Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.
Co mają ze sobą wspólnego wypchany i pokryty autografami piesek, grający kiedyś Toto w „Czarnoksiężniku z Krainy Oz”, gangsterskie tatuaże, dzieci poczęte na planie filmów pornograficznych, hitlerowski projekt „Seks-lalka w każdym okopie”, cesarzowa Waleria Messalina i realistyczne odlewy intymnych części ciała? Jeśli wydawało wam się, że Chuck Palahniuk już dawno przekroczył granice dobrego smaku i zdrowego rozsądku w „Opętanych” i „Rancie”, przemyślcie to jeszcze raz. Kolejna powieść etatowego literackiego obrazoburcy każe się zastanowić czy droga, którą podąża jego twórczość, jest na pewno słuszna. Przecież zbyt monotonna dieta powoduje nie tylko przesyt, ale i uodparnia kubki smakowe na konkretne doznania.
W dusznej, wilgotnej, śmierdzącej moczem i potem piwnicy siedzi sześciuset facetów. Każdy z numerkiem na ramieniu, napisanym trudno zmywalnym markerem. Od czasu do czasu schodzi do nich młoda dwudziestoparoletnia dziewczyna o imieniu Sheila i zaprasza losowo wybraną trójkę na górę. Nie wracają już oni na dół. Na górze, w specjalnie przygotowanym, jasno oświetlonym pokoju, dzieją się rzeczy niesłychane. Najsłynniejsza aktorka porno swoich czasów, Cassie Wright, przechodzi do historii filmów XXX jako ta, która odbyła sześćset stosunków seksualnych pod rząd. Gdyby tylko wytrzymała fizycznie, mogłaby pewnie odbyć i z tysiąc, wszak powszechnie wiadomo, że „żeby nakłonić laskę do zagrania w świńskim filmie, wystarczy jej zaoferować milion dolarów. Żeby nakłonić do tego samego faceta, wystarczy mu to tylko zaproponować”.
Fabułę śledzimy z punktów widzenia czterech postaci. Pan z numerem 600 to podstarzały gwiazdor filmów porno, którego łączy z Cassie więcej niż mogłoby się wydawać. Pan numer 72 to nastolatek, prawiczek z poważnymi zaburzeniami seksualnymi, ogarnięty obsesją na tle supergwiazdy. Pan numer 137 to podupadły aktor, były serialowy detektyw, szukający swojej szansy w przemyśle pornograficznym. Jednak, jak to branżowa wieść niesie, udział w tego rodzaju filmach to koniec kariery. To Rubikon zza którego już nie można się wycofać. Sylwester Stallone jest jedynym żywym wyjątkiem od reguły. Czwartym narratorem jest Sheila, asystentka Cassie i tak zwana „naganiaczka”.
„Snuff” to powieść wprost ociekająca turpizmem, wulgaryzmami, wydzielinami ciała i wielce kontrowersyjnymi a czasem nawet absurdalnymi rozwiązaniami fabularnymi. Przeczytajcie końcówkę bez rozdziawionych ust, będziecie wielcy. O co tym razem chodzi Palahniukowi? Co chce przekazać? Że wszyscy faceci są tacy sami? Na casting stawiło się całe spektrum męskiej populacji – starzy, młodzi, przystojni, brzydcy, bogaci, biedni. Nawet geje przyszli. Czy facet to takie stworzenie, które nie przepuści żadnej okazji, żeby wykazać się w wiadomej dyscyplinie? A może Palahniuk mówi, że seks jest najlepszym towarem na rynku, takim na który zawsze będzie popyt? Dla seksu zrobimy wszystko, zaprzedamy rodzinę, własną duszę, podpalimy świat. Być może autor obnaża zerową wartość instytucji rodziny? Rodzice i dzieci, uśmiechnięci na zdjęciach, to tylko widokówka z filmów familijnych, przecież tak naprawdę każda rodzina jest dysfunkcyjna, jej idea przegniła a jej członkowie nic dla siebie nie znaczą? A może chodzi o krytykę show businessu i charakterystycznego dla niego ludzkiego dążenia do cielesnej perfekcji, nawet kosztem zdrowia? Aktorki noszą wszak buty z nierównymi obcasami, żeby efektowniej kręcić tyłkiem, niszcząc przy tym stawy biodrowe, a operacje plastyczne to często nieudolne próby zatrzymania czasu.
O właśnie. Może też chodzi o, z góry skazaną na porażkę, walkę z upływającym czasem? Cassie i pan 600 najlepsze lata mają już za sobą, a ich ciała, czyli narzędzia pracy, już dawno powinny przejść na emeryturę. Skąd to odbierające rozum i godność parcie na szkło? Czy naprawdę tak trudno wyczuć, kiedy należy zejść ze sceny? Palahniuk sporo też mówi o śmierci i jej dziwnym pokrewieństwie z seksem. Czy seks może być formą odkupienia win? Pokuty? Wewnętrznej transformacji? Wynaturzonej komunii? A może trzeba się poważnie zastanowić nad tytułem powieści? Kurczę, a może autor pisze po prostu o pornografii?
Pisze o wszystkich tych tematach. O każdym po trochu. Poukrywał to wszystko skrzętnie w otworach fabularnego ciała i gra z odbiorcą w „ciepło, zimno”. Czytelnik zaczynający Palahniuka od tej książki nie usłyszy sensu autorskiego przesłania, zepchniętego na margines przez odgłos klaskających pośladków. Jednak „Snuff” jako kolejny przystanek na palahniukowej autostradzie (nie wiem jeszcze, dokąd ona prowadzi) pokazuje, że nie zgubił się on jeszcze w swojej nadprodukcji znaczeń. Być może przesadził ze scenografią, przyciągającą raczej amatorów rozkładu niż rozkładówek. Pewnie przeholował z kreatywnością w wymyślaniu fikcyjnych tytułów filmów porno, wystawiając jednocześnie na próbę kreatywność tłumacza. „Penis rozrabiaka”, „Dr Strangelove, czyli jak pokochałem seksbombę”, „Policjanci z fajami”, „Mężczyźni walą blondynki” czy „Jądra w ciemności” to tylko niektóre, najbardziej cenzuralne tytuły.
Jednak przede wszystkim Palahniuk napisał powieść o ludzkich obsesjach, maniach i życiowych nałogach, które dręczą współczesną mu cywilizację. Porno jest tu tylko przykładem, krzykliwym i przesadzonym środkiem wyrazu – wynaturzonym tak samo jak każda nasza fiksacja. Ile w powieści jest obsesji dotyczących całej ludzkości, a ile samego Palahniuka, pozostaje się tylko domyślać.
Tytuł: Snuff
Tytuł oryginalny: Snuff
Autor: Chuck Palahniuk
Tłumaczenie: Elżbieta Gałązka-Salamon
Wydawca: Niebieska Studnia
Data wydania: 2013
Rok wydania oryginału: 2008
Liczba stron: 224
ISBN: 9788360979273
Mega świetna recenzja, Marcin. Zachęciłeś, że będę się zastanawiał czy w następnej kolejności sięgnąć po "Niewidzialne potwory", które już mam na półce, czy po "Snuffa", którego nie mam. :)
OdpowiedzUsuńObie książki są świetnym wyborem. Jak cały Palahniuk zresztą. Warto jednak dawkować, bo łatwo o przesyt, jeśli się czyta jego powieści w bardzo krótkich odstępach czasu. Jak alkohol :)
UsuńNo to tak jest podobnie z kilkoma autorami. Ale nawet bym nie potrafił czytać Palahniuka pod rząd kilka. Za mocny akcent. :)
UsuńMuszę się zgodzić z Kamilem, że świetna recenzja. Jeszcze nie czytałem nic od Palachniuka chociaż wiele słyszałem o tym pisarzu. No cóż, muszę to zmienić ;)
OdpowiedzUsuńJeśli mogę coś zasugerować, to proponuję zacząć od najwcześniejszych powieści: "Fight Club", "Niewidzialne potwory", "Rozbitek". Mocno widać jak Palahniuk zmienia styl, narrację i akcenty - choć oczywiście rdzeń jego twórczości jest cały czas taki sam. No i te powieści są trochę mniej "odjechane" niż późniejsze (choć w sumie to chyba wszystkie w jakiś tam sposób takie są).
UsuńŚwietna recenzja. Aż mi wstyd, że czytałem tylko Fight Club.
OdpowiedzUsuńCo do kreatywności tłumaczki.. coś mi świta, że Pani Elżbieta Gałązka-Salamon jest odpowiedzialna za jedno z najbardziej kultowych tłumaczeń w historii: Pulp Fiction na VHS (tak, to z robieniem z d.. jesieni średniowiecza ;)). Nie sądzę, że osoba, która prawie ćwierć wieku temu tworzyła takie cuda cierpiała na brak pomysłów ;))