niedziela, 7 kwietnia 2024

Uniwersum DC według Neila Gaimana

Cztery wywiady, coś tam pomiędzy i pogrzeb


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Szortal i została tam pierwotnie zamieszczona.

Omawiany dziś album zbiera kilka komiksów napisanych przez Neila Gaimana dla DC, ale z zaznaczeniem, że chodzi o ten najbardziej znany i największy obszar wydawniczy – historie o superbohaterach. Raz jest lepiej, raz gorzej – dla fanów autora „Sandmana” jest to w sumie i tak nieistotne. Gaiman to Gaiman.

Zaczynamy od trzydziestego szóstego numeru antologii „Secret Origins” ze stycznia 1989 roku. Seria ta przedstawiała czytelnikom nieznane (albo mniej znane) wersje genez najróżniejszych postaci uniwersum DC – wystartowała zaraz po „Kryzysie na nieskończonych Ziemiach”, więc materiału było mnóstwo. Neil Gaiman napisał „Korowód”, króciutką opowieść o tajemniczym inspektorze Stuarcie odwiedzającym Poison Ivy, zamkniętą w Arkham. Jedna z najbardziej znanych przeciwniczek Batmana opowiada mu inną historię swego życia niż ta powszechnie znana. Jednak o wiele ważniejszym elementem „Korowodu” niż cel założony przez „Secret Origins”, wydaje się niesamowity klimat pełen niepokoju i psychozy, przywodzący nieco na myśl pierwsze odcinki „Sandmana” – tak mniej więcej do pojedynku z Doctorem Destiny. Dużą rolę pełnią tu rysunki Marka Buckinghama, współpracującego już z Gaimanem przy okazji „Miracleman. Złota Era” – surowe, klimatyczne i takie właśnie „sandmanowskie”.


Dość podobne w założeniu są kolejne historie, pochodzące z numeru specjalnego „Secret Origins” wydanego kilka miesięcy później. Pewna telewizyjna ekipa biega po Gotham i szuka wrogów Batmana, aby opowiedzieć na nowo ich życiorysy i usprawiedliwić nieco te „niezrozumiałe ofiary społeczeństwa”. Tak, owo „pokazanie ludzkiej strony tych dziwaków” znamy chociażby z nieco starszego „Powrotu mrocznego rycerza” Franka Millera, a zrzucenie winy na społeczeństwo kojarzymy z filmu „Joker” Todda Phillipsa. Pingwin, Riddler i Two-Face – Gaiman jest autorem tylko jednej z tych trzech opowieści, ale przeczytamy wszystkie ze względu na ich integralność. I trzeba przyznać, że to scenariusz Gaimana jest tu najsłabszy – szczególną uwagę zwraca bowiem, mocno korespondujący ze starszym o dwa lata „Długim Halloween”, origin Two-Face’a. Rysuje trzech różnych grafików, poprawnie i bez fajerwerków – najlepszy jest Sam Kieth od „Pingwina”.


„Czarno-biały świat” Gaimana i Bisleya (tak, tego Bisleya!) to oczywiście czyste szaleństwo. Joker i Batman, świadomi swego komiksowego pochodzenia, w wersji tych dwóch autorów są jednym z najmocniejszych punktów zbioru. Mamy tu duży kontrast w stosunku do następnej, dość średniej, klasycznie napisanej i narysowanej opowieści z Clarkiem Kentem i Halem Jordanem. „Legenda o zielonym płomieniu” wprowadza magię do superbohaterskiego, ale zawsze racjonalnego, świata Supermana i Zielonej Latarni. To jest historia z 1987 roku wydana dopiero po trzynastu latach i dla odbiorców będących na bieżąco z mainstreamem DC, była nieco… osobliwa. Gaiman popisuje się tu swą znajomością uniwersum – pojawia się Deadman, Phantom Stranger, Piekło (bez Etrigana, bo szefostwo DC wyrzuciło go z projektu), liczne nawiązania do Złotej i Srebrnej Ery komiksu. Ale finalnie nie jest to komiks wzbudzający jakieś wielkie emocje – lepszy jest za to kilkustronicowy, utrzymany w duchu „Hellblazera” (lub „Sandmana”), smutny i melancholijny „króciak” z Deadmanem (znów ten koleś) i małą dziewczynką.


I teraz będzie już coraz lepiej. „Metamorpho” zbiera dwanaście pasków komiksowych, które w pierwszej dekadzie dwudziestego pierwszego wieku Gaiman pisał dla „Wednesday Comics”. Pulpowa, krzykliwa i popkulturowa zabawa formą i historią komiksu rzecz w stylu „Burzy” Alana Moore’a, choć nie tak erudycyjna – raczej żartobliwa i grająca z konwencją. Rysuje Michael Allred, który w tego rodzaju formalnych eksperymentach czuje się jak ryba w wodzie. A najlepszym opowiadaniem z „Uniwersum DC według Neila Gaimana” jest w mojej ocenie zamykająca cały zbiór dwuczęściowa historia „Co się stało z zamaskowanym krzyżowcem?”.


Według Gaimana była to realizacja marzenia każdego scenarzysty, który był fanem Batmana. Napisać ostatni komiks z Mrocznym Rycerzem, który podsumuje jego całą historię i pożegna z honorami. Okazja nadarzyła się na początku roku 2009, kiedy to w dramatycznych okolicznościach zakończył się pierwszy etap runu „Batmana”. Pod koniec 2008 roku wyszedł „Batman R.I.P.” a wiosną kolejnego roku dobiegł końca „Ostatni Kryzys” – Szalony Szkot tak poharatał Batmana, że dosłownie nie było co zbierać. Człowiek nietoperz zniknął na chwilę z wiadomych przyczyn z mainstreamu, a szefostwo DC zaproponowało Gaimanowi napisanie swego rodzaju epitafium – kwietniowe odcinki „Batmana” i „Detective Comics”, opatrzone wspólnym tytułem „Whatever Happened to the Caped Crusader?”. Brzmi znajomo? Oczywiście. W 1986 roku, po „Kryzysie na nieskończonych Ziemiach” Alan Moore napisał elegię ku czci Supermana zatytułowaną „Whatever Happened to the Man of Tomorrow?”. Było to symboliczne zamknięcie historii największego superbohatera w dziejach, podsumowanie Złotej, Srebrnej i Brązowej Ery oraz otwarcie się na pokryzysową rzeczywistość DC Comics (skwapliwie i genialnie kreśloną zdecydowanymi ruchami przez Johna Byrne’a w „Superman. The Man of Steel”).


Batman nie żyje. Na ostatnie pożegnanie, mające miejsce na tyłach jakiejś podejrzanej knajpy w Crime Alley (no bo gdzie indziej?), przybywają najwięksi wrogowie i przyjaciele człowieka nietoperza. To ważne – mamy pogrzeb Batmana, nie Bruce’a Wayne’a. Goście opowiadają po kolei historie swoich relacji ze zmarłym. Sama postać leżąca w trumnie i będąca jednocześnie narratorem, nie jest tak naprawdę Batmanem A.D. 2009, lecz konglomeratem cech tej postaci począwszy od debiutu w 1939 roku, przez wszystkie ery komiksu, aż do nieokreślonej bliżej „teraźniejszości”. To nie jest tylko siedemdziesiąt lat historii, ale potencjalnie sto, dwieście i tak dalej – Gaiman napisał historię uniwersalną, taką, jaką sam chciałby przeczytać, gdyby jutro komiksy z Mrocznym Rycerzem przestały się ukazywać, „coś, co mogłoby być ostateczną opowieścią z Batmanem po wsze czasy”. Trochę buńczuczne zapowiedzi, na wyrost i oderwane od rzeczywistości, ale to Gaiman, jemu wolno. Andy Kubert rysuje jak zwykle wspaniale (dwa lata później narysuje „Flashpoint”, czyli też historię „ostateczną”, ale całego pokryzysowego uniwersum DC). Nawiązuje do rysunków Briana Bollanda z „Zabójczego żartu”, Davida Mazzucchellego z „Roku pierwszego”, Boba Kane’a z pierwszych lat „Batmana”, głupiutkiego serialu z lat sześćdziesiątych z Adamem Westem w roli Batmana, czy zdecydowanie mądrzejszego serialu animowanego z lat dziewięćdziesiątych. Pokazuje, jak Batman ewoluował w ciągu wszystkich lat swego istnienia na kartach komiksu i zbiorowej wyobraźni.


„Co się stało z zamaskowanym krzyżowcem?” to hołd dla Batmana, komiks oczywiście niekanoniczny, bo przecież o śmierci takich postaci jak Superman, Batman czy Wonder Woman możemy mówić tylko w przenośni. Batman „umarł” dwa lata przed śmiercią (i odrodzeniem) całego uniwersum DC Comics, a elegia na jego cześć to komiks więcej niż dobry. Mieliśmy już „Uniwersum DC według Mike’a Mignoli”, teraz mamy zbiór Neila Gaimana i pozostaje czekać na analogiczny zestaw Alana Moore’a!


Tytuł: Uniwersum DC według Neila Gaimana
Scenariusz: Neil Gaiman, Alan Grant, Mark Verheiden
Rysunki: Andy Kubert, Mark Buckingham, Simon Bisley, Michael Allred, John Totleben, Bem89, Kevin Nowlan, Jim Aparo, Mike Hoffman, Sam Kieth, Patt Broderick, Eddie Campbell, John Totleben, Eric Shanower
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: DC Universe by Neil Gaiman
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: luty 2024
Liczba stron: 224
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788328167636

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz