Thriller ekologiczny
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Mało ostatnio Neala Stephensona w Polsce. Tuż przed pandemią MAG wznowił najważniejsze powieści autora w jednolitej graficznie, czarnej oprawie i wydał nowość „Wzlot i upadek D.O.D.O.”. I od tej pory nic nowego do naszego kraju nie trafiło. A przecież swego czasu (jakieś piętnaście lat temu) Neal Stephenson miał w Polsce swoje złote lata.
Wydawać by się mogło, że hype na Stephensona rozpoczął się od „Zamieci” i „Diamentowego wieku” w charakterystycznej, żółtej edycji wydawnictwa ISA. No, w zasadzie tak było. Warto jednak czytanie Stephensona rozpocząć od małej, niepozornej książeczki wydanej jeszcze wcześniej przez „Zysk i Spółkę”. W 2001 roku pojawił się w Polsce „Zodiac”, druga powieść Neala Stephensona (pierwsza, „The Big U” nigdy do nas nie trafiła). Na okładce jakiś dziwny koleś z megafonem stojący w zielonym pontonie pływającym w ściekach. Ponton ów to tytułowy „Zodiac”, koleś ma na imię Sangamon Taylor i jest narratorem powieści, a „ścieki” to tak naprawdę skrajnie zaśmiecone wody Bostonu, Massachusetts, USA.
Taylor jest aktywistą, członkiem organizacji GEE (Grupy Ekologicznych Ekstremistów) walczącej z zanieczyszczeniem wód bostońskich zatok i akwenów. Nasz bohater przoduje we wszelkich akcjach dywersyjnych, zatykaniu lub demaskowaniu najróżniejszych rur odpływowych, podburzaniu opinii publicznej i wysublimowanym sabotażu. Tym razem dostał się w tryby takich wydarzeń, z jakimi raczej się nie mierzył. Wielka megakorporacja, prowadzące zaawansowane i niebezpieczne eksperymenty genetyczne truje na potęgę, jej macki rozciągają się w niekontrolowany sposób i tylko GEE (a konkretnie Taylor) „mogą coś z tym zrobić”. W to wszystko zamieszani będą jacyś tajni agenci, heavymetalowcy, kumple Sangamona i jeszcze kilka innych podejrzanych indywiduów.
„Zodiac” ma dość niestandardową, ale bardzo charakterystyczną narrację. Wszystko widzimy z punktu widzenia Taylora, wszak jest narratorem pierwszoosobowym. Ależ on opowiada – sarkastycznie, zabawnie, bez gryzienia się w język i pewnie czasem stronniczo. Boston jawi się jako jedno wielkie składowisko rakotwórczych śmieci i toksyn wszelkiego rodzaju – Sangamon nie omija żadnej okazji, aby wytłumaczyć (bardzo obrazowo) jak wpływają one na ludzki organizm. Używa do tego bardzo dosadnego czarnego humoru, popada w liczne dygresje (jak to u Stephensona) i ani przez chwilę nie nudzi. Po lekturze „Zodiaka” ryby podane w restauracji już nie będą smakować tak samo.
Mnogość wątków i tempo akcji mogą przytłoczyć nieprzygotowanego czytelnika. Ale tak pisze Neal Stephenson, trzeba się skupić i pamiętać szczegóły – bo jak do nich wrócimy podczas dalszej lektury to bez uprzedzenia i wyjaśnienia. Przypomina mi to trochę pisanie Thomasa Pynchona, choć mimo wszystko łatwiejsze do ogarnięcia. „Zodiac” jest bardzo buntowniczy, anarchiczny, „chaotyczny dobry”, pokazujący środkowy palec systemowi i naprawdę bardzo, bardzo zabawny. I tak naprawdę nie ma tu science fiction (no, może trochę). Wydany został w 1988 roku i ma fabułę umieszczoną w latach współczesnych autorowi. Co innego znajdziemy w dwóch kolejnych powieściach – tych, od których rozpoczął się polski boom na Stephensona. „Zamieć” i „Diamentowy wiek” – już niedługo wracam do ponownej lektury po kilkunastu latach i nie omieszkam podzielić się wrażeniami.
Tytuł: Zodiac
Autor: Neal Stephenson
Tłumaczenie: Tomasz S. Gałązka
Tytuł oryginału: Zodiac
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Wydawca oryginału: Atlantic Monthly Press
Rok wydania: 2001
Rok wydania oryginału: 1988
Liczba stron: 323
Wydanie: I
ISBN: 8371507607
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz