On tu idzie!
„Punisher MAX” był serią, która miała na celu odświeżenie i przywrócenie świetności pewnego bohatera. „Punisher” osiągnął szczyt popularności na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku – potem niestety było już gorzej. Za scenariusze nowej serii od samego początku odpowiadał w całości Garth Ennis – omawiany dziś tom drugi zbiera odcinki 13-24, podzielone, dokładnie tak samo jak w tomie pierwszym, na dwie sześcioczęściowe fabuły.
Warto, rzecz jasna, znać poprzednie części. Fabuły obydwu historii drugiego tomu nawiązują bowiem do tych z tomu pierwszego. Zaczynamy od misji niemożliwej – w sumie jest nią całe życie Punishera po stracie rodziny. „Mateczka Rosja” opowiada o awanturze na dalekiej Syberii, gdzie w chronionym przez dziesiątki żołnierzy silosie atomowym, Rosjanie ukrywają śmiercionośnego wirusa. Amerykanie oczywiście chcą go dla siebie – grupa wysoko postawionych wojskowych oficjeli zleca to zadanie samemu Nickowi Fury’emu, który ma nadzieję odzyskać przywództwo w S.H.I.E.L.D. Fury dogaduje się z Punisherem i jak nietrudno się domyśleć białe syberyjskie śniegi zostaną mocno zroszone czerwoną posoką.
Akcja „Góra jest dołem, a czarne jest białe” dzieje się z powrotem w Nowym Jorku. Włoska mafia, po srogim laniu, jakie zebrała od Punishera w pierwszym tomie, szuka sposobu na powrót do swej świetności – tylko wtedy będą mogli stawić czoła Ruskom, Kitajcom i Czarnym. Nadzieją jest niejaki Nick Cavella, zwyrodnialec do potęgi n-tej, który wpadł na dość nietypowy sposób na rozprawienie się z Frankiem Castle. Zobaczycie zresztą sami – uważam, że Garth Ennis napisał w drugim tomie „Punishera Max” jedne z najmocniejszych scen w swojej karierze. Nowy Jork spływa krwią – Frank Castle wpada w berserk i nikt, dosłownie nikt, nie jest w stanie stanąć mu na drodze. W całą historię zamieszany jest też śmiertelnie groźny najemnik William Rawlins, znany z „Mateczki Rosji”, a także kobieca wersja Punishera, jaką jest Kathryn O’Brien (tak, to ta babka, która już w pierwszym tomie zostawiała za sobą stosy trupów i chciała iść za wszelką cenę do łóżka z Frankiem Castle).
Sposób Gartha Ennisa na ten komiks jest bardzo prosty i po prostu znakomity. „Punisher MAX” jest „Punisherem” na maksa – i tyle. Facet jest po prostu przerażający – większy, potężniejszy, bardziej bezwzględny, brutalny, zdecydowany, wściekły i pewny tego co robi, niż kiedykolwiek. Jest też starszy – ma około sześćdziesiąt lat, choć nadal pozostaje w wysokiej formie. Już w „Mateczce Rosji” zabija więcej osób niż wcześniej, ale dopiero w drugiej historii przekracza wszelkie granice. Ulice Nowego Jorku zasłane są trupami niczym pola największych bitew w historii świata – Frank próbuje w ten sposób zagłuszyć nieustanny ból i wyegzorcyzmować swoją opętaną duszę. Nic to nie daje – ból nie ustaje, demony nadal mają się dobrze a żona i dzieci są cały czas martwe. Wszyscy wrogowie okazują strach pomieszany z szacunkiem – gdy nadchodzi Frank Castle nic nie jest w stanie zatrzymać rozluźnienia zwieraczy. Rosyjski generał mówi o nim: „To nie był Amerykanin. To był Rosjanin urodzony w niewłaściwym kraju”. Nawet Nick Fury, chyba jedyny koleś, który mógłby powalczyć z Punisherem jak równy z równym, czuje głęboki respekt.
Garth Ennis znowu pisze na poważnie. To szczególna cecha „Punishera MAX” – humor jest tu szczątkowy, nieistotny, praktycznie niezauważalny. Jest za to skrajna brutalność, dosadne sceny (nie tylko przemocy) i galeria świetnie wykreowanych postaci. Generał Zacharow, William Rawlins, przerażający Mongoł, O’Brien, Nick Cavella i jego „dziewczyna” – to nie są tylko manekiny, do których strzela Punisher, ale pełnokrwiści bohaterowie. Najbardziej imponuje oczywiście Frank – archetyp bezwzględnego egzekutora, który posuwa się dalej, niż ktokolwiek. I choć oficjalnie potępiamy to co robi (no bo, kurde, jakby to o nas świadczyło, gdybyśmy popierali?) to w głębi duszy trzymamy za niego kciuki i życzymy mu jak najlepiej. Zwłaszcza, że Frank zawsze opowie się po stronie niewinnej ofiary i nigdy jej nie wykorzysta do własnych celów. Mimo iż jest całkowitym psychopatą.
Pierwszą historię ilustruje Doug Braithwaite, drugą, znany z pierwszego tomu, Leandro Fernandez. Pierwszy rysuje w nieco bardziej „brudny” sposób – jego postacie to większości przypadków brzydale, przed którymi na wszelki wypadek lepiej uciekać. Drugi jest trochę łagodniejszy, bardziej „komiksowy” i lekko przypominający Steve’a Dillona – na szczęście różnicuje twarze bohaterów. Obaj rewelacyjnie rozrysowują dynamiczne sceny walki i scenografię, choć nie zaliczyłbym ich do najlepszych rysowników, z jakimi miałem styczność.
Tom drugi jest lepszy od pierwszego. I o to właśnie chodzi – strach pomyśleć co będzie dalej.
Tytuł: Punisher MAX. Tom 2
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Doug Braithwaite, Leandro Fernandez
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Punisher MAX. Vol.1 (#13-#24)
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics (MAX Comics)
Data wydania: sierpień 2017
Liczba stron: 288
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328118614
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz