Ślizg dla dwóch!
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Deadpool i Cable zajęli swego czasu siódme miejsce w komiksowym rankingu „10 greatest buddy teams” wszechczasów. Ba, Josh Brolin musiał zdjąć na chwilę kostium Thanosa, aby zagrać Cable’a w drugim „Deadpoolu” – ci dwaj kolesie faktycznie mają się ku sobie (ok, pod koniec omawianego dziś tomu niby pół żartem, ale i półserio, pojawia się sugestia, że Deadpoola ciągnie do Cable’a a nie odwrotnie i ma z tym coś wspólnego olejek do opalania i środek WD-40). W 2004 roku po potencjał drzemiący w ich wzajemnej relacji postanowili sięgnąć włodarze Marvela.
Na początku dwudziestego pierwszego wieku obaj bohaterowie mieli własne serie. Obie zakończyły się we wrześniu 2002 roku z powodu niezadowalających wyników sprzedażowych. Na miejsce „Deadpoola” wszedł „Agent X”, o czym całkiem niedawno pisałem, a „Cable’a” zastąpił „Soldier X”. Jesienią 2002 roku te wszystkie literki „X” zaczęły się dość mocno panoszyć w tytułach, które próbowano ratować od upadku („X-Force” zamieniło się na „X-Statix” chociażby). Ale i to nie pomogło – trzeba było wymyślić coś nowego. Gail Simone pogodziła się z Marvelem i pod koniec 2003 roku wróciła na chwilę do pisania, aby przywrócić Deadpoola do życia – opowiadają o tym ostatnie odcinki dziesiątego tomu „Deadpool Classic”. Wszystko po to, aby wrzucić go i Cable’a do zupełnie nowego tytułu – wszak istniał precedens. W 1972 Luke Cage i Iron Fist zaczęli współpracować w serii „Power Man and Iron Fist” i wyszło im to na dobre.
Trzydzieści dwa lata później taki sam ruch pomógł też Cable’owi i Deadpoolowi. Do pisania scenariuszy zasiadł słynny Fabian Nicieza, twórca postaci „najemnika z nawijką”, a rysować zaczął mało znany w Polsce, ale znający się na swoim fachu Patrick Zircher. Nicieza napisał aż pięćdziesiąt zeszytów – „Cable & Deadpool” wychodził między majem 2004 a kwietniem 2008, a potem chłopaki znów rozeszli się do własnych serii. Pierwszy zbiorczy tom „Deadpool i Cable” (Egmont zmienił kolejność pseudonimów obydwu bohaterów, bo to Deadpool był – i nadal jest – o wiele popularniejszy w Polsce) zawiera dwadzieścia trzy odcinki i naprawdę imponuje rozmiarami. No właśnie – Deadpoola raczej wszyscy znamy. A Cable’a? Kilka słów o nim.
Cable zadebiutował, w serii „The New Mutants” na początku 1990 roku (Deadpool zresztą też, tylko pod koniec). Był to wojownik-cyborg przybyły z przyszłości, w której władzę nad światem przejął Apocalypse – dopiero potem ustalono, że Cable jest synem Scotta Summersa (Cyclopsa z X-Men) i Madelyne Pryor (klona jego ukochanej Jean Grey), którego w dzieciństwie rodzice wysłali w przyszłość, aby miał szansę na wyleczenie z techno-organicznego wirusa toczącego jego ciało (skomplikowane, wiem). Cable, już jako dorosły człowiek, jest nie tylko chodzącą bronią i podrasowaną wersją Kyle’a Reese’a z „Terminatora”, ale i zaawansowanym telepatą oraz telekinetykiem (po matce oczywiście). Technowirus nadal tkwi głęboko w jego komórkach – jego obecność niejako definiuje charakter postaci i jej przygód. Z Cable’em zawsze będziemy w superbohaterskim cyberpunku z mnóstwem akcji. Tak jak na samym początku omawianego dziś komiksu, kiedy to próbuje on rozpracować Kościół Jedynego Świata, który chce wejść w posiadanie groźnego syntetycznego wirusa opracowanego przez pewien koncern farmaceutyczny. Traf chciał, że Kościół wynajął do tej roboty Deadpoola – więc panowie siłą rzeczy muszą się spotkać. A, że ich kontakty zazwyczaj polegają na „porównywaniu testosteronu”, będzie grubo. I dość niecodziennie, bo pierwsze spotkanie zwiąże ich na pięćdziesiąt kolejnych zeszytów.
Kościół Jedynego Świata jest przeciwnikiem wyjątkowo mocno „rezonującym” z Cable’em. Najwyższy kapłan chce wykorzystać technowirusa, aby dosłownie połączyć ludzkość w jeden zbiorowy, pozbawiony wolnej woli, mózg-rój. „Dzieli nas wszystko i cokolwiek” – to różnice pomiędzy ludźmi są przyczyną wszystkich konfliktów i wojen. Cable, mając świadomość tego, jak może wyglądać przyszłość, również chce „uczynić świat lepszym”, nieważne jakich ofiar mogłoby to wymagać. Konfrontacja z Kościołem, Deadpoolem i własnymi, rosnącymi w wyniku tych wydarzeń mocami, czyni Cable’a kimś więcej niż był do tej pory. Niczym „Miracleman” Alana Moore’a, zrobi wszystko, aby ludzkość nie stoczyła się na dno i nie zgotowała sobie koszmaru alternatywnej przyszłości. Pechowo jego DNA w jakiś pokrętny sposób łączy się z wirusem, DNA Deadpoola i od tej pory teleport Cable’a interpretuje ich osoby jako jedną. Komenda „Ślizg dla jednego!” nie ma już racji bytu – tam, gdzie Cable, tam Deadpool. Oczywiście nie przez cały czas, bo potem już same wydarzenia „integrują” naszych dwóch bohaterów nieustannie.
Pierwszy tom „Deadpool i Cable” składa się z kilku, następujących po sobie i wynikających z siebie wzajemnie, kilkuodcinkowych opowieści. Tak właściwie, jest to jedna długa historia, w której widzimy jak rosnące w zatrważającym tempie moce Cable’a stają się zagrożeniem dla świata (a miały być wybawieniem); Deadpool rusza na misję, której celem jest znalezienie sposobu na powstrzymanie swego „mimowolnego” kolegi; pojawiają się X-Men; potem X-Force; Cable buduje sztuczną, całkowicie mechaniczną wyspę „Providence”, czyli „Woodstock dla inteligencji całego świata”, na której dochodzi do tajemniczego morderstwa (Deadpool detektywem!); potem musimy ratować mu życie a następnie szukamy go wraz z Deadpoolem i X-Force po najróżniejszych światach alternatywnych. Na koniec bierzemy udział w ostrej zadymie – ktoś komuś zlecił kradzież jakiegoś ni to pendrive’a / dysku twardego / serwera, ale nikt nie wie kto komu i po czyjej jest stronie, więc wszyscy profilaktycznie tłuką się gdzieś na terenie jakiejś amerykańskiej korporacji. Jest kupa śmiechu i masa dobrej rozrywki. Tyle o fabule.
Nicieza zna uniwersum Marvela (a przynajmniej tę „około x-menową” część) i wykorzystuje swą wiedzę i doświadczenie znakomicie. Pojawiają się postacie mocno powiązane z głównymi bohaterami (Weasel, Agent X, Siryn, Black Box oraz grupy Six Pack, X-Force, a nawet X-Men) oraz te trochę mniej, czyli Nick Fury, rozbrajający Jan Prezbiter, Bad Girls (dziewczyny od razu uprzedzają, zwracając się do nas przez nieistniejącą czwartą ścianę, żebyśmy sobie nie wyobrażali nie wiadomo czego, ale ich stylówki trochę temu przeczą), a nawet wspomniani Luke Cage i Iron Fist! I Silver Surfer! Pięćdziesiąt odcinków to kawał czasu, więc nie można było uniknąć udziału w crossoverach – Cable znika i trzeba go szukać, bo poszedł sobie w międzyczasie do „X-Force” i w drugiej serii tego komiksu walczył z niejakim Skornnem, a potem wplątał się razem z Deadpoolem w zatrważające wydarzenia „House of M”.
„Deadpool i Cable” i zagrywka stara jak popkultura. Weź dwie skrajnie odmienne postacie, zestaw je ze sobą i zobacz co wyjdzie. Syn Cyclopsa ma poważne dylematy – skoro ma tak wielką moc, to czy nie robi czasem zbyt mało dla świata? Nie rozumie – mimo, iż Charles Xavier tłumaczy mu to bardzo dobitnie – że moc nie daje mu prawa do samodzielnego decydowania o kształcie świata. Cable jest tu niestety nie tylko aroganckim dupkiem, ale ma na dodatek faszystowskie ciągoty – a powinien przecież wyciągnąć wnioski ze swojej przeszłości / naszej przyszłości, prawda?
Ale w tytule jest „Deadpool”, więc tak czy inaczej są jaja. Żarty są nadal „grube”, często „18+” i od czasu do czasu wieje żenadą, ale nawijka najemnika zawsze taka była. A tu ma ten plus, że zawsze jest uzasadniona fabularne – żarty Deadpoola, choć suche jak pięty bosego podróżnika, nie są pozbawione sensu i kontekstu (a tak czasem bywało w „Deadpool Classic”). Poczucie humoru nie opuszcza zresztą także innych bohaterów. Od jedenastego numeru każdy zeszyt zaczyna się takim trochę „previously…” – czwarta ściana jest zburzona całkowicie a wybrane postacie zwracają się do nas bezpośrednio i w żartobliwy sposób przypominają dotychczasowe wydarzenia. Dla mnie bomba!
Patrick Zircher to znakomity rysownik. Nie będę szczegółowo analizował jego pracy – to niby taki marvelowski standard, ale pasujący do „Deadpoola i Cable’a” idealnie. A dwójka równorzędnych głównych bohaterów już zaprasza na drugi tom. Jeszcze obszerniejszy. Komiks jest świetny – po czasami słabującym „Deadpool Classic” teraz lecimy w górę.
Tytuł: Deadpool i Cable. Tom 1
Scenariusz: Fabian Nicieza
Rysunki: Patrick Zircher
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Tytuł oryginału: Cable & Deadpool #1-25
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: sierpień 2021
Liczba stron: 544
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328152021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz