wtorek, 11 lutego 2025

Smoła

Subiektywnie


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Kultura Gniewu jest wydawnictwem wyjątkowo mocno stawiającym na polskich twórców komiksowych. Albo artystów – bo tym mianem wolę określać Piotra Marca, autora „Smoły”, komiksu trudnego w odbiorze, niejednoznacznego i niezwykle trudnego w ocenie. Przynajmniej tej ze wszech miar obiektywnej.

Gdzieś w Ameryce, pewna autorka komiksów o imieniu Susan jedzie na prowincję, aby zebrać materiały do swojej nowej opowieści. Bardzo chce stworzyć komiks, „obok którego nikt nie przejdzie obojętnie”. Po drodze zabiera przypadkową autostopowiczkę, Sheilę. Dziewczyna jedzie gdzieś w mroczne leśne ostępy, do domu swojej babci, w którym mieszkała w dzieciństwie. Sheila chce wkroczyć w dorosłe życie, więc taka podróż we własną przeszłość, wypełnioną straszliwą, wypartą traumą, może być ku temu świetną okazją. Susan korzysta z mimochodem rzuconego zaproszenia i po pewnym czasie również dociera do starego, mrocznego domku w środku lasu. I wtedy nadciąga ciemność, „smoła” obecna zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz naszych bohaterek.


„Smoła” może być określana horrorem, choć niekoniecznie o tę konwencję chodziło Marcowi w pierwszej kolejności. Autor świetnie dyskutuje z regułami (teoretycznie) obranej konwencji oraz naprowadza czytelnika na właściwy sposób odczytu komiksu. Przełożonym Susan jest – uwaga – Simon Bisley, który bardzo chce, aby ta w końcu dostarczyła mu rasowy horror z mordercą nastolatków, jakąś lekkostrawną, łatwo przyswajalną papkę dla każdego. Ludzie chcą tego rodzaju rozrywki, chcą inwazji z zewnątrz, któremu dadzą odpór przy użyciu broni wyciągniętej z jedynego stabilnego i pewnego arsenału – własnego, zdroworozsądkowo ukonstytuowanego wnętrza. Taki horror się sprzeda – bo masy zrozumieją go w podobny, może nawet identyczny, sposób. Ale nie tego chce Susan – ba, nie tego chce Piotr Marzec. A skoro on sam jawnie dyskredytuje symbolicznego Simona Bisleya, to wiedz, że coś się dzieje.


Zagrożenie, z jakim mierzą się bohaterki „Smoły”, płynie przede wszystkim z ich wnętrza. Trauma Sheili narasta z każdą stroną – razem z nią podążamy w mrok jej przeszłości, a także mocno poharatanego umysłu. Sytuacji nie poprawia Susan, która nakłada na komiksowe wydarzenia swój własny filtr – postanawia bowiem wykorzystać doświadczenia z domku w środku lasu do napisania swego upragnionego komiksu - takiego, nad którym odbiorca będzie musiał się pochylić, zastanowić, zinterpretować. A najlepiej przeczytać po raz drugi – bo jednokrotna lektura nie wystarcza. Tego rodzaju komiksy (książki, filmy) oceniane są zazwyczaj bardzo subiektywnie, polaryzują odbiorców, wywołują skrajne emocje. Taka też ma być „Smoła”. Trudno nie zauważyć, że taki cel (między innymi) przyświecał autorowi.

I ja też nie potrafię (i chyba nie chcę) oceniać „Smoły” inaczej, niż subiektywnie. Wielu zastrzeżeń do fabuły nie mam, tajemnica przeszłości Sheili i rola Susan w jej odkrywaniu na nowo wydaje się dość klarowna. Czasem zbyt wiele tu symboliki, bezpardonowej szarży na percepcję czytelnika i niejednoznaczności. Ale to nie z treścią mam problem. To rysunek mi nie pasuje. Estetyka „Smoły” przypomina „komiks dla dzieci, ale z treściami dla dorosłych” jak zauważa sama Sheila. Coś jak „Łasuch” albo „Mazebook” Lemire’a, tylko że w porównaniu z tymi komiksami wygląda to niechlujnie, jak niedokończone szkice, rysowane w pośpiechu, z użyciem nadmiernego kreskowania w każdym możliwym miejscu. Bardzo mało subtelnego, zawsze kreślonego grubymi pociągnięciami, przy jednoczesnym stosowaniu dwóch bardzo męczących i nietrafionych rozwiązań – jednolitej kolorystki zarówno tła i pierwszego planu oraz braku choćby śladowego odróżnienia jednego od drugiego. Wszystko jest zawsze albo czarne, albo czerwone czy niebieskie i szare – na obydwu planach, bez żadnego stopniowania i szczegółowości.


Rozumiem ten zabieg co prawda (kolorystyka zależy od narratora danego fragmentu fabuły, lub planu „rzeczywistość / fantasmagoria”), ale i tak czasem najzwyczajniej w świecie nie wiem na co patrzę. Czy to ptak? Czy to samolot? Nie wiem – może to drzewo, może kałuża, ludzkie oko, psia kupa, nie wiadomo. I tego jest całe mnóstwo – dawno nie zmęczyłem się tak bardzo przy odcyfrowywaniu tego, co odbieram zmysłem wzroku. I ta niemal fizyczna praca odebrała mi mnóstwo przyjemności z lektury. I głównie z tego powodu nie będę drugi raz czytał „Smoły”. Nawet pomimo naprawdę ciekawego, dobrze rozpisanego konceptu fabularnego.


Tytuł: Smoła
Scenariusz: Piotr Marzec
Rysunki: Piotr Marzec
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Data wydania: październik 2024
Liczba stron: 340
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Format: 165 x 235
Wydanie: I
ISBN: 9788367360975

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz