnego showbussinesu. Czy los pozwoli mu w końcu znaleźć spokój, ukojenie i to co najistotniejsze – da drugą szansę? No i wreszcie Święty od Morderców, chyba jedna z najpotężniejszych postaci, jakie kiedykolwiek pojawiły się w komiksach. Jesse Custer musi znaleźć sposób na porozumienie się z aniołem śmierci – tylko wtedy możliwa będzie konfrontacja z Bogiem. Droga Gębodupy wiedzie do znanego z poprzedniego tomu miasteczka Salvation, drogi wszystkich innych bohaterów prowadzą do Alamo.


Wydawać by się mogło, że najważniejszym wątkiem fabularnym będzie przesłuchanie Boga w sprawie teodycei. Na to przynajmniej zapowiadało się już od pierwszych tomów. Świat, stworzony przez samolubnego i zakochanego w sobie demiurga, który ostatecznie porzucił swoje dzieło, znosi ból, niesprawiedliwość i okazuje się niczym więcej niż zabawką w rękach manipulanta i narcyza. Garth Ennis pokazuje Boga w wielce kontrowersyjny sposób, jest to zepsuta, żądna uwielbienia istota, antybóg – zupełne przeciwieństwo tego, o czym mówi jakakolwiek monoteistyczna religia. Jesse urasta w tym układzie do rangi jakiegoś mesjasza – a raczej antymesjasza, ponieważ jego zadaniem jest demaskacja kłamstwa, w jakie wierzy ludzkość. 

Tylko że wszystko zaczyna wskazywać na to, że rozmowa o teodycei nigdy nie będzie miała miejsca. Jesse Custer może otrzymać swoje odpowiedzi w zupełnie inny sposób – ponieważ na pierwszy plan fabularny ostatniego tomu „Kaznodziei” (a tak naprawdę całego dzieła Ennisa i Dillona) wysuwa się trudna relacja pomiędzy nim i Cassidym. Cassidy jako wampir mógł dokładnie przyjrzeć się światu i największe zło, jakie odnalazł, tkwiło zawsze w nim samym – choć bardzo wiele czasu zajęło mu uświadomienie sobie tego faktu. Lecz czy świadomość tego, że jest się skończonym draniem może nieść jakikolwiek usprawiedliwienie? Czy można zasłaniać się nieobecnością Boga? Nieśmiertelny Cassidy jest więźniem własnych żądz, uzależnień i słabości – okazuje się o wiele bardziej ludzki niż Jesse, komiksowo zamknięty w świecie mitów, ideałów i pocztówkowej wizji Ameryki. Zobaczcie, jak kończy się historia Cassidy’ego – zrozumiecie, że Jesse nigdy nie potrzebował rozmowy z Bogiem, a rozwiązanie tego rzekomo najważniejszego wątku opowieści zyskuje bardzo symboliczny wymiar.


„Kaznodzieja” jako całość jest przede wszystkim wytłumaczeniem tego, jak należy interpretować wszelkiego rodzaju mity o szczęśliwości, drugich szansach, miłości aż po grób, sprawiedliwości, przyjaźni, realizacji marzeń oraz ich konfrontacji z rzeczywistością. W szóstym tomie znajdziemy odcinek specjalny, który przenosi nas w czasie do okresu, kiedy Jesse i Tulip byli młodzi, zwariowani, rozmarzeni, nieustannie napaleni i wydawało im się, że świat leży u ich stóp. Garth Ennis i Steve Dillon bardzo wyraźnie pokazują tutaj, że nie istnieje tak naprawdę coś takiego jak mit Ameryki, która spełnia wszystkie nasze marzenia. Sami musimy znaleźć sposób na ich spełnienie. Ponieważ legendy i mity mogą być obserwowane zawsze z daleka, podziwiane jako teoretyczne konstrukty, eksperymenty myślowe i opowieści ku pokrzepieniu serc. Gdy tylko zaczynamy przyglądać się im z bliska, zauważamy bardzo dużo nierówności, skaz i pęknięć na gładkiej powierzchni oraz ziarnistość na idealnym obrazie.

Skończył się „Kaznodzieja”. Historia obrazoburcza, kontrowersyjna, przerysowana, czasem pompatyczna z tekstem pisanym zbyt często wielkimi literami. Jednocześnie jest to rzecz gwarantująca wiele godzin niczym niezmąconej radości obcowania z komiksem.



Tytuł: Kaznodzieja. Tom szósty
Seria: Kaznodzieja
Tom: 6
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Steve Dillon,
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
Tytuł oryginału: Preacher Book Six (Preacher #55–60, Preacher Special: Tall in the Saddle)
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Vertigo
Data wydania: grudzień 2018
Liczba stron: 384
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: II
ISBN: 9788328134577

3 komentarze:

  1. Offtopic - tak na marginesie Marcin - nadrabiam aktualnie zaległości z Biblioteki Grozy, także na LC jakbyś miał ochotę zajrzeć ostatnie moje aktywności to tomiki BG. Choć to takie bardziej krótkie zwięzłe opisy niż duże recenzje. Raz że nie mam tak czasu się rozpisywać (praktycznie jedynie w weekendy włączam komputer w domu, pracuje przed monitorem więc jak wracam do siebie, to już nie mam ochoty obciążać wzroku), a dwa że najbardziej lubie się rozpisywać przy arcydziełach, a tu już chyba wszystko co najlepsze zostało wydane. Choć oczywiście jakieś tam perełki jeszcze pasowałoby wznowić jak zamek udolpho Radcliffe - choć do czegoś takiego tylko Vespera widzę ;)

    Grot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za info! Poczytam, bo Twoje zdanie zawsze było dla mnie istotne. Udolfo - pewnie, ale i Otranto! :)

      Usuń
  2. Otranto niestety jeszcze nie czytałem, ale oczywiście jak tylko będzie jakieś wznowienie to jak najbardziej pozycja obowiązkowa.

    Grot

    OdpowiedzUsuń