Grudzień 2011. Do Edynburga zbliża się huragan Jajwór(!). Według opinii światowych specjalistów będzie to wydarzenie przełomowe, po nim nic już nie będzie w Szkocji takie samo. Tylko, że tu ciągle piździ i leje, co tam Jajwór, nikt go nawet nie zauważył! Bohaterowie ostatniej powieści Irvine’a Welsha mają, jak to się teraz mówi, wywalone na wszystko. Teraźniejszość, mimo tego, że właściwie nie istnieje, płynnie przechodząc z przyszłości do przeszłości, jest dla nich jedynym wycinkiem czasu, godnym uwagi i refleksji.
„Słodki” Terry Lawson to czterdziestokilkuletni taksiarz-seksoholik z Edynburga. Jego życie to nieustanna „niezła jazda” – kokaina i „ryćkanie”. Dużo jednego i drugiego. Terry zna ulicę, wie, jak się poruszać po mieście, jak załatwić dragi i skołować laseczki. Jego dzieci rozsiane są po całym Edynburgu, ale prawie żadne nie nosi jego nazwiska. Życiowym motto Terry’ego jest: „Człowiek nigdy nie jest aż tak zajęty, żeby nie mieć czasu na dymanko”. Pewnego dnia do jego taksówki wsiada Ronald Checker, amerykański celebryta, który przybył do Edynburga w pewnej tajnej misji. Terry zostaje prywatnym szoferem Ronniego i powoli wprowadza go powoli w tajniki „niezłej jazdy”. Gdyby tego było mało, miejscowy gangster o pseudonimie „Pedzio” zleca Terry’emu doglądanie mafijnego domu publicznego podczas swojej nieobecności. Naszego bohatera czekają same kłopoty, okazuje się bowiem, że życie teraźniejszością prędzej czy później zaczyna odbijać się czkawką – diagnoza serducha mówi, że trzeba wstrzymać wyrywającego się wciąż konia i przyhamować nieco ze swoim nałogiem.
Irvine Welsh znowu zaprasza czytelników na spacer po najbardziej zakazanych miejscach Edynburga. Choć tak naprawdę „Bar Bez Nazwy” gdzie zbierają się największe męty i obiboki, sauna-burdel kontrolowana przez gangsterów czy rynsztok przy głównej ulicy bledną w porównaniu z tym, co wyprawia się w najzwyklejszych z pozoru mieszkaniach. Jednym z wątków powieści jest historia Jinty i Jonty’ego. Jinty to prostytutka ukrywająca swój fach przed swoim chłopakiem, Jontym. Jonty natomiast to „trochę powoli myślący, prosty chłopak z jakiejś pipidówy”, który, co tu dużo gadać, ma przekichane w życiu. Jego narracja, przemyślenia i absurdalne przygody jeżą włos na głowie. To, co Welsh wyprawia z tym pozbawionym szczęścia szkockim Forrestem Gumpem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. A przecież podziewałem się „niezłej jazdy”.
Historia Terry’ego jest najbardziej komediową, zabawną i rozrywkową powieścią autora. Trzeba jednak zaznaczyć wyraźnie, że śmieszyć i fascynować będzie przede wszystkim tych czytelników, którzy czytali jego wcześniejsze książki, znają jego sposób na literaturę i dokonują wyboru „Niezłej jazdy” świadomie. Welsh pisze językiem przesyconym wulgaryzmami i specyficznym slangiem. Co chwilę żartujemy na temat penisów, seksu, porno, ćpania, dymania, chlania i to w bardzo niewybredny sposób. Miejsce akcji, czyli szkocka stolica urasta tu do rangi jakiegoś komiksowo przerysowanego miejsca, o którym jeden z bohaterów ma pod koniec powieści jednoznaczną opinię: „Padam na kolana i drę się na nich wszystkich, waląc pięścią w tę ohydną poplamioną wykładzinę w zawszonym pokoju i klnąc na tych wszystkich gnojków jak stary szewc! Modlę się, żeby wrócił tu prawdziwy huragan i zmiótł, proszę cię, Boże, ten sracz z powierzchni ziemi! ZABIJ ICH, PANIE BOŻE! PANIE JEZU, ZABIJ ICH! NIECH WRÓCI TU TEN CHOLERNY HURAGAN, TEN WÓRJAJ!!!”
Warto jednak zwrócić uwagę na to, co przebija spod grubej warstwy narracyjnego śluzu. Otrzymujemy bardzo ostrą, jadowitą i oczywiście wyolbrzymioną satyrę pewnego wycinka społeczeństwa. Ci uwięzieni w teraźniejszości bohaterowie, okazują się również mocno zakuci w kajdany przeszłości – swej i swoich rodziców. Powtarzają dokładnie te same błędy i mimowolnie walczą o to, aby historia zatoczyła koło. Ojcowie nie kochają swoich dzieci, bo nigdy nie są pewni, czy bachory są ich. Zaniedbane przez rodziców pokolenie Terry’ego ignoruje i zaniedbuje pokolenie swoich potomków. Wszystkie błędy i przekleństwa przeszłości wracają jak bumerang a jedynym sposobem ucieczki jest życie wyłącznie teraźniejszością. Tylko wtedy bohaterowie mogą na chwilę wyciszyć poczucie winy, wyrzuty sumienia, poczucie zmarnowanych szans, nienawiść i wrażenie beznadziei swego życia. A przecież w głębi duszy są poczciwymi ludźmi.
Ostatnia powieść Irvine’a Welsha to naprawdę niezła jazda. Kilka razy śmiałem się w głos, czasem opadała mi szczęka z niedowierzania – a strony przewracały się same.
Tytuł: Niezła jazda
Tytuł oryginalny: A Decent Ride
Autor: Irvine Welsh
Tłumaczenie: Jarosław Rybski
Wydawca: Burda Książki
Data wydania: marzec 2017
Rok wydania oryginału: 2015
Liczba stron: 432
ISBN: 9788380531871
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz