Tej książce nie potrafię wystawić oceny. Powód jest taki sam jak w przypadku Wahadła Foucaulta Eco – przyswoiłem fabułę, zrozumiałem podstawowe założenia, pokiwałem głową z uznaniem dla wiedzy autora i fabularnego rozmachu, ale wiem, że tylko ślizgnąłem się po powierzchni. Za mało wiem, aby zanurkować w głębiny powieści Rushdiego i w skorzystać w pełni z tego, co ona oferuje. Więc wystawianie oceny w takim przypadku byłoby nie w porządku. Szatańskie wersety czyta się tak samo jak pynchonowskie i właśnie ecowskie dzieła - pełne erudycyjnego nasycenia szczegółami, głęboko umocowane historycznie, przeładowane aluzjami, które jeśli zostaną wyłapane, dodają dodatkową, wielką wartość do całości. Pynchona jednak, o dziwo, czyta mi się łatwiej, jest bardziej umocowany w teraźniejszości (w przeciwieństwie do Eco) i w naszej kulturze (w przeciwieństwie do Rushdiego).
Powieść ma dwa plany narracyjne. Pierwszy to historia dwóch mężczyzn, hinduskich aktorów, muzułmanów, ocalałych z katastrofy porwanego samolotu. Dżibril Farista i Saladyn Ćamća spadają dosłownie z nieba na brytyjskie wybrzeże, wplątując się w zdarzenia, które zgodnie z zasadami realizmu magicznego wydają się nam mocno fantastyczne, podczas gdy uczestnicy tych wydarzeń wcale je za takie nie uważają. Dżibril staje się uosobieniem Archanioła Gabriela, natomiast Saladyn staje się jego przeciwieństwem – samym Szejtanem. Ich metamorfozy, wizje, spotkania ze znanymi wcześniej lub dopiero co poznanymi osobami tworzą, oprócz zwykłego ciągu fabularnych przystanków, olbrzymi socjologiczny, teologiczny, polityczny oraz metaliteracki autorski przekaz. Dodatkowo mamy też plan narracyjny numer dwa – sny Dżibrila, w których autor zamieszcza trawestację opowieści o powstaniu islamu w mocno krytycznym i kontrowersyjnym wydaniu. Ponadto nie chodzi tu tylko o ponowne opowiedzenie historii Mahometa, ta druga narracja to przede wszystkim uczłowieczenie Proroka i obdarzenie go ludzkimi słabościami, sugestia, że założyciel islamu i jego świta byli skorumpowanymi przez zdobytą władzę rzezimieszkami, narzucającymi swoje przekonania przede wszystkim siłą. Jest też paszkwil na irańską teokrację Chomeiniego, krytyka wojującego i niszczycielskiego islamu, zrównującego z ziemią poprzedzające go religie, ciemnotę i ignorancję, która jest naturalną konsekwencją przyjęcia islamu, narzucanie absurdalnej kontroli i wyznaczanie bezwzględnie nienaruszalnych zasad każdej (każdej – seksualnej, gastronomicznej, edukacyjnej, „rozrywkowej”, zarobkowej) sferze ludzkiego życia, bezsens i żenada etiologii patriarchatu, uprzedmiotowienie kobiet, idiotyzm restrykcji żywnościowych, głupota hidżabu oraz ostatecznie pychę i fałszywe przeświadczenie muzułmanów o supremacji islamu ponad inne religie (kilka z tych cech jest charakterystycznych nie tylko dla islamu, lecz dla monoteizmu w ogólności - ale akurat w tej książce szarpiemy się z Allahem).
Sama dość ciekawa fabuła potraktowana jako ciąg wydarzeń przebiegający od A do Z to może 1% wartości tej książki. Bo Salman Rushdie, oprócz krytyki religii Mahometa, porusza tak naprawdę wiele innych poważnych zagadnień - pisze o przyczynach utraty wiary, o zderzeniu cywilizacji Wschodu i Zachodu, o powodach, dla których to zderzenie odbyć się może tylko z wielkim hukiem, o potencjalnych skutkach tego zderzenia, o wykluczeniu społecznym imigrantów oraz ich obrazie w oczach Brytyjczyków zakonserwowanych przez politykę Margaret Thatcher i w końcu o bardzo skomplikowanej zależności pomiędzy religijnością a świeckością. Według Rushdiego nie istnieje coś takiego jak muzułmański sekularyzm. Dwaj główni bohaterowie, hindusi-muzułmanie, którzy z różnych powodów porzucili swą wiarę, nie są w stanie uwolnić się od wpływu, jaki wywarła ona na ich osobowość, sposób postrzegania i interpretację świata. Zresztą nie chodzi tylko o wiarę czy religię, to całą kulturę ich rodowego kawałka świata powinniśmy brać pod uwagę.
Szatańskie wersety to przebogata powieść w duchu postmodernizmu i realizmu magicznego. Ciężka mieszanka. I podobnie jak w przypadku Pynchona i Eco, wymaga trochę więcej od czytelnika niż większość literatury. Ja odkładam ją na półkę gdzie leży już Wahadło Foucaulta i Tęcza grawitacji - do obowiązkowej powtórki za parę lat, z wcześniejszą podbudową encyklopedyczną.
Tytuł: Szatańskie Wersety
Tytuł oryginalny: The Satanic Verses
Autor: Salman Rushdie
Tłumaczenie: Jerzy Kozłowski
Wydawca: Rebis
Seria: Mistrzowie Literatury
Data wydania: maj 2013
Liczba Stron: 664
ISBN: 9788375108019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz