czwartek, 16 stycznia 2025

X-Statix. Tom 3. Żyć, nie umierać

Mózg w Doopie


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Mutanci–celebryci, produkty kultury masowej, nadęte bubki i samolubne indywidua. Podobne epitety można by mnożyć, jeśli chodzi o „X-Statix” – grupę X-Ludzi, która na samym początku dwudziestego pierwszego wieku zastąpiła X-Force, symbol lat dziewięćdziesiątych. Wydawnictwo Mucha Comics kończy właśnie trzytomową opowieść o najbardziej antypatycznych mutantach Marvela.

Drugi tom „X-Statix” zakończył się historią „Powrót z martwych”, która w ostatecznym rozrachunku okazała się pierwszym gwoździem do trumny całej serii. Peter Milligan i Michael Allred mieli szalony pomysł – „Di Another Day” miało opowiadać o księżnej Dianie wskrzeszonej cudownym zrządzeniem losu. Marvel pod naciskiem „wysoko postawionych notabli” zablokował projekt w proponowanej postaci a autorzy musieli sporo poprzerabiać. Henrietta Hunter, brytyjska gwiazda pop przywrócona z martwych, przypomina oczywiście Lady Di, ale nie ma to takiej siły rażenia, jaką miałoby w oryginale. Czy to z powodu malejącej sprzedaży, czy przez podcięte skrzydła, Peter Milligan napisał jeszcze osiem odcinków i zakończył serię na zeszycie numer 26 w październiku 2004 roku.


To właśnie te ostatnie odcinki serii otwierają omawiany dziś album. Czytamy w nich o tym, jak jeden z członków grupy postanawia pozbyć się swojej mocy, a potem rozliczyć się z własnym nietolerancyjnym ojcem. „Chorobę” mutacji może i da się wyrugować, ale „choroby” homoseksualizmu już nie – a przecież obie stały się zarzewiem ojcowsko-synowskiego konfliktu. A potem w dłuższej historii jesteśmy świadkami pojedynku X-Statix i Avengers. Przyczyny są celowo durne i absurdalne – rosyjscy terroryści porywają Doopa i chcą uczynić z niego żywą broń. Mózg dziwacznego kosmity eksploduje na pięć kawałków, które lądują w różnych miejscach globu – rozpoczyna się wyścig obydwu grup, aby je pozyskać. Doop ma co prawda zapasowy mózg w tyłku (w doopie?) ale działa on jak koło dojazdowe – na długo nie starczy. A potem dochodzi do błyskawicznego zakończenia dziejów X-Statix – tak jakby szefowie Marvela przystawili Milliganowi zobowiązujący go do tego drobny druczek z umowy, a ten nie miał wyjścia. A może miał, tylko był już zmęczony?


Dwa lata później, w 2006 roku Milligan i Allred wrócili do pisania / rysowania przygód mutantów-celebrytów. Grupa złoli powraca z martwych (częsty motyw w „X-Statix”, prawda?) pod wodzą tajemniczego Żałośnika, porywa Wonga (tego od Doktora Strange’a) i kombinuje, jakby tu pozostać przy życiu na stałe. Sam Strange cierpi na niesłychane hemoroidy, ma problemy z „planem astralnym”, a na dodatek musi uporać się z niby pozytywnymi, ale strasznie wkurzającymi bohaterami (nie tylko z X-Statix). O tych wszystkich bardzo zabawnych wydarzeniach opowiada pięcioodcinkowa historia „X-Statix. Dead Girl” rysowana tym razem przez Nicka Dragottę, a nie Michaela Allreda. Ten z kolei powraca po trzynastu latach, aby znów razem z Milliganem stworzyć „Giant Size X-Statix”, kończący trzeci tom od Muchy. Mocno oderwany od wcześniejszych odcinków, raczej zapowiadający nowe pomysły Marvela na kolejną X-Grupę i na pewno działający lepiej po latach niż zaraz po zakończeniu „Dead Girl”. Taka sobie jest to opowieść, ale istotna z punktu widzenia kontinuum fabularnego Marvela – wszak zapowiedziała przyjście kolejnej grupy mutantów, tym razem o nazwie „X-Cellent”.


Peter Milligan wyczerpał formułę komiksu superbohaterskiego tak bardzo, że nie miał już chyba za bardzo nic więcej do dodania. W pierwszej kolejności, podobnie jak jego słynny starszy kolega po fachu, Chris Claremont, poruszył mnóstwo wątków społeczno-obyczajowych – oczywiście zmienionych odpowiednio tak, aby pasowały do czasów, w jakich pisał scenariusze. „X-Statix” nie boi się poruszać niewygodnych politycznie tematów, wsadza kij w mrowisko bardzo zdecydowanie – merkantylizm, raczkujące media społecznościowe, nietolerancja, kult telewizji, reflektory, kamery, rosnące słupki sprzedaży i superbohaterstwo obliczone na poklask i zasięgi. Mało kto tak bezwzględnie skrytykował i jednocześnie rozłożył na czynniki pierwsze ideę superheroizmu od czasów „Miraclemana” i „Strażników” Wiadomo-Kogo.


Jednocześnie otrzymujemy zabawną krytykę samego medium – Milligan wręcz szydzi (ale bez wielkich złośliwości) z komiksu superbohaterskiego. Pojedynek Avengers i X-Statix, będący niezbyt zakamuflowanym pastiszem „Avengers / Defenders Wars” z 1973 roku pokazuje, że te dwie grupy nie różnią się zbytnio od siebie. X-Statix nie są tacy źli, jak się wydają, a Avengers nie są aż tak kryształowi. Mózgi naszych bohaterów naprawdę sprawiają czasem wrażenie umieszczonych tam, gdzie słońce nie dochodzi – ale cóż, taka jest konwencja tejże serii. A na dodatek dostajemy chyba najlepszy motyw – rozprawę nad zagadnieniem „drzwi obrotowych w niebie dla superbohaterów” jak to bardzo celnie ujął sam autor. Niby umierają, ale zawsze jakoś udaje im się powrócić do życia. Oczywiście nie wszystkim – jedna z martwych postaci komiksu „Dead Girl” pyta: „Dlaczego tylko tym popularnym się to udaje”? Milligan trochę z tego kpi, ale jednocześnie sam wpisuje się w te zasady. Ale co i jak – dowiecie się z lektury.


Kolejnego tomu nie będzie. Omawiany dziś trzeci był najsłabszy z wszystkich, co nie znaczy, że był zły. Wielkiej ochoty na lekturę „X-Cellent” nie mam, ale może, kiedyś, z ciekawości…



Tytuł: X-Statix. Tom 3. Żyć, nie umierać
Scenariusz: Peter Milligan
Rysunki: Michael Allred, Nick Dragotta
Tłumaczenie: Arek Wróblewski
Tytuł oryginału: X-Statix #19-26; X-Statix Presents: Dead Girl #1-5; Giant Size X-Statix #1
Wydawnictwo: Mucha Comics
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: październik 2024
Liczba stron: 348
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788367571432

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz