Opowiadania Damiana Zdanowicza, które możemy przeczytać w Kamienicy panny Kluk, to podróż szlakiem Thomasa Ligottiego do jądra ciemności. To twórczość, w której od tego O CZYM opowiada, a nawet JAK opowiada, o wiele ważniejsze jest to DLACZEGO opowiada. Jej podstawowym zadaniem jest próba uchwycenia w uporządkowaną formę prawd, które są, jak to sam Zdanowicz określa w jednym z opowiadań, nie do wypowiedzenia w normalnym „dyskursie międzyludzkim”. Literatura, a zwłaszcza jej krótka forma, staje się tu medium jedynym właściwym, głównie poprzez swój bezdyskusyjnie szerszy, w stosunku do owego „dyskursu”, wachlarz środków wyrazu. Wyrazić niewyrażalne, utoczyć kształt z materii chaosu, wyśnić uzasadnienie swej egzystencji, zapełnić pustkę – takie, skazane z góry na niepowodzenie, zadania stoją przed wijącymi się w fabularnych konwulsjach bohaterami opowiadań.
Przestrzeń, w której egzystują ludzie w światach Zdanowicza, ma zwichrowaną naturę. Jest przesycona potencją znaczeń, kafkowsko odrealniona, stawiająca opór ludzkiej percepcji, chwiejąca się w epistemologicznych posadach. Może to być pokój mężczyzny odbierającego regularnie po północy anonimowe telefony; mroczna piwnica kamienicy, w której można spotkać na poły realnego Sztukmistrza demaskującego największe oszustwo naszego bytu; metaforyczny zamek na wzgórzu, który nawiedza równie umowny potwór; siedziba redakcji tak zwanego „koszmarnego magazynu”, trafiającego w niewyjaśnionych okolicznościach do odbiorców szczególnie predestynowanych do mrocznego oświecenia; teatr marionetek animowanych nieustannie przez sznurki biegnące w mrok nieskończony; dom rodzinny, w którym własny ojciec i brat wydają się najbardziej obcymi elementami rzeczywistości; zamknięte drzwi do łazienki w domu pewnego psychiatry, skrywające prawdę o ludzkiej cielesności; i w końcu ostatnie piętro tytułowej kamienicy, miejsce gdzie tylko obłęd ratuje przed unicestwieniem.
Bohaterowie opowiadań Kamienicy panny Kluk funkcjonują w przestrzeniach popękanych, ulegających inwazji chaosu, który odkłamuje rzeczywistość. Chaos ów, ukryty za złudzeniem porządku, wytwarzanym przez nasz aparat poznawczy, jest z wszech miar naturalny, bo przecież to tylko nasza wewnętrzna potrzeba katalogowania wrażeń daje pozory ładu. Oznacza to tyle, że cała nasza codzienność rejestrowana zmysłami to jedno wielkie oszustwo, filtr nałożony na obserwowany świat. Wszystko dookoła jest tylko naszą kreacją, tworzonym nieświadomie sztucznym bytem, stanowiącym ochronę przed skutkami konstatacji, że nie jesteśmy niczym więcej niż gadającymi kawałkami mięsa, pustymi pancerzami, strachami na wróble, bulgoczącą cielesną zupą, bladymi horrorami. Wszystko to z powodu brzemienia jaki od mileniów za sobą ciągniemy, czyli samoświadomości.
Za istnienie świadome przychodzi płacić najwyższą cenę w światach Zdanowicza. Ludzie są jak śniące marionetki, odgrywające wciąż i wciąż na nowo przedstawienie życia. Wyśnione przez nie światy to feeria barw, bogactwo uczuć, nawałnica smaków i zapachów, plany, wspomnienia, poczucie istotności i teleologiczne tłumaczenia sznurków animujących ich wydrążone skorupy. A przecież tak naprawdę, wszystko co istnieje to tylko pustka i atomy. Ten bezlitosny fakt dociera do manekinów przez szczeliny wyprodukowanych przez nie snów. Budzą się one czasem z letargu, pozwalającego na kiełznanie doznań w formy i treści uzasadniające ich sztuczną egzystencję. Po przebudzeniu pękają formy, lalki siedzą w swoich małych szalupach, rozpaczliwie wiosłując ku blaskowi, obiecującemu ratunek przed ciążeniem rozszalałego wodospadu za ich plecami.
To potworne przyciąganie nie jest formą kary za przywilej istnienia. Cierpienie, nierozerwalnie związane z świadomym trwaniem, nie pozwala nawet na zogniskowanie nienawiści ku bytowi to cierpienie zadającemu. Nie na takiego bytu przecież. To tylko kolejny poziom złudzenia, próba kolejnego nadawania celu ludzkiemu życiu. Kukiełki (my) oszukują same siebie, łudząc się, że od owej katorgi można w jakikolwiek sposób uciec. Pojawiające się zaraz po nadziei, przygniatające do ziemi rozczarowanie, urasta do najtragiczniejszej rzeczy w „życiu” marionetki. W życiu każdego z nas. Bo jesteśmy tylko pacynkami, choćbyśmy się tego zdecydowanie wypierali. Lalkami, którymi nie animuje nikt inny niż one same, ich niewytłumaczalny i absurdalny balast – samoświadomość.
Tak oto wygląda wyprawa w koszmary Kamienicy panny Kluk Damiana Zdanowicza. Od czasu Teatro Grottesco Thomasa Ligottiego i Powrotu Wojciecha Guni, nie czytałem tak gęstych i sugestywnych tekstów. Wielkie słowa uznania kieruję do redakcji OkoLicy Strachu, która wystartowała swoją Biblioteczkę książką ekstremalnie trudną, niekomercyjną i niszową. Liczę na powrót autora w kolejnych opowiadaniach, takiej literatury chciałbym więcej.
Tytuł: Kamienica panny Kluk
Autor: Damian Zdanowicz
Wydawca: Phantom Books Horror
Seria: Odmienne Stany Grozy OkoLicy Strachu
Data wydania: czerwiec 2017
Liczba stron: 128
ISBN: 9788394629953
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz