Zmiana kursu
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Trzeci tom zbiorczej edycji „Przygód Tintina” od Egmontu zawiera cztery kolejne odcinki przygód młodego reportera, chyba najsłynniejszej postaci w historii belgijskiego komiksu. Jesteśmy w czasach świetności Tintina - autor komiksu, legendarny Hergè, pomimo trudnych warunków i ograniczonej swobody twórczej (mamy lata 1939-1943) wprowadził bohatera w jego „złoty wiek”.
Drugi zbiorczy tom zakończył się „Czarną wyspą”, komiksem naznaczonym silnymi obawami wobec potęgi III Rzeszy i wizją nieuniknionej inwazji. Otwierające omawiany dziś tom „Berło Ottokara” wydawane było w odcinkach w „Le Petit Vingtième” od sierpnia 1938 do sierpnia 1939 roku – pierwszy odcinek ukazał się prawie pół roku po Anschlussie Austrii. Tintin wybiera się w poszukiwaniu przygód do wschodnioeuropejskiej Syldavii (taka trochę Rumunia, Albania i Jugosławia zmiksowane razem) zagrożonej inwazją ze strony Bordurii. Towarzyszy mu oczywiście wierny psiak Miluś i lekko zwariowany profesor Alembik, historyk, „specjalista od pieczęci” i ich kolekcjoner. Nawiązania do aneksji Austrii przez nazistów są oczywiste, choć Hergè wskazuje również na zajęcie Albanii przez faszystowskie Włochy, które miało miejsce już w trakcie wydawania „Berła Ottokara”. Ale polityczne nawiązania są bardzo subtelne i nienachalne – przygody Tintina są jak zwykle humorystyczne, fajnie narysowane, proste i dynamiczne. Tintin nadal jest jedynym człowiekiem zdolnym stawić czoło groźnym łotrom i spiskowcom – i robi to znów na swój rozbrajający sposób.
Miesiąc po zakończeniu publikacji „Berła Ottokara” Niemcy najechały Polskę. W tym czasie Hergè pracował już nad „Tintinem w krainie czarnego złota”, ale w połowie musiał uciekać z kraju – naziści zajęli Belgię, a gazeta wydająca „Tintina” została zamknięta. Po powrocie podjął pracę w „Le Soir”, z którym związał się do końca drugiej wojny światowej. Przerwane przygody Tintina w krainie czarnego złota zostały odłożone na bok – Hergè, z powodów politycznych („Le Soir” było regularnie cenzurowane przez Niemców), musiał zmienić nieco wydźwięk i sposób pisania „Tintina”. „Krab o złotych szczypcach”, drugi odcinek dzisiejszego tomu, jest już praktycznie całkowicie rozrywkowym, „bezpiecznym” fabularnie komiksem. Znani z poprzednich odcinków agenci Tajniak i Jawniak wplątują naszego bohatera w śledztwo dotyczące przemytu opium w puszkach z konserwowanymi krabami. Tintin trafia na pokład „Karaboudjana”, poznaje w końcu kapitana Baryłkę, czyli od tej pory najważniejszą po nim samym postać cyklu, razem uciekają na Saharę i mają mnóstwo szalonych i niebezpiecznych przygód.
„Krab o złotych szczypcach” uznany został po latach za taki trochę remake „Cygar faraona” z drugiego tomu zbiorczego. Przemyt opium, walka z szmuglerami, północna Afryka (choć tu akurat Maroko, a nie Egipt). Punktem zwrotnym cyklu staje się debiut kapitana Baryłki, niezwykle ważnej postaci, ciągnącej fabułę w stronę komedii i w pewien sposób neutralizującej (albo odwracającej uwagę) zakamuflowane, potencjalne niewygodne dla hitlerowców elementy komiksu. Sam Tintin z kolei nie jest już dziennikarzem śledczym, lecz przeobraża się w niepoprawnego poszukiwacza przygód, co widać bardzo mocno w kolejnym odcinku – „Tajemniczej gwieździe”.
Zaczyna się bardzo dziwnie. Do Ziemi zbliża się bliżej niezidentyfikowana gwiazda (!), czyli nadchodzi apokalipsa. Powietrze staje się nieznośnie gorące, charakterystycznie rysowane postacie z wielkimi nosami wieszczą koniec świata, mamy wrażenie odrealnienia i nieokreślonej grozy. Okazuje się, że kosmiczny obiekt przemknął bokiem, a jego odłamek spadł gdzieś do Morza Arktycznego. Tintin i Baryłka biorą udział w wyprawie na północ w celu odnalezienia meteorytu, ale muszą ścigać się z konkurencyjną amerykańską wyprawą zorganizowaną przez pewnego miliardera. Spotka ich wiele przygód – co ważne, bardzo fantastycznych. Jest to istotna zmiana kursu – Hergè wprowadza do „Przygód Tintina” konwencję science fiction. Cały odcinek inspirowany jest twórczością Juliusza Verne’a, a w szczególności jego powieścią z 1908 roku pod tytułem „La Chasse au météore” (w Polsce wydana ponad wiek temu w odcinkach jako „Łowcy meteorów”). Sam autor powiedział w jednym z wywiadów, że chciał przedstawić wyścig technologiczny między Europą i Ameryką (gdyby pisał to dziesięć lat później, to zapewne ścigalibyśmy się z Sowietami). Podteksty polityczne pojawiły się również, ale – niestety – raczej antysemickie niż antynazistowskie. Hergè wspominał, że był wyrobnikiem traktującym swą profesję raczej zarobkowo niż ideologicznie, więc skoro naziści trzymali łapę na „Le Soir”, to nie mógł za bardzo postąpić inaczej. Po latach niektóre elementy komiksu zostały poprawione i przerysowane – w edycji Egmontu nie czuć już tych delikatnych, propagandowych, antyamerykańskich i antyżydowskich ciągot.
Ten odcinek w jeszcze większym stopniu niż poprzedni jest eskapistyczną ucieczką z wojennego koszmaru do kolorowej i zabawnej fantazji. I to takiej rodem z dziewiętnastego wieku – nie tylko w stylu Verne’a, ale i Edgara Allana Poego („Przygody Artura Gordona Pyma”). Ten sam klimat można poczuć podczas lektury ostatniej części trzeciego tomu „Przygód Tintina”, czyli „Tajemnicy Jednorożca” – jest Verne i Poe, ale w przypadku tego drugiego to już raczej „Złoty żuk”. Tintin kupuje na pchlim targu model statku o nazwie „Jednorożec” – zaraz po tym fakcie musi zmagać się z dziwnymi ludźmi uporczywie pragnącymi odkupić od niego tenże model. Okazuje się, że z „Jednorożcem” wiąże się pewna żeglarska legenda, którą Tintinowi na swój zabawny sposób przybliża oczywiście kapitan Baryłka – pirackie skarby, kapitan Szkarłatny Rackham, podróże w nieznane. Nasi bohaterowie znów rzucają się w wir przygody – niedokończonej, gdyż znajdzie ona swój finał dopiero w kolejnym odcinku, na który poczekamy do czwartego tomu zbiorczego.
Schemat „Przygód Tintina” jest nadal mniej więcej taki sam. Dziwny artefakt/wydarzenie, pomysł na wyprawę, tajemniczy stalkerzy, ucieczki, uwięzienia, ponowne ucieczki, gonitwy i szczęśliwy finał. Hergè dokłada jednak także nowe elementy – głównie detektywistyczne. Zazwyczaj jest tak, że Tintin dostaje lub znajduje skrawki niepełnych informacji, niepasujące z początku elementy i próbuje je do siebie dopasować. Wszystko jakby wyjęte z jakiegoś podręcznika dla naśladowców Agaty Christie. Nadal jest sporo slapsticku, głównie w wykonaniu Tajniaka i Jawniaka, choć i sam Baryłka nie zasypia gruszek w popiele. Hergè rozbudowuje tym samym drugi plan „Przygód Tintina”, zdejmując z niego nieco ciężaru narracyjnego – co wychodzi bohaterowi raczej na dobre (do czego jeszcze wrócę). Tworzy się też swego rodzaju „ciągłość narracyjna” (zapętlająca się czasami w wyniku przerysowywania niektórych albumów po latach) i kolejne powracające postacie – mamy w końcu jakąś kobietę, a mianowicie irytującą śpiewaczkę, Biancę Castafiore, która pojawi się w cyklu jeszcze nie raz.
Kapitan Baryłka, alkoholik, nerwus, zawadiaka, człowiek niestabilny emocjonalnie i po alkoholu niebezpieczny dla otoczenia. I pechowiec – jeśli komuś ma przytrafić się nieszczęśliwy wypadek i nie ma w pobliżu Tajniaka i Jawniaka, to tylko Baryłce. Jest on o wiele bardziej ludzki od Tintina, stanowi taki trochę zbiornik na ludzkie wady, których Hergè poskąpił głównemu bohaterowi. Potrzebna jest ta przeciwwaga, bo Tintin jest – celowo – mało realistycznym bohaterem. Jest podręcznikowym przykładem Mary Sue, czyli postaci bez skazy, niebywale biegłej w każdej możliwej dziedzinie, zawsze odważnej, diablo inteligentnej i takiej, na której skupia się cały fart we wszechświecie. Tintin jest bohaterem papierowym, opornym na jakiekolwiek próby utożsamienia – jest nośnikiem wszelkich pozytywnych cech, jakie można sobie wyobrazić. Jest też jednocześnie odporny na naukę na błędach, zawsze najpierw działa, a potem myśli. Hergè nie chciał analizować charakteru tejże postaci, to nigdy nie było celem komiksu. Od zawsze chodzi w nim o fabułę, wydarzenia następujące po sobie jak w kalejdoskopie, rozrywkę i różnego rodzaju mrugnięcia do czytelnika.
„Krab o złotych szczypcach”, „Tajemnica Jednorożca” i następujący po niej „Skarb Szkarłatnego Rackhama” (ale na niego musimy jeszcze poczekać) stanowiły bazę scenariuszową rewelacyjnego filmu animowanego z 2011 roku w reżyserii samego Stevena Spielberga. Twórca zawsze mówił, że „Tintin” to taki „Indiana Jones dla młodszych odbiorców” i przez długi czas planował ekranizację. Dobrze, że nie aktorską, lecz animowaną (ale opartą o motion capture) – wyszło świetnie.
W kolejnym tomie zbiorczym poznamy zakończenie historii o pirackim skarbie, przeczytamy drugą dwuodcinkową przygodę Tintina, a także wspomniany już odcinek „Tintin w krainie czarnego złota” – dokończony po wojnie i wydany w… czasopiśmie „Tintin”, które wystartowało w 1946 roku. Fajnie, nie mogę się już doczekać.
Tytuł: Przygody Tintina. Tom 3
Scenariusz: Hergè
Rysunki: Hergè
Tłumaczenie: Daniel Wyszogrodzki, Marek Puszczewicz
Tytuł oryginału: Les Aventures de Tintin: Tome 8-11
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Casterman
Data wydania: luty 2024
Liczba stron: 260
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 216 x 285
Wydanie: I
ISBN: 9788328170230
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz