W Madripoorze bez zmian
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Przed nami druga epicka kolekcja „Wolverine’a” z przełomu dziewiątej i dziesiątej dekady ubiegłego wieku. Logan, ukrywający swą tożsamość pod opaską na oko i pseudonimem „Patch” (związek oczywisty), nadal spędza cały wolny od działalności w X-Men czas w Madripoorze, supernowoczesnym i bardzo niebezpiecznym azjatyckim państwie-mieście à la Singapur/Hongkong. Facet nie umie odpoczywać – przecież otaczają go same indywidua wprost proszące się o solidny łomot.
Czas jest szczególny – mamy drugą połowę 1989 i pierwszą 1990 roku. Kilka miesięcy temu zakończyła się wielka awantura z Królową Goblinów i Darkchilde („X-Men. Punkty zwrotne. Inferno”), mutanci poszli w rozsypkę i dość mocno oddalili się od siebie. Nadal trwa tak zwana „era australijska”, X-Men używają do podróży dziwnych i niebezpiecznych portali zwanych „Siege Perilous”, a w Genoshy słychać coraz głośniej zapowiedzi „Planu X-Terminacji”. Logan Wolverine od czasu do czasu oczywiście pomaga swoim X-kamratom, ale dopiero gdy jest sam, gdy nie ograniczają go sztywne zasady Instytutu Charlesa Xaviera, jego prawdziwa, niemal zwierzęca natura wychodzi na wierzch. Nasz bohater zadomowił się w Madripoorze już całkiem nieźle, jest właścicielem połowy słynnego baru „Princess”, wplątuje się w najróżniejsze mafijne porachunki między dwiema siłami walczącymi o nieformalną władzę w mieście, a co jakiś czas musi stawić czoła ludziom Księcia Barana, sprawującemu władzę formalną. Czyli za dużo się nie zmieniło od czasu tomu pierwszego – tak też będzie do końca drugiego.
No dobrze, będą dwa wyjątki – i to już na samym początku. Po szesnastym odcinku (zamykającym tom pierwszy) scenariusze do „Wolverine’a” miał pisać Archie Goodwin, zatem trzeba było wziąć do tego porządny rozbieg. I tak oto powstał one-shot „Wolverine / Nick Fury. Łącznik Skorpiona”, komiks opowiadający historię wspólnej akcji dwóch panów z tytułu przeciwko niejakiemu Skorpionowi – skrajnie niebezpiecznemu zabójcy polującemu nie wiedzieć czemu na agentów S.H.I.E.L.D. na całym świecie. Zarówno dla Fury’ego, jak i Logana powstrzymanie Skorpiona jest sprawą osobistą, a skoro sami są doświadczonymi, nielubiącymi iść na kompromisy agentami, można się spodziewać, że będzie iskrzyć. Trochę się ten komiks już zestarzał, nieistotnego tekstu jest zdecydowanie zbyt wiele, za to zbyt mało porządnego przyłożenia się do sfery graficznej – Howard Chaykin rysuje niedbale, widać, że deadline gonił go nieubłaganie. Wolverine’a mogłoby na dobrą sprawę tu nie być, bo w zasadzie to Nick Fury jest głównym bohaterem i narratorem – Logan stanowi tylko pewną charakterologiczną przeciwwagę, tło dla dyrektora S.H.I.E.L.D.
Drugim komiksem omawianego dziś zbioru jest kolejny jednostrzał – „Wolverine. Przygoda w dżungli” – napisany przez Waltera Simonsona i narysowany przez samego Mike’a Mignolę. Logan udaje się do Savage Landu na Antarktydzie, zostaje szychą w tamtejszym prymitywnym plemieniu tubylców, stawia czoło zębatemu monstrum zwanemu „gęsią zagłady” i jak się dobrze przyjrzeć, można w nim odnaleźć pierwsze cechy Hellboya, którego Mignola powoła do życia cztery lata później. Cała zresztą opowieść przypomina późniejsze dokonania Mignoli w serii o Diabelskim Chłopcu. Mamy fajną, bardzo prostą, pulpową historię, którą po latach wycofano z obowiązującego kontinuum – Barry Windsor-Smith swoją „Bronią X” wyrzucił ją z mainstreamu poprzez inne, lepsze i uznane za obowiązujące wyjaśnienie pochodzenia adamantowego szkieletu Logana.
A po dwóch pojedynczych komiksach mamy czternaście odcinków serii „Wolverine” – od siedemnastego do trzydziestego. Pierwsze siedem stanowi jedną, długą opowieść autorstwa wspomnianego Archiego Goodwina z rysunkami samego Johna Byrne’a. Ktoś rozprowadza po Madripoorze zmodyfikowaną kokainę oraz spuszcza manto nie tylko ważnym szychom lokalnego półświatka, ale i samemu Loganowi. Wolverine musi dotrzeć do źródła problemu – trop wiedzie do malutkiego środkowoamerykańskiego państewka Tierra Verde, rządzonego przez skorumpowaną prawicową juntę i generała marzącego o własnym projekcie superżołnierza. A może jakaś mała rewolucja? Wolverine’owi w to graj, dobra zadyma, zwłaszcza w czasach crossovera „Akty zemsty”, na pewno mu nie zaszkodzi. Archie Goodwin stanął na wysokości zadania – mamy klasyczny, może trochę przeszarżowany komiks superbohaterski z antybohaterem w roli głównej, będący nieodrodnym dzieckiem swoich czasów. Mnóstwo tu akcji, najróżniejszych postaci, fajnych zwrotów fabuły, nudy za grosz. No i rysunek pierwsza klasa, wszak to John Byrne, może trochę inny niż w pamiętnej „Sadze o Mrocznej Phoenix” (swoje trzy grosze dorzucił tu też „inker charakterystyczny” Klaus Janson, mocno akcentujący swoją obecność w komiksie), ale przecież znakomity.
Potem wracamy do Madripooru i mamy trzy odcinki pojedyncze – fajne historyjki z życia Logana na wyspie, jego rutynowe „dzień jak co dzień”. O wizycie płatnej zabójczyni opowiada powracający na chwilę Peter David, aby potem oddać stery na resztę odcinków Jo Duffy. Ta mało znana w Polsce autorka najpierw pogrzebie trochę w honorze i wspomnieniach Rosomaka, aby potem znów wrzucić go w typową, kilkuodcinkową zadymę z odwiecznymi wrogami na Madripoorze. Tym razem rysuje kilku twórców, da się odczuć pewne nieścisłości, patchworkowość graficzną, ale jest to w granicach akceptowalności. Wiecie, w tamtych latach zmiana rysownika co dwa zeszyty była normą, nikogo to nie dziwiło ani zbytnio nie raziło – ot, kiedyś to było.
„Powrót do podstaw” zbierający wszystkie powyżej wymienione elementy, działa jak lekko ponadprzeciętny film akcji z 1990 roku, w którym muskularni faceci i ostre babki zbijają piątki albo piorą się po twarzach, żują wykałaczki, poprawiają opaski podtrzymujące bujne loki, helikoptery i jeepy mają takie deski rozdzielcze, że zaraz zaczną gadać do kierowcy, a w bagażnikach leżą same granatniki i inne bazooki. Wolverine to taki bohater, który, gdy słyszy, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia, mówi, że sytuacja stała się tym bardziej interesująca – Drużyna A przyjęłaby go z otwartymi ramionami. Komiks trochę niedzisiejszy, ale to nie ma przecież znaczenia.
Trzeci tom „Wolverine. Epic Collection” nosi tytuł „Blood and Claws” – zakładam, że zostanie wydany przez Egmont w 2025 roku. I tu znów zmiana scenarzysty, tym razem na bardzo, bardzo długo. Larry Hama zacznie powoli wyciągać Logana z Madripooru, bo ma na niego swój własny pomysł – chyba trochę lepszy niż poprzednicy.
Tytuł: Wolverine Epic Collection. Powrót do podstaw
Scenariusz: Archie Goodwin, Peter David, Jo Duffy, Walter Simonson
Rysunki: John Byrne, Gene Colan, John Buscema, Klaus Janson, Barry Kitson, Bill Jaaska, Howard Chaykin, Mike Mignola
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Tytuł oryginału: Wolverine Epic Collection. Back to Basics
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: październik 2024
Liczba stron: 464
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328171206
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz