czwartek, 4 maja 2017

W kleszczach lęku

W oryginale z 1898 roku młoda guwernantka, opiekująca się dwójką sierot, została poddana „dokręcaniu śruby”. W polskim tłumaczeniu Witolda Pospieszały ściskana jest coraz bardziej „kleszczami lęku”. W zasadzie chodzi o to samo – o narastające sukcesywnie napięcie i uczucie grozy.

Pan Douglas, starszy angielski dżentelmen, podczas wigilijnej nocy, odczytuje swoim zgromadzonym gościom pewien notatnik. Są to zapiski młodej guwernantki, która postanowiła uwiecznić w ten sposób swoje przeżycia w pewnej wiktoriańskiej posiadłości. Pracowała tam jako opiekunka dwójki dzieci - kilkuletniej Flory i nieco starszego Milesa. Ich prawny opiekun zostawia ją w rezydencji w towarzystwie dzieci i starszej pani Grose – wieloletniej pomocy domowej. Guwernantka utrzyma pracę pod warunkiem, że niezależnie od tego co się będzie działo, sama poradzi sobie z przeciwnościami losu. No i właśnie - zaczyna się coś dziać.

Młoda kobieta zaczyna widzieć zjawy, których nie widzi nikt inny poza nią. Gdy opisuje ich wygląd pani Grose, ta rozpoznaje w nich poprzednią opiekunkę dzieci oraz byłego kamerdynera – dwa obmierzłe i podstępne indywidua, których prawdopodobnie łączył potajemny związek. Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że dwa widma wzięły na cel wychowanków narratorki i ich niewinne dusze. Śruba się przekręca, kleszcze się zaciskają, napięcie narasta. Otóż dwójka słodkich dzieci, wedle słów zapisanych w notatniku, zaczyna pokazywać swej opiekunce drugie oblicze, zza ich uśmiechniętych twarzy zaczynają przezierać demoniczne maski.

Notatnik, który czyta pan Douglas, jest wielce subiektywnym i emocjonalnym zapisem przeżyć młodej kobiety. Poprzez swą wrażliwość i wyolbrzymianie wszystkich zewnętrznych bodźców, staje się w pewnym momencie bardzo niewiarygodnym narratorem. I to jest najlepsze w tej powieści, to jest żyzna interpretacyjna gleba. Można tę powieść odczytać dosłownie, to co widzi guwernantka to naprawdę duchy, które naprawdę nawiedzają rezydencję w Bly - czyli można zaufać narratorce bezgranicznie. Tylko po co w takim razie to szkatułkowe zagranie? Po co czytamy o tym, jak to pan Douglas czyta nerwowe i rozedrgane, pierwszoosobowo pisane sprawozdanie? Z drugiej strony możemy uznać, że to wszystko, co zapisała guwernantka to rojenia młodego umysłu, odizolowanego od zewnętrznego świata. Klaustrofobia, zbyt duża odpowiedzialność, histeria. Po co w takim razie cała ta upiorna otoczka, po co akurat złowieszcze duchy? I jakim cudem pani Grose kojarzy te postacie w oparciu o opis guwernantki?


Gdy poszukałem w sieci analiz i opracowań tej skromnej objętościowo powieści, okazało się, że jest ich zatrzęsienie. Przeczytałem kilkanaście, żadna nie jest na tyle zuchwała, aby jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie o to, co tak naprawdę dzieje się w domu. Dlaczego? Bo tej odpowiedzi nie ma i według mnie jest to jedyny pewnik odnośnie fabuły. Czytelnik, który podąża wraz z narratorką w ciemność, jest skazany na ciągłą rewizję swoich dotychczasowych ustaleń co do natury wydarzeń w powieści. Miotany między interpretacją skrajnie nadnaturalną a całkowicie realistyczną, lokuje swe tłumaczenia gdzieś pomiędzy, w połowie drogi lub ze wskazaniem na jeden z biegunów – w zależności od osobistych preferencji i emocji. Postawiony jest tym sposobem dokładnie w tym samym miejscu co narratorka, staje się współodkrywcą tajemnic rezydencji w Bly.

Narratorka pisze pięknie. Tak pięknie jak jeden z najlepszych amerykańskich, literackich stylistów drugiej połowy XIX i początku XX wieku – niejaki Henry James. Długie i skomplikowane zdania, bogate metafory – wymagające skupienia i czasem wytrwałości, ale odwdzięczające się po przeczytaniu wrażeniem obcowania z literaturą z najwyższej półki. To nie jest powieść prosta, łatwa i przyjemna – jest wymagająca i nie akceptująca pojedynczego odczytu. Dokręca śrubę, trzyma w kleszczach, potęguje napięcie. Ja przeczytałem dwukrotnie i wiem, że wrócę jeszcze kiedyś.

Tytuł: W kleszczach lęku
Tytuł oryginalny: The Turn of the Screw
Autor: Henry James
Tłumaczenie: Witold Pospieszała
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: marzec 2012
Rok wydania oryginału: 1898
Liczba stron: 232
ISBN: 9788378390725

7 komentarzy:

  1. O tak, wyśmienita powieść. Jak dobrze pamiętam sam Stephen King uznał ją za kluczową dla horroru (obok bodajże Frankensteina, Draculi, Dr Jeykylla i Pana Hayde'a, Dziecka Rosemary).

    Też mam zamiar do niej powracać, już trzy razy przeczytałem.

    Co do interpretacji Marcin, to rzeczywiście jest ich kilkanaście, aż tak wiele? Jak dla mnie kluczowa jest tylko jedna kwestia - czy guwernantka jest wiarygodna.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, nie - interpretacji jest kilka - kilkanaście to znalazłem opracowań, esejów itd. Tak naprawdę jest tego jeszcze więcej - ale główne tropy to właśnie niewiarygodność narratorki.
    Potem dochodzą teorie Freuda, Junga, choroba psychiczna narratorki, jej powiązania z Douglasem, fatum itd.
    Szczególnie ciekawa jest np. ta:
    Dekada literacka

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie, do niewiarygodności guwernantki się sprowadzają te koncepcje - powiedzmy naturalne. Szczególnie ta o libido mnie zaciekawiła.

    Natomiast najprościej chyba byłoby przyjąć wiarygodność relacji guwernantki i zwalić wszystko na duchy zmarłych. I tu byśmy mieli prawdziwy horror nadnaturalny.

    Choć właśnie zastanawiam się czy najbardziej o wersje pośrednią Jamesowi nie chodziło, czyli celowy zabieg aby pozostawić czytelnika w nieświadomości?

    Myślę, że najlepiej byłoby znaleźć jakieś teksty, komentarze, artykuły samego Henry Jamesa o swojej powieści wyjaśniające jej tajemnice - tylko czy takie coś istnieje? Jeśli nie, to może być właśnie jakiś tam dowód, że pisarz raczej celowo chciał czytelnika pozostawić w nieświadomości, alternatywie wyboru wersji.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znalazłem wyjaśnień Jamesa. Zresztą, bardzo dobrze, że tego nie robił, strzeliłby sobie w kolano.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie, ostatnio przy czytaniu wstępu do "Kordiana" Słowackiego spotkałem się z opinią recenzenta, a raczej literacka prawdą, iż arcydzieła mają to do siebie że są niejednoznaczne.

    A swoją drogą Marcin, kiedy zabierzesz się za drugi tom ghost stories tego drugiego Jamesa, MR Jamesa? Czy na razie pewnie odpoczynek od klasyki grozy... Też mam tak, że lubię zmieniać gatunki. Jak bym czytał same horrory też bym pewnie czuł przesyt, fajnie mieć jakąś odskocznie, aby później tym chętniej powrócić do swojej ulubionej działki.

    Grot

    OdpowiedzUsuń
  6. Drugi James musi na razie poczekać. W tym roku przerabiam głównie grozę i tak będzie jeszcze przez dłuższy czas. Najbliższe rzeczy z grozy to "Egzorcysta" (czeka na publikację), "Wendigo i inne upiory" Blackwooda, "Powrót" Guni, "Inne światy" Machena, "Nawiedzony" Shirley Jackson.
    Mi ciężko stwierdzić, jaki mam ulubiony gatunek literacki - choć grozę lokuję na pewno wysoko.

    OdpowiedzUsuń
  7. No to Creme de la creme! Fajnie, że tego "Egzorcyste" mi przypomniałeś, bo właśnie się zorientowałem, że Vesper wydał, a jeszcze tej książki nie czytałem - choć film zrobił spore wrażenie, ale to było w dzieciństwie, więc nie wiem jak by teraz podeszło.

    Grot

    OdpowiedzUsuń