wtorek, 29 kwietnia 2025

Gość Drakuli

Strącona poprzeczka

Artykuł należy do cyklu XX lat Biblioteki grozy wydawnictwa C&T”. Odcinek czternasty.

Musiało w końcu kiedyś dojść do tej sytuacji. Któryś tom „Biblioteki grozy” wydawnictwa C&T musiał się kiedyś okazać najsłabszy z dotychczasowych. „Gość Draculi” Brama Stokera niestety taki jest – ale i tak czyta się to całkiem nieźle.  

Zbiór ukazał się w 1914 roku, dwa lata po śmierci autora. Zadbała o to Flaurence Stoker, wdowa po zmarłym i wykonawczynie jego testamentu. „Gość Drakuli” zawiera dziewięć opowiadań – pięć publikowanych było w latach dziewięćdziesiątych poprzedniego wieku, a cztery miały swój pierwszy raz dopiero w tym zbiorze. Wspomniane lata dziewięćdziesiąte to słynny „Dracula”, jeden z moich wyrzutów sumienia, powieść cały czas nie przeczytana choć – wiadomo – treść znam z ekranizacji. Bram Stoker nie był oczywiście autorem jednego przeboju, choć tak jest czasem kojarzony. Na „Draculę” przyjdzie czas, na razie czytamy o jego gościu, czyli… Jonathanie Harkerze.


To on (prawdopodobnie) jest nienazwanym bohaterem tytułowego, umieszczonego jako pierwsze, opowiadania w zbiorze. Pewien Anglik, podróżujący na północ Europy dociera do Monachium podczas Dnia Walpurgii i błąka się gdzieś po nawiedzonych cmentarzach. Tekst ten był fragmentom „Draculi”, który został ostatecznie usunięty przez Brama Stokera z finalnej wersji powieści – słusznie, bo nie dość, że nie wniósłby do niej zbyt wiele. Niestety nie prezentuje się on dobrze jako odrębna całość. Główny bohater zachowuje się skrajnie irracjonalnie i nielogicznie a samo zakończenie zdaje się być zupełnie nieuzasadnione (lepiej by zagrało, gdyby to opowiadanie zostało w powieści.

Nie będę pisał zbyt wiele o pozostałych tekstach. Wyróżnię „Dom sędziego”, z początku nieco podobny do „Snów w domu wiedźmy” Lovecrafta a na koniec zmierzający w kierunku twórczości M.R. Jamesa. Ślepe zawierzenie nauce i racjonalizmowi niestety nie pomaga w starciu w nadprzyrodzonym złem. Fajna jest „Cygańska wróżba”, choć przypomina raczej rozwleczoną anegdotę i chyba najlepszy w zbiorze „Sen o czerwonych dłoniach”, moralitet o poszukiwaniu odkupienia i przebaczenia.


Makabryczna „Indianka” nawiązująca wyraźnie do twórczości Poego i dobrze się zapowiadające, ale rozwleczone i zawodzące na koniec „Ruchome piaski”, są w porządku, lecz nie zapadają w pamięć na długo. A z kolei „Tajemnica rosnącego złota”, „Powrót Abla Behenny” i „Pogrzeb szczurów” można pominąć. Naprawdę nie wrócicie do ich lektury. Bohaterowie tych trzech opowiadań są mało wiarygodni, z czego ci z „Powrotu Abla Behenny” to po prostu idioci, wszyscy jak jeden mąż (i niedoszła żona). „Pogrzeb szczurów” na dodatek nudzi niemiłosiernie.

Wiem, że tego typu zarzuty mógłby stawiać również niektórym innym starym opowiadaniom, o których już pisałem wcześniej. U Stokera zebrało się tego jednak najwięcej. Strącił poprzeczkę zawieszoną przez poprzedników. Z powodów kronikarskich przeczytałem, ale chyba nie wrócę. Mimo wszystko jednak nie zniechęca mnie to do „Draculi”. Muszę się w końcu za to zabrać.



Tytuł: Gość Drakuli
Autor: Bram Stoker
Tłumaczenie: Joanna Szczepańska, Violetta Dobosz
Tytuł oryginału: Dracula's Guest and Other Weird Stories
Wydawnictwo: C & T
Rok wydania: 2006
Liczba stron: 176
Wydanie: I
ISBN: 9788374702867

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz