niedziela, 19 stycznia 2025

Marvels

Byłem świadkiem


Mucha Comics wydała w maju dwa komiksy autorstwa Kurta Busieka. Jeden z nich, stanowiący zamkniętą całość, zapisał się w historii Marvela już na stałe – „Marvels” z miejsca okrzyknięto arcydziełem. Spójrzmy zatem na superbohaterów oczyma zwykłych ludzi.

Na początek trochę historii. Zanim powstało wydawnictwo Marvel Comics, istnieli jego poprzednicy – w 1939 roku Martin Goodman założył Timely Comics, które po dwunastu latach przekształciło się w Atlas Comics, aby po kolejnej dekadzie stać się dobrze już nam znanym Marvelem. Timely Comics wystartowało z antologią „Marvel Comics” (!), przemianowanej już po pierwszym odcinku na „Marvel Mystery Comics”. Był 31 sierpnia 1939 roku – podczas gdy naziści zbliżali się do Gdańska, Amerykanie dostali kolejny magazyn z nowymi superbohaterami. Było to rok po debiucie Supermana i bardzo krótko po pierwszym występie Batmana – tego chciał rynek i czytelnicy. Rozpoczęła się właśnie wielka Złota Era Komiksu – Timely Comics wkroczyło w nią z postaciami Ludzkiej Pochodni (Human Torch) i Namora Sub-Marinera.

Ludzką Pochodnią był Jim Hammond, android stworzony przez naukowca Phineasa Thomasa Hortona – budzący z początku przerażenie z powodu swej nieustannie płonącej postaci, ale ostatecznie zaakceptowany jako mściciel współpracujący od czasu do czasu z policją. Namor był synem człowieka i księżniczki z Atlantydy (łatwo się zatem domyślić, na kim wzorowany był młodszy o dwa lata Aquaman). Sub-Mariner z początku był łotrem atakującym ciągle swymi morskimi siłami naszą cywilizację, a Pochodnia stawiał mu opór – dwa żywioły, woda i ogień, w nieustannej walce. Namor potem chwilowo się „nawrócił” i razem z Pochodnią dołączył do Kapitana Ameryki i jego wiernego pomocnika Bucky’ego, aby razem lać nazistów w Europie.


Niestety, pod koniec lat czterdziestych popularność komiksów superbohaterskich drastycznie spadła – w 1949 roku zakończono przygody trykociarzy w „Marvel Mystery Comics”, a samo czasopismo przemianowano na „Marvel Tales” (horror, western, fantasy, humor, przygody w dżungli, romanse, wojna itp.). Ostatecznie w 1951 roku Timely Comics zamieniło się w Atlas Comics a Złota Era Komiksu odeszła ostatecznie i nieodwołalnie – superbohaterowie zaczęli powracać na dobre dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych. W sierpniu 1961 roku wybuchła bomba – Atlas Comics przekształca się wreszcie w dobrze nam znany Marvel Comics wraz z opublikowaniem pierwszego odcinka „Fantastic Four” Stana Lee i Jacka Kirby’ego. Srebrna Era nabrała rozpędu i zaroiło się od superherosów – Fantastyczna Czwórka, Hulk, Iron Man, Thor, ponownie Kapitan Ameryka, Spider-Man, X-Men i wielu innych. Ciekawostka – jednym z członków Fantastycznej Czwórki jest do dziś Ludzka Pochodnia. Ale nie jest to ten sam Human Torch z czasów Timely Comics – teraz jest nim młody chłopak, Johnny Storm, który, podobnie jak reszta członków grupy, zyskał swą moc po pechowej podróży w kosmos.


Dlaczego o tym wspominam? Omawiany dziś komiks „Marvels” jest ściśle związany z historią Złotej Ery Timely (odcinek pierwszy) oraz Srebrnej Ery Marvela (odcinki pozostałe). Wszystko zaczęło się od młodego, utalentowanego grafika – Alexa Rossa. Na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to ledwo przekroczył dwudziesty rok życia, rysował uwspółcześnione, hiperrealistyczne wersje starych superherosów sprzed lat. Pomyślał sobie, że można by z tego zrobić jakieś krótkie historie i w tym celu zaczął konsultacje ze starszym o dekadę Kurtem Busiekiem, zdecydowanie bardziej doświadczonym twórcą komiksowym. Wpadli na pomysł, aby ubrać to w historie pisane przez jakiegoś reportera, który biega za superbohaterami i dokumentuje ich wyczyny. Wszystko miało być zaprezentowane z punktu widzenia zwykłego, szarego człowieka – czyli z odwróceniem dotychczasowego schematu. Do tej pory czytelnik utożsamiał się z herosem, patrzył jego oczami, przeżywał jego przygody – teraz miał być biernym obserwatorem, świadkiem nieziemskich wydarzeń. Ówczesny redaktor naczelny Marvela, Tom DeFalco, zaproponował, aby ów reporter zrobił kronikę rozwoju uniwersum Marvela – czyli udokumentował wydarzenia, które już miały miejsce w ponad pięćdziesięcioletniej historii wydawnictwa. Określono ramy czasowe – od pierwszego numeru „Marvel Comics” z Ludzką Pochodnią i Sub-Marinerem do końca Srebrnej Ery, czyli 1973 roku – a Busiek i Ross zatonęli w komiksach Marvela, studiując uporczywie całą historię uniwersum, wybierając najlepsze i najistotniejsze fragmenty do pokazania (na nowo) czytelnikom. „Marvels” wychodzą od stycznia do kwietnia 1994 roku i robią furorę.


Wspomnianym reporterem jest Phil Sheldon, w roku 1939 jeszcze początkujący dziennikarz. Jego marzeniem jest podróż na front do Europy, gdzie pokaże prawdę o wydarzeniach rozpoczętej właśnie wojny. Zmienia jednak swoje plany, gdy w Ameryce pojawia się najpierw Ludzka Pochodnia, a potem Sub-Mariner - i rozpoczynają swój wieczny, niemal boski podniebny taniec. Potem przychodzą kolejni herosi z Kapitanem Ameryką na czele, a świat zmienia się na zawsze – rozpoczęła się era cudów, a właściwie „Cudownych”, bo tak nazywane są w społeczeństwie istoty z nadludzkimi mocami. Phil Sheldon jest oszołomiony – pierwszy odcinek „Marvels” zamyka okres Timely, a już w drugim jesteśmy świadkami pojawienia się Fantastycznej Czwórki i potężnej inwazji, jaką na rynek amerykański przeprowadził Marvel Stana Lee. Ale nie wszyscy herosi są podziwiani. Phil Sheldon jest świadkiem szykan i prześladowań, jakie społeczeństwo zgotowało nadludziom innego rodzaju – mutantom. Według opinii wielu są oni nawet gorsi niż superłotrzy – to abominacje genetyczne i odszczepieńcy. Obserwujemy między innymi inwazję Galactusa, kampanię Jonaha Jamesona przeciwko Człowiekowi-Pająkowi i wreszcie tragiczne wydarzenia symbolicznie zamykające Srebrną Erę, czyli śmierć Gwen Stacy z rąk Zielonego Goblina. Edycja Muchy, wydana na podstawie amerykańskiej publikacji z 2019 roku z okazji ćwierćwiecza „Marvels”, zawiera jeszcze „Epilog”, czyli krótki odcinek napisany i narysowany właśnie z tej okazji – walka X-Men z Sentinelami na bazie „X-Men” numer 98 z 1976 roku jest powrotem Busieka i Rossa do ich magicznego świata.


Pojawienie się Cudownych w Ameryce jest wydarzeniem budzącym ambiwalentne uczucia. Z początku jest zachwyt, bo oto przyszli wspaniali obrońcy ludzkości. A potem nieuświadamiany niepokój i poczucie następującego końca cywilizacji, jaką znamy. „Cudowni. Zanim się zjawili, byliśmy tacy wielcy, wspaniali. Byliśmy Amerykanami… młodymi, silnymi, pełnymi życia! Kiedyś to wszystko należało do nas. A teraz staliśmy się mniejsi. […] Nie byliśmy już graczami. Staliśmy się widzami”. Jest bezsilność i niemoc – jak w kontakcie z powodzią czy huraganem. Społeczeństwo w szczególny sposób podchodzi do mutantów – to właśnie ich czyni obiektem nienawiści. Herosi nie-mutanci przypominają zwykłych ludzi – takimi zresztą byli, zanim zyskali moce. Ba, Thor nawet nie jest człowiekiem. Mutanci z kolei to abominacja, homo superior z odmiennym kodem genetycznym, zaraza mogąca wyeliminować nasz gatunek (do tego pomysłu świetnie nawiązał Grant Morrison w swoich „Nowych X-Men” z 2001 roku). Nieważne, ile dobrych uczynków by dokonali i tak będą znienawidzeni – Phil Sheldon obserwuje ludzką skłonność do reagowania na obce i nieznane wrogością oraz pogardą, zamiast ciekawością i życzliwością.


Pomysł z odwzorowaniem w „Marvels” wydarzeń już kiedyś opisanych w starych komiksach Marvela był strzałem w dziesiątkę. Gdy w komiksie jest mowa o tym, że „Avengers są właśnie w Australii”, chodzi o „Avengers” 104 z 1972 roku; gdy Galactus atakuje Ziemię, wracamy do wydarzeń z „Fantastic Four” 48-50 z 1966 roku; gdy Namor walczy z Ludzką Pochodnią, mamy do czynienia z „Marvel Mystery Comics” z roku 1941. Tego jest cała masa – listę wszystkich nawiązań znajdziemy w obszernych dodatkach zawartych w wydaniu Muchy. Każdy odcinek „Marvels” miał obejmować około trzy lata historii uniwersum Marvela – Busiek wspominał, że konstruowanie fabuły w taki sposób było tytaniczną, ale dającą niewyobrażalną satysfakcję pracą. Ba, Alex Ross postanowił pozostawić również kilka niespodzianek spoza Timely/Marvela. Swego rodzaju cameo w „Marvels” mają przecież reprezentanci konkurencji – Lois Lane i Clark Kent, a nawet Billy Batson.


Zakończenie „Marvels” jest bardzo symboliczne. Phil Sheldon przestaje zajmować się superbohaterami, rozczarowany i przygnębiony śmiercią Gwen Stacy. Superbohaterowie przestają być ideałami, niewinność komiksowych opowiastek już nie ma racji bytu, nikt nie uratuje zwykłego człowieka przed złem w sposób pewny. Superherosi stają się ludźmi z większą po prostu paletą możliwości, ale przestają być obiektem bezkrytycznej fascynacji. Dokładnie tak zmieniły się komiksy Marvela na początku lat siedemdziesiątych. Śmierć Gwen Stacy zamyka beztroski, nieco infantylny i pstrokaty okres w dziejach Marvela i otwiera nowy – poważniejszy, dojrzalszy, zaangażowany społecznie, nieunikający tematów trudnych, związanych z wykluczeniem, przemocą, polityką i socjologią. To dlatego pod koniec czwartego odcinka Phil Sheldon postanawia porzucić swą pogoń za superbohaterami i oddać się życiu rodzinnemu. „Byłem świadkiem” – mówi i odchodzi. Symbolizuje on również ówczesnego czytelnika, wychowanego na dziecinnych komiksach lat sześćdziesiątych, a teraz już starszego i potrzebującego nowych, bardziej wymagających wyzwań. Kończy się Srebrna Era, zaczyna Brązowa, a gdzieś w przyszłości odległej o piętnaście lat majaczy już Era Mroczna, rozpoczęta „Strażnikami” i „Powrotem Mrocznego Rycerza”. Najlepsze jest to, że „Marvels” przeznaczony jest w równej mierze tak dla starych wyjadaczy Marvela, jak i zielonych czytelników. Ci pierwsi docenią warstwę meta-, wspaniałe nawiązania do przeszłości i grę z konwencją. Drudzy będą jak główny bohater – tak samo nieznający zasad komiksu/realiów świata superbohaterskiego i obserwujący wszystko z otwartymi ustami.


Styl Alexa Rossa jest niepowtarzalny. W latach dziewięćdziesiątych, w czasach Todda McFarlane’a, Roba Liefelda, Jima Lee czy Marka Silvestriego, był zdecydowanie „pod prąd”. Ross uwielbiał Billa Sienkiewicza i Dave’a McKeana, a „Czarna Orchidea” była dla niego nieprzebranym źródłem inspiracji. Ross chciał być jak ci dwaj graficzni geniusze, ale szedł w stronę ekstremalnego realizmu z wykorzystaniem ich środków artystycznych. W jednym z wywiadów wspominał, że czasami czuł się całkowicie przywiązany do deski kreślarskiej, rysował bez wytchnienia i urlopu przez ponad rok, studiując jednocześnie materiały źródłowe. Efekt jest naprawdę oszałamiający.


Kurt Busiek rozpoczął w 1995 roku swą kolejną serię – „Astro City” dla Image Comics. To ten drugi wspomniany na początku artykułu komiks Busieka, wydany ostatnio przez Muchę. „Astro City” jest dziełem utrzymanym w duchu „Marvels” – codzienne życie w świecie pełnym superbohaterów i skupienie na postaciach zwykłych ludzi. Również i tu dorzucił kilka groszy Alex Ross. Współpracował z rysownikami przy ogólnej koncepcji graficznej i rysował/malował okładki. Sam z kolei, jeszcze rok później, narysował „Kingdom Come” Marka Waida – jeszcze piękniej niż „Marvels”. Omawiany dziś album jest początkiem jego drogi twórczej i jednym z najlepszych komiksów Marvela lat dziewięćdziesiątych – prawdziwym kamieniem milowym w dziejach wydawnictwa.


Tytuł: Marvels
Scenariusz: Kurt Busiek
Rysunki: Alex Ross
Tłumaczenie: Maciej Nowak-Kreyer, Jakub Jankowski, Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Marvels
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: styczeń 2024
Liczba stron: 504
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788367571333

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz