czwartek, 14 marca 2024

Tango. Tom 1

Buddy comics


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Niektóre komiksy napisane i narysowane są tak, że czas akcji jest w nich nieistotny – są aktualne teraz i były takie w dziesięć, dwadzieścia czy trzydzieści lat temu. Nie chcę używać tu określenia „ponadczasowy”, bo zupełnie nie o taki, niosący uniwersalne wartości czy idee komiks chodzi. Pierwszy tom „Tango” wydany przez Lost in Time serwuje odporną na upływ czasu rozrywkę, opartą na wypróbowanych schematach i zawsze działającą tak, jak trzeba.

John Cruz ma około trzydziestu lat i ukrywa się w małej wiosce w Andach. Nie mówi o sobie za wiele (jest narratorem komiksu), poza tym, że uwielbia ciszę, spokój i samotność. Ucieka nie wiadomo skąd i przed kim – tego jesteśmy pewni niemal od samego początku. Nie jest mu jednak dane żyć w oderwaniu od reszty świata. Nieznani sprawcy atakują dom jego aktualnego przyjaciela – John, gringo na którego wszyscy w okolicy wołają „Tango”, staje w obronie kumpla. Niestety otwiera tym samym drzwi, przez które włazi do jego życia tak bardzo niechciana i unikana przeszłość. Tango zdaje sobie sprawę, że spokojne dni minęły, ale jak mówi – nie ma co rozczulać się nad przeszłością, skoro to teraźniejszość domaga się pełnej uwagi i jeśli ma istnieć jakakolwiek przyszłość.


Pierwszy zbiorczy tom „Tango” zawiera trzy albumy z lat 2017-2019, otwierające serię. Autorami są Alexis „Matz” Nolent (scenariusz) i Philippe Xavier (rysunki). Każdego z osobna dobrze już znamy w naszym kraju – razem pojawili się na naszym rynku tylko raz. Rok temu Lost in Time wydało „Węża i kojota” – przygodową sensację z akcją osadzoną na rozległych amerykańskich pustkowiach lat siedemdziesiątych. Wielkie przestrzenie, świetnie narysowane pejzaże i wrzuceni w ich środek bohaterowie. Teraz jest podobnie – pierwszy tom „Tango” zaprasza nas na tytułowy „Ocean kamieni”, czyli gigantyczne andyjskie prerie i wzniesienia. John „Tango” Cruz, zmuszony do ucieczki przed ścigającymi go ludźmi, łączy siły z innym, nieco starszym awanturnikiem Mario Borgesem i razem próbują żyć tak, aby reszta świata przynajmniej im nie przeszkadzała. Łatwo nie jest – drugi tom, pod tytułem „Czerwony piasek” rzuca ich w wir przygody na Morzu Karaibskim, a trzeci w wielką awanturę „W cieniu Panamy”. Stopniowo poznajemy obydwu bohaterów – ich przeszłość, powiązania i tajemnice.


Autorzy komiksu chcieli zrobić coś w rodzaju „buddy movie” z dwójką męskich bohaterów, między którymi jest pewna różnica wieku – coś jak „48 godzin” lub „Zabójcza broń”. John i Mario nie są jednak policjantami, a raczej kolesiami wplątującymi się co chwila w niebezpieczne awantury – mamy mafię przemytników z Bahamów, uzbrojonych po uszy osiłków, agentów D.E.A., piękne kobiety za którymi ciągną się oczywiście kłopoty i kilka fartownych zbiegów okoliczności, dzięki którym jest szansa na kolejny album. Na szczęście John i Mario to bezczelne łobuzy, faceci niebojący się nikogo, załatwiający sprawy zawsze do końca. Wiecie, to są tacy goście, o których wspominamy czasem podczas oglądania niektórych filmów, gdzie bohater, zamiast wyeliminować przeciwnika raz na zawsze, zostawia go upokorzonego, aby ten mógł wrócić w sequelu. Tu nie ma porzucania niebezpiecznie latających luźnych końców – panowie odcinają je zdecydowanym ruchem. Ale mimo tego, mimo unikania kłopotów jak ognia i nieustannej ucieczki, bez przerwy przydarza się naszym bohaterom coś nowego, coś niebezpiecznego. Ale nic to, oni zawsze kwitują wszystko w żartobliwy sposób, wychylają szklaneczkę whiskey i rechoczą do zachodzącego słońca.


Jak już wspominałem na początku, mamy do czynienia z bardzo charakterystycznym, uniwersalnym, „męskim” komiksem. Rzeczony uniwersalizm przejawia się w tym, że podczas całej lektury nie jesteśmy pewni, kiedy dokładnie dzieje się akcja. To mogą być lata dziewięćdziesiąte, ale i równie dobrze rok 2020 – przebywamy w miejscach tylko nieznacznie dotkniętych postępem i dość mocno odseparowanych od wielkich centrów cywilizacji. Wyjątkiem jest tylko pięknie narysowane Buenos Aires, ale jesteśmy w nim zbyt krótko, aby cokolwiek zauważyć. Fabuła jest naprawdę prosta, jak we wspomnianych „buddy movies”, pełna fajnego poczucia humoru, a także nostalgii do czasów sprzed ciągłego zastanawiania się co wolno pokazać i napisać, aby, broń Boże, nikogo nie urazić.

Philippe Xavier nie wyróżnia się może w żaden szczególny sposób wśród europejskich rysowników, ale jest naprawdę dobry. Zwłaszcza w rysowaniu wielkich przestrzeni, pejzaży i krajobrazów. Andy, bezkresne morza, Karaiby, wysepki, Panama i jej wybrzeża. Ludzi rysuje po prostu poprawnie, podobnie zresztą jak sceny akcji – wielkim plusem, zdecydowanie podnoszącym jakość lektury, jest wydanie w naprawdę dużym formacie. Pierwszy tom „Tango” wygląda rewelacyjnie, czyta się go świetnie i ma się ochotę na więcej. Bardzo dobry strzał, Lost in Time!


Tytuł: Tango. Tom 1
Scenariusz: Matz
Rysunki: Philippe Xavier
Tłumaczenie: Paweł Łapiński
Tytuł oryginału: Integrale Tango. Tome 1
Wydawnictwo: Lost in Time
Wydawca oryginału: Le Lombard
Data wydania: styczeń 2024
Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 240 x 320
Wydanie: I
ISBN: 9788367270625

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz