Żadna dziura nie jest dość głęboka
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Najtrudniej uciec od przeszłości. Tytułowy bohater serii „Jazz Maynard” przekonuje się o tym boleśnie w najnowszym trzecim tomie, wydanym przez Non Stop Comics. Choć w sumie nie jest to trzeci tom, lecz siódmy odcinek. I to trzeba wyjaśnić.
„Jazz Maynard” ukazał się w Polsce w dwóch trzyodcinkowych tomach zbiorczych, kolejno w 2019 i 2020. Pierwszy był „Trylogią barcelońską” a drugi „Trylogią islandzką” – od miejsc, w których działy się obie opowieści. Autorzy komiksu, podpisujący się pseudonimami Raule i Roger, zakończyli „Trylogię islandzką” w roku 2017 i po dwóch latach wydali siódmy odcinek serii opatrzony podtytułem „Live in Barcelona”. I historia się urywa. Non Stop Comics postanowiło nie czekać i wydać po prostu to, co jest. Więc mamy – trzeci tom „Jazza Maynarda” o trzykrotnie mniejszej objętości niż poprzednie.
Jazz gra na swej ukochanej trąbce w swym ulubiony klubie „Cave Canem” w barcelońskiej dzielnicy El Raval i planuje wydać płytę. Jego dwaj starzy, niekoniecznie dobrzy kumple nadal zajmują się swoimi własnymi, niekoniecznie legalnymi zajęciami. Jazz ma chyba w końcu trochę spokoju – poprzednie przygody przywiodły go niemal na skraj przepaści. Teraz postanowił zapomnieć o przeszłości i żyć tylko przyszłością. Może jakiś romans? Może kariera estradowa? I wtedy ktoś zabija osobę niezmiernie ważną dla Jazza, Theo i Judasa (wspomnianych dwóch kumpli). Nieunikniony fatalizm El Raval znów daje znać o sobie – przecież nie można tego tak zostawić.
Raule i Roger zdecydowali się dostarczyć trochę więcej danych na temat przeszłości Jazza i jej wpływu na teraźniejszość. Zaczynamy w końcu rozumieć, dlaczego zawsze, gdy wydaje się, że jest już lepiej, możemy się od razu spodziewać, że za chwilę będzie gorzej. Jeden z bohaterów komiksu wyjawia Jazzowi fundamentalną prawdę świata, w jakim przyszło im żyć – „żadna dziura nie jest dość głęboka”. Myślisz, że jesteś na dnie? No to poczekaj do jutra. Wydaje się, że Jazz Maynard po prostu lubi kłopoty, szuka guza nieustannie i zawsze go znajduje. Siódmy odcinek komiksu jest powrotem do estetyki „trylogii barcelońskiej” – jesteśmy w El Raval, przestępczej dzielnicy stolicy Katalonii, miejsca, z którego nie sposób uciec. Przede wszystkim mentalnie, o czym główny bohater przekonuje nas na każdym kroku.
„Jazz Maynard” to taka seria, w której każdy pojedynczy odcinek jest reprezentatywny dla całości. Rysunki Rogera cały czas są na tym samym równym, wysokim poziomie. To nadal taka manga z cechami komiksu europejskiego, trochę w stylu „Króla rozpustników”, ale ciążąca mocno w stronę karykatury. I mam wrażenie, że niepotrzebny jest tu w ogóle kolor – mamy dwa, trzy odcienie sepii, jakieś brązy, czerń i biel. Jeśli znasz poprzednie odcinki tej serii, to już wiesz, co cię czeka – będzie dokładnie tak, jak było. A jeśli nie znasz, to i tak odsyłam cię do recenzji i lektury tomu pierwszego. Ten od razu odłóż na później.
Nie wiem, kiedy i czy w ogóle pojawi się dalsza część tej opowieści. Chyba kiedyś musi, bo omawiany dziś album kończy się wielkim cliffhangerem i dość irytującym zwrotem akcji. Aż chce się krzyknąć: „A nie mówiłem?!”.
Tytuł: Jazz Maynard. Live in Barcelona
Scenariusz: Raule
Rysunki: Roger
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: Jazz Maynard. Live in Barcelona
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Wydawca oryginału: Dargaud
Data wydania: luty 2024
Liczba stron: 48
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 221 x 279
Wydanie: I
ISBN: 9788382306873
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz