czwartek, 19 grudnia 2024

Skorpion. Tom 4

Tajemnica rodu Trebaldich


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Pisanie recenzji czwartego tomu „Skorpiona” nie różni się w zasadzie niczym od pisania wszystkich poprzednich. Stephen Desberg i Enrico Marini trzymają cały czas dość wysoki poziom od samego początku serii, nie zmieniając przy okazji konwencji ani sposobu na swój komiks ani na jotę. Krótko pisząc – znasz poprzednie tomy, więc doskonale wiesz, czego spodziewać się po kolejnym.

Trzy poprzednie tomy „Skorpiona” zawierały dziesięć oryginalnych albumów serii, wydanych w Polsce przed laty pojedynczo nakładem Egmontu i Taurus Media. W ostatnim, liczącym sobie aż cztery odcinki, od akcji i jej szalonych zwrotów rodem niemal z telenoweli aż huczało. Armando Catalano zwany „Skorpionem” obalił w końcu swego zaprzysięgłego wroga, papieża Cosimo Trebaldiego i dowiedział się przy okazji, że jest jego bratem. To nie spojler, w końcu, skoro czytacie recenzję czwartego tomu, to zakładam, że czytaliście trzy pierwsze. Państwo Kościelne drugiej połowy osiemnastego wieku stało się areną straszliwego terroru, płonących stosów rozpalonych przez popleczników Trebaldiego. Dziewięć rodów rządzących zakulisowo Rzymem od czasów początku Republiki nadal pozostaje w stanie zimnej wojny – choć, kto wie, być może abdykacja papieża oraz pojawienie się jego ojca, drugiego brata i ujawnienie rzymskiej arystokracji prawdziwej tożsamości i pochodzenia Skorpiona wywoła wojnę o zdecydowanie wyższej temperaturze.


Cała seria liczy czternaście odcinków – czwarty tom zbiorczy, najmniejszy objętościowo jak do tej pory, zawiera odcinki numer jedenaście i dwanaście. W porównaniu do poprzednich mamy do czynienia z o wiele prostszą, bardziej liniową fabułą i zmienioną nieco narracją. Skorpion był do tej pory wyjęty spod prawa, nie mógł liczyć na nikogo prócz swych kompanów – dzielnego i mocarnego Huzara wspieranego przez swą ukochaną oraz równie dzielną egipską złodziejkę-zabójczynię Mejai. W omawianym dziś komiksie Skorpion liczyć może już tylko na Huzara (z różnych powodów), ale jako nowo odnaleziony członek rodu Trebaldich ma o wiele większe pole manewru. Na nic się to jednak zdaje – tajemniczy skrytobójca rozpoczyna polowanie na męskich członków familii, a jedyną metodą na odkrycie jego pobudek i tożsamości jest odkrycie „największej tajemnicy rodu Trebaldich”. Ale żeby tego dokonać, trzeba udać się do starożytnego etruskiego miasta, pamiętającego jeszcze rzymską epokę królewską i czasy Tarkwiniusza Pysznego. Jak zwykle przed Skorpionem piętrzy się cała masa przeszkód, a za nim czai się czereda najróżniejszych typów spod ciemnej gwiazdy.


Opuszczamy Rzym, arenę niesamowitych zdarzeń tomu trzeciego. Stephen Desberg stara się pokazać, że wokół Państwa Kościelnego nadal rozciąga się kraj pełen starożytnych wierzeń, pogańskich rytuałów i mentalności nie różniącej się aż tak bardzo od tej sprzed tysiąca lat, kiedy to Republika Rzymska żelaznym butem przyciskała do ziemi karki Etrusków, Sabinów, Wolsków czy Samnitów. Zmieniają się bohaterowie, ich wzajemne relacje i stopień ważności dla fabuły, scenerie i krajobrazy. Sam sposób na komiks, awanturniczą akcję pełną pojedynków i pościgów już nie. Otwierając czwarty tom „Skorpiona” wchodzimy do bardzo dobrze znanego nam świata – Desberg nie jest scenarzystą, który potrafiłby ot tak zmienić konwencję, wywrócić stolik i zafundować coś zupełnie innego. Nie ma zresztą takiej potrzeby, nie po to czytamy „Skorpiona”. Enrico Marini oczywiście nadal bezbłędny – mistrzowsko rysuje postacie, scenografie, architekturę, sceny akcji i pejzaże.

Dobry komiks w swojej kategorii i tyle. Skierowany do wypróbowanych fanów, dobrze zdających sobie sprawę na co się piszą (czytanie go bez znajomości poprzednich odcinków nie ma żadnego sensu). Przed nami już tylko dwa odcinki – akurat na piąty tom zbiorczy od Egmontu.


Tytuł: Skorpion. Tom 4
Scenariusz: Stephen Desberg
Rysunki: Enrico Marini
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Tytuł oryginału: Le Scorpion #11-12 (La neuvième famille, Le Mauvais Augure)
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Dargaud
Data wydania: październik 2024
Liczba stron: 116
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788328153103

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz