wtorek, 24 kwietnia 2018

Kaznodzieja Tom czwarty

W poszukiwaniu drugiej szansy

Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Jesse, Tulip i Cassidy nadal szukają Boga. Chcą mu zadać serię niewygodnych pytań. Czwarty tom „Kaznodziei” przynosi wyraźne przyspieszenie akcji oraz powrót groteskowego Herr Starra, nowego Wszechojca tajnej organizacji Graal. Bierzemy udział w największej i najbardziej spektakularnej zadymie jak do tej pory. A do tego (co stało się już regułą) otrzymujemy aż trzy historie specjalne, przybliżające nam ważne drugoplanowe postacie. Powoli, lecz nieodwołalnie, szykujemy się na finał.

Odcinki specjalne, podobnie jak miało to miejsce w trzecim tomie, rysowane są przez nowych twórców. Historię dwóch zabójczo niebezpiecznych rednecków z luizjańskich bagien, których znamy z pierwszego tomu „Kaznodziei”, ilustruje znany grafik – Carlos Ezquerra. Opowieść zupełnie nic nie wnosi do głównego wątku, jednak nie wyobrażam sobie, aby mogło jej zabraknąć. Ennis w rozbrajający sposób parodiuje kiczowate filmy akcji sprzed trzydziestu lat, robiąc z Jody’ego (prześladowcy rodziny małego Jessego) współczesnego Conana z blondyną owiniętą wokół uda. 

Richard Case zabiera nas do pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych – czasów garażowych brzmień prosto z Seattle, flanelowych koszul w kratę i buntowniczych tekstów Kurta Cobaina. Dowiadujemy się w jaki sposób Gębodupa – którego zostawiliśmy w momencie, gdy zaczął robić karierę w showbiznesie – zasłużył sobie na swój przydomek. Przygnębiający odcinek, w którym nie ma tak naprawdę pozytywnych postaci: ojciec, ultrakonserwatywny oszalały wojskowy, żywcem wyjęty z filmu „American Beauty”; matka-alkoholiczka udająca, że nie widzi przemocy wobec swojego dziecka i w końcu syn, całkowicie oderwany od rzeczywistości egocentryk z obsesją na punkcie własnej niedoli – kopia bohatera komiksu „Śmierć: Wysoka cena życia” Neila Gaimana.



I w końcu najlepszy i najbardziej istotny odcinek specjalny, narysowany przez Petera Snejbjerga. Poznajemy przeszłość Herr Starra, który w czwartym tomie staje się praktycznie bohaterem pierwszoplanowym. Starr to człowiek ciężko doświadczony w dzieciństwie, który postanawia zaprowadzić na świecie ład i porządek – taki na własną modłę. Nie jest ważne, ilu ofiar będzie to wymagało, ile przeleje się krwi i łez – zepsuty, skorumpowany i groteskowo obrzydliwy świat musi zostać ściśle zorganizowany według jego woli. I jak to już wiemy z poprzednich tomów, środkiem do osiągnięcia tego celu jest nikt inny jak Jesse Custer.

W odcinkach regularnej serii, niezmiennie rysowanych przez Steve’a Dillona, Herr Starr układa plan ostateczny. Organizuje zasadzkę na Jessego na pustyni Mojave, z udziałem oddziałów wojska Stanów Zjednoczonych. Na piasek pustkowia muszą spaść tony łusek po nabojach i hektolitry krwi – zwłaszcza, że pojawia się pewien niezniszczalny, dobrze nam znany osobnik. 

„Kaznodzieja”, mimo iż tworzony przez Irlandczyka, jest na wskroś amerykańskim komiksem. W jednej, bardzo charakterystycznej scenie, Jesse z butelką whiskey w ręku wpatruje się w skały Monument Valley i mówi do Cassidy’ego: „Tu właśnie jest mój Empire State Building. To jest dla mnie Ameryka, Cass. Prosto z filmów”. Bohater wierzy w to, że jego kraj jest w stanie dać drugą szansę każdemu, komu wcześniej powinęła się noga. Trzeba tylko umieć wykorzystać ją właściwie. Bardzo romantyczna wizja – jak zresztą cała postać Jessego, który zawsze kocha aż do końca świata i „jest jedyną stałą wartością w ciągle zmieniającym się świecie, na której Tulip może polegać”. Jesse szuka swojej drugiej szansy i drogą do jej zyskania jest zostanie spowiednikiem samego Boga.


Jednak Garth Ennis stopniowo i nieubłaganie demaskuje miraże Jessego. O wiele bardziej realne i praktyczne staje się podejście do życia, jakie ma Cassidy. On również szuka kolejnej szansy, po tym jak namieszał mocno w trzecim tomie. Chce zrobić dla ekipy coś, co wybieli go w oczach Tulip i uspokoi jego sumienie. Ale nadal wewnętrznie wątpi, bo ciągle jest zdania, że najlepiej brać co tylko można od życia i nie oglądać się na innych. Dwoistość jego natury jest tym, co w moich oczach czyni go najciekawszą, choć nie najsympatyczniejszą postacią „Kaznodziei”.

Wszyscy szukają swojej drugiej szansy. Groteskowy Gębodupa robi karierę, Herr Starr został najpotężniejszą osobą w najpotężniejszej organizacji na świecie. Ameryka! Tylko że u Ennisa Stany Zjednoczone to miejsce skorumpowane i fałszywe. Większość ludzi nie dostaje nawet pierwszej szansy, czego przykładem jest opowieść pewnego niedoszłego kosmonauty, którego Jesse poznaje na pustyni. „Prędzej czy później wszystko w życiu się spieprzy. Wtedy pozostaje tylko pokazać światu środkowy palec i być z tego dumnym”

Amerykański sen przyprawia o bardzo gorzki posmak w ustach zaraz po przebudzeniu. Garth Ennis mówi to wszystko bardzo wyraźnie i bez ogródek. Ale nadal tworzy „Kaznodzieję” przepełnionego akcją, komedią i szaloną, zwariowaną komiksową zabawą. Czwarty tom kończy się największym cliffhangerem jak do tej pory, pomimo treści wprost eksplodującej w rękach czytelnika.


Tytuł: Kaznodzieja Tom czwarty
Seria: Kaznodzieja
Tom: 4
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Steve Dillon, Carlos Ezquerra, Richard Case, Peter Snejbjerg
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
Tytuł oryginału: Preacher Book Four (Preacher Special: The Story of You-Know-Who; Preacher Special: One Man’s War #1; Preacher Special: The Good Old Boys; Preacher #34-40)
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Vertigo
Data wydania: marzec 2018
Liczba stron: 372
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: II
ISBN: 9788328134096

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz