Bezsenność w Gotham
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Egmont wznowił w zeszłym roku dwa genialne komiksy z Batmanem w roli głównej – obydwa napisane i narysowane przez dokładnie ten sam duet. Jeph Loeb i Tim Sale to przykład pary twórców, których kooperacja skazana była na sukces – panowie czuli postać Batmana jak mało kto i wiedzieli, jak należy o niej opowiadać. Najpierw było wspaniałe „Długie Halloween”, a potem nieustępujące mu jakością „Mroczne zwycięstwo”. Dziś czytamy to drugie.
„The Dark Victory” jest czternastoczęściową opowieścią pozostającą, podobnie jak jej poprzedniczka, poza obowiązującą fabularną ciągłością DC Comics. „The Long Halloween”, wydane w 1997 roku, słusznie okrzyknięto jednym z najważniejszych komiksów nie tylko w historii Batmana, ale i całego DC Comics. Historia ta, dziejąca się w świecie legendarnego „Roku pierwszego” Franka Millera, opowiada o walce pewnego nieoczywistego triumwiratu z przestępczością w Gotham City. Sojusz świeżo upieczonego komisarza Jima Gordona z prokuratorem okręgowym Harveyem Dentem i tajemniczym człowiekiem-nietoperzem wydaje się na pierwszy rzut oka niemożliwy – seryjny morderca, określony jako „Holiday” (bo zabijał w święta zapisane w kalendarzu), zostaje jednak powstrzymany i osadzony w Arkham. Cena, jaką musiała zapłacić wspomniana trójca, okazuje się bardzo wysoka – Harvey Dent, poparzony kwasem i zniszczony psychicznie, przechodzi na drugą stronę. Staje się „freakiem”, dziwolągiem, jakich cała masa obrodziła w Gotham City, spychając do defensywy dotychczasowych królów zbrodni w mieście – mafijne rodziny Falcone i Maroni. Barbarzyńcy znowu atakują Rzym – Two-Face, cesarz/konsul/generał - porzuca swe stanowisko i dołącza do agresorów. „Mroczne zwycięstwo” opowiada o konsekwencjach tej inwazji. Dotknęły one zarówno Jima Gordona, Batmana, jak i całe miasto.
Omawiana dziś miniseria wystartowała w grudniu 1999 roku, zaraz po zakończeniu słynnej „Ziemi niczyjej”. Nie ma z nią oczywiście żadnego związku – wszak komiksy Loeba i Sale’a pozostają „elseworldami”, historiami alternatywnymi. Jest jednak opowieścią bardzo istotną z punktu widzenia kreacji postaci Batmana – rozwija ją w takim samym stopniu, jak „Długie Halloween” rozbudowuje charakterystykę Gotham, mikroświata, w jakim przyszło żyć człowiekowi-nietoperzowi. Mroczne Miasto ogarnęła wojna. Z jednej strony mamy gothamską mafię, taką rasową, jakby wyjętą z filmów Francisa Forda Coppoli, istniejącą w komiksach DC od lat czterdziestych. Z drugiej mamy rzeczonych „barbarzyńców”, „dziwolągi”, „freaki” – Jokera, Riddlera, Pingwina, Szalonego Kapelusznika, Poison Ivy, Scarecrowa, Calendar Mana i „last but not least” Two-Face’a. Dwie siły walczą o Gotham, a w środku Batman i komisarz Gordon próbują ratować, co się da. Obaj zapracowani, samotni, na skraju wytrzymałości psychicznej i fizycznej.
„Mroczne zwycięstwo” jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń „Długiego Halloween”. Alberto Falcone, który okazał się wspomnianym „Holidayem”, trafia do szpitala Arkham – tam również znajdziemy Harveya „Two-Face” Denta. Na czele mafii Gotham staje siostra Alberto, Sofia „Gigante” Falcone – sparaliżowana co prawda po wydarzeniach zamykających „Długie Halloween”, ale nadal bezwzględna i okrutna. Inne pomniejsze rodziny mafijne Gotham, jak chociażby ta dowodzona teraz przez braci Maroni, prześcigają się w walce o jej względy. Jim Gordon, porzucony przez niemogącą już znieść takiego życia żonę, pracuje dwadzieścia cztery godziny na dobę i próbuje odwieść nową prokurator generalną, Janice Porter, od pomysłu uwolnienia Alberto Falcone z Arkham. Mario Falcone z kolei, brat Alberto i Sofii, próbuje wyprowadzić rodzinę na legalne wody – to on lobbuje za uwolnieniem „Holidaya” i obiecuje, że w areszcie domowym będzie całkowicie nieszkodliwy. Bruce Wayne pozostaje w dziwnym, opartym na tylko chwilowych uniesieniach związku z Seliną Kyle, która z sobie tylko znanych przyczyn zaczyna kręcić się przy rodzinie Falcone. Bracia Maroni w pojednawczym geście wobec Sofii dokonują ataku na Azyl Arkham, aby zlikwidować Harveya Denta – w zamieszaniu wynikającym z tej operacji dochodzi do masowej ucieczki z psychiatryka (w tym również Two-Face’a), a sam Alberto Falcone, w „nagrodę” za nieuczestniczenie w tejże akcji, trafia pod upragnioną opiekę swego brata.
Akcja „Mrocznego zwycięstwa” nabiera tempa, gdy nieznani sprawcy kradną ciało Carmine’a Falcone’a z rodzinnego grobowca, a kolejny tajemniczy seryjny morderca, działający podobnie jak Holiday (a wcześniej Calendar Man) według świątecznego kalendarza, rozpoczyna swą działalność. Media chrzczą go pseudonimem „Hangman” od charakterystycznego modus operandi – kolejne ofiary umierają na prowizorycznych szubienicach rozmieszczonych w różnych miejscach Gotham. Łączy je to, że są byłymi policjantami, którzy w jakimś stopniu współpracowali z Harveyem Dentem w przeszłości. Przy każdym wisielcu policja znajduje kartkę z rebusem z gry w „Wisielca” – Batman próbuje rozwikłać skomplikowaną zagadkę i schwytać mordercę. Zaniedbuje przy tym swoją relację z Catwoman i zatraca się w swej misji – ratunkiem może okazać się pewien mały chłopiec, doświadczony przez życie w sposób ekstremalny. Podobnie zresztą jak sam Bruce Wayne.
Komiks Loeba i Sale’a jest kryminałem w starym stylu, a nie zwykłą superbohaterską opowieścią jakich wiele. Pod tym względem przebija nawet „Długie Halloween” – zagadka jest bardziej złożona, dominująca nad wszystkimi innymi elementami fabuły. Jednocześnie widać też, co tak naprawdę chcieli pokazać autorzy – ostatnie dni nie tylko Gotham, znanego od czasów Złotej Ery, ale również swego rodzaju przeobrażenie Batmana. Trójca obrońców Gotham się rozpadła. Gordon nie przekracza litery prawa, Batman idzie dalej, ale zatrzymuje się przy granicy kolejnej – własnej moralności. Dla Two-Face’a nie ma już żadnych granic, ale z racji przejścia na „drugą stronę” nie ponosi takich kosztów, z jakimi muszą liczyć się jego dawni koledzy. Gordon traci rodzinę, ale pod koniec opowieści wciska hamulec i jest w stanie ją odzyskać. Batman sukcesywnie traci swe człowieczeństwo, jest samotny i nieszczęśliwy. Nie chce nikogo wpuścić do swego życia, aby nie ponieść takiej straty, jaką była przemiana Harveya Denta. To dlatego Bruce Wayne odrzuca Selinę Kyle, która po piątym odcinku znika i pojawia się dopiero pod koniec tomu. Ciekawostka – o jej poszukiwaniach samej siebie, jakie prowadziła we Włoszech w owej przerwie, opowiada komiks „Catwoman. Rzymskie wakacje” Loeba i Sale’a oczywiście. Już za miesiąc Egmont wznowi i to.
Z zagadnieniem obsesji Batmana na punkcie swej misji ratowania Gotham wiąże się nierozerwalnie postać Robina, którego kolejną genezę znajdujemy właśnie w „Mrocznym zwycięstwie”. Batman zaczyna dominować nad Bruce’em Wayne’em – mroczne alter ego najbogatszego człowieka Gotham zajmuje coraz więcej komiksowego czasu. Perfekcjonizm Batmana („Mnie nie wolno się mylić!”) prowadzi go do samotności, zatraceniu się w niej, porzuceniu nie tylko Seliny, ale i Alfreda. Gotham stacza się w coraz większy mrok i trzeba jakiegoś cudu, wydarzenia, które zatrzyma osuwanie się Batmana na dno. Tym właśnie stały się tragiczne wydarzenia w „Cyrku Haly’ego”.
Tony Zucco szantażuje właściciela cyrku i (żeby nie być gołosłownym) zabija dwójkę jego pracowników – małżeństwo Graysonów, stanowiących nieodmiennie atrakcję wieczoru. Świadkiem śmierci swoich rodziców jest około dziesięcioletni Dick, którego tragedia i jej następstwa są uderzająco podobne do tych, które mniej więcej dwadzieścia lat wcześniej dotknęły Bruce’a Wayne’a. Dziewiąty odcinek „Mrocznego zwycięstwa”, jeden z najlepszych pojedynczych zeszytów w historii komiksów z Batmanem, zestawia ze sobą owe wydarzenia, bohaterów i tłumaczy, skąd bierze się nadzieja dla pogrążonego w obsesji Nietoperza. Tak znakomicie pokazanej zależności między Batmanem, Robinem i ich historiami oraz wytłumaczenia, dlaczego ci dwaj są sobie nie tylko pisani, ale i zwyczajnie potrzebni, ze świecą szukać w innych komiksach.
Tim Sale z początku nie chciał się zgodzić na rysowanie Robina. Uznał, że jest zbyt pstrokaty i nie będzie pasował do opowieści – ba, sam Batman, widząc, że Dick ubrał absurdalny, cyrkowy kostium, w którym występował w „Cyrku Haly’ego”, pyta go zniesmaczony: „Co ty masz na sobie?!”. Robin okazuje się ostatecznie ważnym elementem utrzymującym Batmana przy zdrowych zmysłach. Przerażająca samotność poczyniła szkody, odczłowieczyła go – „rodzina” pozwala mu być człowiekiem. Robin staje się symbolem nadziei nie dla miasta, ale dla Batmana.
„Długie Halloween” i „Mroczne zwycięstwo” inspirują do dziś – także filmowców. Christopher Nolan w swej trylogii czerpał z nich pełnymi garściami, o czym wspomina David S. Goyer (scenarzysta tychże filmów) w przedmowie do omawianego dziś albumu. Sam Christian Bale podkreślał, że „Mroczne zwycięstwo” jest jego ulubionym komiksem i chodził z nim po planie filmowym. Ale również nowe kinowe uniwersum, rozpoczęte „Batmanem” Matta Reevesa, nawiązuje do tych komiksów. Sofia Falcone jest przecież drugą główną bohaterką nowego serialu platformy Max, zaraz po tytułowym „Pingwinie”.
Tim Sale rysuje jeszcze lepiej niż w „Długim Halloween”. Ma swój dziwny, niepokojący, karykaturalny styl – te wszystkie wystylizowane do przesady postacie i scenografie, czasem na modłę „Sin City” Franka Millera, mogą odrzucić lub zachwycić. Nawet urągający zdrowemu rozsądkowi wygląd Jokera (te kilkudziesięciocentymetrowe zęby uniemożliwiające tak naprawdę poruszanie szczękami) robi kolosalne wrażenie. „Mroczne zwycięstwo” na pierwszy rzut oka sporo powtarza po swoim poprzedniku, ale jest to działanie jak najbardziej zamierzone. Razem tworzą jedne z najważniejszych komiksów superbohaterskich w historii.
Tytuł: Batman. Mroczne zwycięstwo
Scenariusz: Jeph Loeb
Rysunki: Tim Sale
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman. Dark Victory
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: listopad 2024
Data wydania oryginału: listopad 1999 – grudzień 2000
Liczba stron: 408
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788328162440
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz