czwartek, 17 listopada 2016

Nowojorskie Odloty



Gene Wolfe jak do tej pory trafiał idealnie w moje czytelnicze gusta. I nie jest to jakieś zamazane już wspomnienie sprzed dziesięciu lat. Dwa lata temu przeczytałem Pokój, Piątą Głowę Cerbera, Księgi Nowego/Długiego/Krótkiego Słońca i zbiór Śmierć Doktora Wyspy. I za każdym razem niesamowite wrażenia i pełne uznanie.
Tym bardziej zdziwiony jestem po przeczytaniu Nowojorskich Odlotów. Książka została napisana w przerwie między tetralogią Księga Nowego Słońca a jej kodą jaką jest Urth Nowego Słońca, więc nie jest przesadą z mojej strony oczekiwać od niej podobnie wysokiej jakości. Niestety jakości tej nie ma.
Cechą charakterystyczną dla twórczości Wolfe’a jest jej swego rodzaju „interaktywność” i „rekurencyjność”. Czytelnik oprócz historii, wizji świata przedstawionego bierze udział w pewnej rozgrywce. Wymusza to najczęściej ponowne czytanie (czasem więcej niż jednokrotne), wiązanie pewnych faktów na pierwszy rzut oka nie powiązanych i zdrapywanie wierzchniej warstwy fabularnej. Powroty i ponowne odczytania często powodują zmianę perspektywy i reinterpretację fabuły, postacie okazują się kimś innym niż sądziliśmy a wydarzenia znaczą coś innego niż za pierwszym razem. Oczywiście, czasem rozpędzamy się za bardzo i dajemy się wyprowadzić na manowce. U Wolfe’a bardzo ważny jest każdy fragment powieści ale jednocześnie ważne jest też to co pominięte. Bo u niego nawet narrator trzecioosobowy nie jest wszechwiedzący, co mi osobiście mocno przypomina twórczość Thomasa Pynchona. Ja uwielbiam takie książki, bardzo.

W Nowojorskich Odlotach Wolfe zapomniał chyba, że tworzenie zagadki nie powinno być głównym celem literatury. Znakomicie to zbalansował w Pokoju czy słonecznych cyklach. W Odlotach zwyczajnie przesadził. Tej książki nie czyta się dobrze. Tak usilnie stara się budować tajemnicę i zaskoczyć czytelnika, tak bardzo angażuje się w grę wstępną, że gubi gdzieś inne cechy, których literatura pozbawiona być nie powinna. A na koniec okazuje się, że nie dość, że jesteśmy totalnie zmęczeni to i orgazmu nie ma żadnego a losy bohaterów i to co z nimi się dzieje nie interesuje nas wcale. Nie poszło tym razem. Nie rozumiem dlaczego. A cykl o Latro i tak przeczytam.

Tytuł: Nowojorskie Odloty
Tytuł oryginalny: Free Live Free
Autor: Gene Wolfe
Tłumaczenie: Olga Stanisławska
Wydawca: Alfa Wero
Data wydania: 1998
Liczba Stron: 450
ISBN: 8370019838

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz