wtorek, 17 grudnia 2019

Wtorek przed ekranem #30

Darren Aronofsky - Czarny Łabędź


Tekst ukazał się pierwotnie na portalu Esensja w cyklu "Do sedna".


„Masz obsesję na punkcie doskonałości, ale nigdy nie dostrzegłem byś się zatraciła”


„Czarny łabędź”, piąty film Darrena Aronofsky’ego, jest kontynuacją jego reżyserskiej wizji i nawiązaniem do wszystkich filmów poprzednich (głównie „Requiem dla snu” i „Zapaśnika”). Znowu przyglądamy się ludzkim obsesjom (tym razem na punkcie doskonałości), które prowadzą do negacji rzeczywistości, dehumanizacji i autodestrukcji.



Nina Sayers jest młodą, ambitną baletnicą, która otrzymuje główną rolę w spektaklu otwierającym nowy sezon teatralny – będzie to „Jezioro łabędzie” Czajkowskiego w nowej interpretacji. Nina musi zagrać dwie role jednocześnie – białego i czarnego łabędzia. Dziewczyna jest perfekcjonistką, całe jej życie sprowadza się do katorżniczych prób, doskonalenia techniki i ćwiczeń do upadłego. „Gdybym szukał tylko białego łabędzia, dostałabyś tę rolę!” – mówi reżyser, doceniając w ten sposób umiejętności Niny i jej techniczne atuty. Niestety do roli łabędzia czarnego potrzeba tego, czego Nina jest całkowicie pozbawiona – namiętności, umiejętności zatracenia się w swojej pasji i zaprzestania ciągłej samokontroli oraz wyzbycia się zahamowań. Potrzeba serca, a nie tylko ciała.


Nina mieszka z nadopiekuńczą matką. Obie wyjęte są prosto z programów o „małych miss” – różowy, puszysty pokój Niny sugeruje kilkuletnią lokatorkę, a nie dorosłą kobietę. Matka musiała przed laty przerwać wielce obiecującą karierę w balecie z powodu ciąży. Mała Nina, od urodzenia warunkowana i „tresowana” w nieludzki sposób, miała być z założenia sposobem na pośrednie spełnienie matczynych ambicji. Ostatecznie wyrosła na ludzką maszynę, manekina o aparycji dorosłej kobiety, wewnątrz którego żyje cały czas niedojrzała, ograniczona i nieświadoma swojej dorosłości dziewczynka. Ten ściśle zaprojektowany mechanizm, pod wpływem treningów do nowej roli, zaczyna zmieniać się stopniowo w człowieka z krwi i kości. Gorset, w który Nina była wciskana na siłę przez całe życie, zaczyna powoli pękać, podobnie jak kokon kłamstw i złudzeń – azyl, w którym chowała się od dzieciństwa. Dziewczyna poznaje tę samą prawdę, co Randy „The Ram” Ramzinsky z „Zapaśnika” – życie to nie spektakl.

Nina dociera do jeszcze innej prawdy. Każdy człowiek, w tym ona sama, to ciągle ścierające się przeciwieństwa. Obok sterylnej, mechanicznej, ściśle zaprogramowanej i białej Niny istnieje Nina namiętna, irracjonalna, emocjonalna i czarna. „Czarny łabędź” opowiada nie tylko o dojrzewaniu, ale o wewnętrznej przemianie i nieustannej walce czerni i bieli, co symbolicznie obrazują przeobrażenia jakie zachodzą w ciele Niny oraz relacja jaką nawiązuje ona z nową koleżanką po fachu – Lily. Nina widzi w niej swoje alter ego, swego doppelgängera – uosobienie wszystkich tych istniejących, lecz wypartych cech, które w naturalny sposób stanowią nieodzowny składnik naszej ludzkiej istoty. Wszystkie wydarzenia przedstawione w filmie są katalizatorem jednego procesu – oswabadzania czarnego łabędzia i jego konfrontacji z białym odpowiednikiem. Rozpoczyna się wielka bitwa, która prowadzi do unicestwienia – właśnie dlatego, że jest bitwą a nie obopólną akceptacją. „Jedyną osobą, która stoi na twej drodze, jesteś ty sama” – jak mówi reżyser spektaklu. Kogo widzi w swoich fantasmagoriach Nina? Kto ją prześladuje w lustrach? No właśnie…


Nie ma w filmie ani jednej sceny, w której brakowałoby głównej bohaterki. Wszystko czego doświadczamy, jest przefiltrowane przez jej umysł, odpowiednio przez nią zinterpretowane, przekształcone i „opowiedziane”. Jesteśmy nią od początku do końca – dlatego też trudno jednoznacznie stwierdzić, które wydarzenia przedstawione są w pełni obiektywnie, czyli dokładnie tak, jak miały miejsce. Aronofsky co prawda bardzo mocno sygnalizuje i wręcz zapowiada sceny symboliczne, ale czy nie odwraca tym samym nieco naszej uwagi? Może jest tak, że cały film to lynchowska projekcja pierwszej sceny, w której Nina budzi się i mówi, że śniła o tym, jak dostała główną rolę w „Jeziorze łabędzim”? Może fantasmagoriami są całe sekwencje fabularne? Czy baletnica naprawdę mieszka z matką? Czy naprawdę poszła na imprezę z Lily? Nie wykluczałbym takiego podejścia interpretacyjnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz