Nowe Gotham
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Alternatywny mini-świat DC stworzony przez Seana Murphy’ego w ramach inicjatywy „DC Black Label” rozrasta się coraz bardziej. Wzięli się za niego nowi twórcy – zarówno scenarzystka i rysownik. Przed miesiącem otrzymaliśmy najnowszy komiks „Myrphyverse” – znajdziemy w nim całkiem ciekawą, historię poboczną.
Tym razem Sean Murphy stoi tylko za szeroko pojętym „doradztwem” fabularnym i kilkoma okładkami. Scenariusz do wszystkich sześciu części „Batman. Biały rycerz przedstawia Harley Quinn” napisała… jego żona, Katana Collins, a wszystko to narysował Matteo Scalera – tak bardzo w stylu Murphy’ego, że niemal nie do odróżnienia. Główną bohaterką komiksu jest Harley Quinn, ta oryginalna, rozpoczynająca kiedyś karierę w stroju arlekina, a nie ta druga, ubrana… trochę inaczej (tak, w „Murphyverse”, są dwie Harley, choć ta druga nosi już inną, dość znamienną ksywę – Neo-Joker).
Od wydarzeń „Batman. Klątwa białego rycerza” minęły już dwa lata. Joker nie żyje, zabity z ręki samej Harley Quinn. Neo-Joker zapadła się pod ziemię i nie wyściubia nosa – zresztą całe przestępcze podziemie Gotham nie daje znaków życia. Może dlatego, że nie istnieje, zlikwidowane przez Azraela – Gotham stało się miastem o znikomym poziomie przestępczości. Batman ujawnił swoją tożsamość i siedzi w więzieniu, przekonany, że teraz właśnie sprawiedliwości staje się ostatecznie zadość. Trudno mi trochę zaakceptować i zwyczajnie uwierzyć w wizję Murphy’ego i Collins, „takie rzeczy to chyba tylko w komiksach” – no ale taka jest, bierzemy to za dobrą monetę, albo możemy od razu przestać czytać.
Harley Quinn tęskni za Jackiem Napierem (nie Jokerem, nie wolno go tak nazywać, to była tylko jego druga, wykrzywiona osobowość, która odeszła razem z Jackiem!), wychowuje dwójkę dzieci (których ojcem jest oczywiście Joker… wróć, Jack) i opiekuje się dwiema milusińskimi hienami, wobec których żywi więcej rodzicielskich uczuć, niż wobec własnych potomków. Życie samotnej matki uwiera – wraca tęsknota za ciągłą adrenaliną, jakże wszechobecną w czasach jej burzliwego romansu z Jackiem. Jest okazja posmakować jej ponownie – policja Gotham ściga niejakiego Producenta, nowego mistrza zbrodni, który rękami tajemniczej zabójczyni (ochrzczonej na szybko „Gwiazdką”) zabija starych, emerytowanych aktorów, będących u szczytu sławy grubo ponad półwiecze temu. Harley jako profesjonalna profilerka morderców i psycholog sądowy, zostaje wciągnięta w śledztwo i razem z nowym kolegą, dziwacznym i ekscentrycznym agentem FBI, Hectorem Quimbym, zaczynają rozwiązywać kryminalną zagadkę.
Bo tym w pierwszej kolejności jest „Batman. Mroczny rycerz przedstawia Harley Quinn”. Zagadka jest nietrudna, ale zgrabnie wyłożona czytelnikowi, tropy czasem mylą, choć szybko wyprowadzają na główny szlak, jakby z obawy, że same zgubią drogę. Głównych „złych” poznajemy bardzo szybko – bardziej niż to kim są, ważne jest, dlaczego robią, to co robią. Trzeba jednak przyznać, że ani ich kreacje ani motywacje nie wytrzymują konkurencji ze „starymi, dobrymi” przestępcami Gotham – kto wie, być może małżeństwo Murphych i ich znajomi zapełnią kiedyś swój świat godnymi następcami Pingwina, Szalonego Kapelusznika czy nawet Killer Croca. Na razie dajmy im kredyt zaufania – jest poprawnie, choć nie jest znakomicie.
Gdzieś w tle, na drugim planie kryminalnej intrygi, mamy kilka innych ciekawych rzeczy. Po pierwsze całkiem udane (choć dla ortodoksów DC Comics niedopuszczalne) opowiedzenie na nowo historii związku Harley i Jokera. Znowu wróć – Harleen i Jacka. Katana Collins mocno podkreślała w swych wypowiedziach, że jej najważniejszym celem było odrzucenie starej „tradycji” zapoczątkowanej serialem animowanym z lat dziewięćdziesiątych, wedle której Harley i Joker nie mają właściwie swych normalnych alter ego, tylko te szalone, zwyrodniałe niczym uśmiech klauna-zabójcy. Odrzuciła nawet tę późniejszą, oficjalną wykładnię, wedle której Harleen Quinzel zakochała się w swym pacjencie z Arkham (patrz: „Harleen” Stepana Sejica). Nie – Harleen i Jack spotkali się w knajpie, zakochali się w sobie i dopiero potem wszystko się popsuło. Oto dwójka przygniecionych przez życie młodych ludzi, a nie psychicznie chore bestie z pomalowanymi twarzami.
Taka kreacja Harleen miała z założenia ją urealnić i „uczłowieczyć”. Katana Collins i Matteo Scalera nie idą jednak aż tak daleko jak Kami Garcia w wydanym niedawno komiksie „Joker/Harley. Zabójczy umysł” – nie odpływają od mainstreamu aż tak mocno. Mamy tu nadal bardzo umowne podejście do kreacji postaci i całego świata, porzucające skrajny realizm jak u Garcii. Jest to zasługą zarówno Collins jak i Scalery – włoski rysownik odrobił lekcje bezbłędnie i naprawdę przy pobieżnym przeglądaniu wszystkich trzech komiksów „Murphyverse” bardzo trudno odróżnić jego prace od tych Murphy’ego. Nie jestem pewien czy to dobrze – oceńcie sami.
Bardzo fajnie rozpisana jest również wzajemna relacja Batmana (znanego już całemu światu jako Bruce Wayne) i Harley. Nietoperz siedzący za kratami traktuje naszą bohaterkę niczym nowego Robina lub nową Oracle – a Harley, wysportowana akrobatka i wyszkolona w walce wręcz śledcza, jakby wyjęta z serialowego „Mindhuntera”, mogłaby z powodzeniem pełnić obie role. No dobrze, do brzegu zatem. „Murphyverse” lubię, czekam na kolejne komiksy i sam już nie wiem, czy chciałbym, aby ta inicjatywa trzymała się pewnych, wydawać by się mogło „nienaruszalnych prawd” z mainstreamu. A może niech je obala, bezpardonowo jak do tej pory, a my zobaczymy co z tego wyjdzie – wszak jest całkowicie odseparowanym od głównej ciągłości „elseworldem”.
Tytuł: Batman. Biały Rycerz przedstawia Harley Quinn
Scenariusz: Katana Collins
Rysunki: Matteo Scalera
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Tytuł oryginału: Batman. White Knight presents Harley Quinn
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: czerwiec 2022
Liczba stron: 168
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328154216
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz