Wszystko jest starsze, niż nam się wydaje
Wydawnictwo Terminus nie boi się wyzwań i dwa lata po niesamowitym „Lesie ożywionego mitu” wydaje „Lavondyss” – powieść nie będącą bezpośrednią kontynuacją „Lasu…”, lecz podejmującą poruszone tam wątki. Dlaczego „wyzwanie”? To nie są książki-bestsellery, to nie są łatwe lektury, to nie są projekty skazane na sukces. A „Lavondyss” stanowić będzie jeszcze większe czytelnicze wyzwanie niż jej poprzedniczka.
„Las ożywionego mitu” ustanowił pewne zasady uniwersum wymyślonego przez Roberta Holdstocka, a każda kolejna powieść dokłada nowe i modyfikuje stare reguły. Stephen Huxley i Harry Keeton zapuścili się głęboko w starożytny, magiczny Las Ryhope w brytyjskim Herefordshire i już go nie opuszczą. Kieszonkowy wszechświat lasu, rozrastający się i starzejący w miarę podążania w stronę jego środka, do tajemniczej, mitycznej krainy Lavondyss, znanej czasem jako Tír na n-Oc lub Avalon, pełen jest „mitotworów” („mythagos” w oryginale), urzeczywistnionych mitów, obrazów istniejących w jungowskiej zbiorowej nieświadomości ludzkiego gatunku. Zamek Camelot, Robin Hood, Jack in the Green i wszystkie inne celtyckie, starobrytyjskie (tak, pozostajemy w kręgu wierzeń i mitologii tego właśnie zakątka Europy) mity i legendy manifestują się nie tylko w swoich najbardziej rozpoznawalnych (bo popkulturowych) formach, lecz poprzez niezliczone iteracje, wciąż starsze i starsze, pamiętające czasy pierwszych ludzkich zorganizowanych społeczności epoki lodowcowej. Znane nam legendy powstały przecież ze swoich prototypów, pra-legend, opowieści szeptanych przy ognisku, a potem ich nadinterpretacji i niedopowiedzeń. Wyhodowane zostały za pomocą nieustannej, nieuniknionej i jedynej możliwej metodzie tłumaczenia i wyjaśniania zasad zastanej rzeczywistości w czasach przedhistorycznych. Metodzie nie opartej o żaden naukowy paradygmat, lecz impresje, symbole i irracjonalne wyobrażenia.
Lektura „Lasu ożywionego mitu” nie była łatwa – jednak w porównaniu do „Lavondyss” jest jak prosta ścieżka w miejskim parku przy bezmiarze tolkienowskiej Mrocznej Puszczy. Akcja omawianej dziś powieści toczy się mniej więcej dziesięć lat po wydarzeniach zamykających „Las…”. W pobliżu Ryhope Wood mieszka rodzina Keetonów, wciąż opłakująca stratę Harry’ego. Rodzice twierdzą, że już nie żyje – jednak trzynastoletnia siostra Harry’ego, główna bohaterka „Lavondyss”, ma na ten temat inne zdanie. Tallis – bo tak nazywa się dziewczynka – zaczyna wchodzić z pobliskim lasem w dziwną, lekko niepokojącą interakcję. Zaczyna dostrzegać więcej niż inni i podobnie jak jej dziadek Owen, zmarły w mniej więcej tym samym czasie, w którym zaginął Harry, spotykać rzeczone „mitotwory”. Las Ryhope kusi ją swą niesamowitością, uczy, jak podróżować pomiędzy różnymi płaszczyznami mitycznej (mitotwórczej) rzeczywistości – Tallis tworzy dziesięć masek z różnego rodzaju drewna, dzięki którym przemieszcza się między światami i widzi, a może raczej produkuje i reinterpretuje prastare mity tkwiące głęboko w jej podświadomości. Wróć – w zbiorowej nieświadomości naszego gatunku, za Jungiem. Pierwsza połowa powieści jest przygotowaniem do podróży do Starego Zakazanego Miejsca (tak Tallis nazywa serce Ryhope, tytułowe Lavondyss) i nauką zasad rządzących lasem. Gdy w drugiej połowie powieści spotykamy już na starcie starego naukowca, drugorzędnego bohatera „Lasu ożywionego mitu” wraz ze starszą o osiem lat, ciężko doświadczoną przez los (las?) Tallis, wciąż szukającą swego brata, zaczynają się schody. Jakże wymagająca i jednocześnie fascynująca jest to wspinaczka!
W jednym z wywiadów na temat „Lavondyss” Holdstock powiedział tak: „Jednym z moich celów było zestawienie zwyczajnego życia rodzinnego i współczesnego folkloru z bardzo pierwotnymi, nieuświadamianymi obrazami i źródłami starożytnych symboli”. „Lavondyss” mówi o tym, jak powstają mity, jak ewoluują pod wpływem reinterpretacji kolejnych pokoleń i jak pozostają niezmienione. Istnieje pewien szablon narracyjny, według którego wszystkie ludy od zarania dziejów snują opowieści o świecie i swoim miejscu w nim. Opowieści te obrastają naleciałościami kolejnych epok, odtwarzane i zmieniane są wciąż na nowo – zmienia je człowiek, ale sam również ulega zmianie pod ich wpływem. Stąd bierze się tak bardzo dostrzegalna rekurencyjność mitów, ich intertekstualność, ponadczasowość. U Holdstocka, w jego niesamowitej, dokładnie przemyślanej metodzie twórczej, mity dosłownie powstają w wyniku ludzkiej ingerencji – obecność mitotworów wynika tylko z faktu istnienia ludzkiego umysłu zdolnego do generowania tychże. Jest mit, bo jest człowiek – rodzi się w czasach konfliktu, walki o ziemię i wolność. Brytowie tworzyli mity podczas wojen z Rzymianami a potem Anglosasami, Anglosasi podczas starć z Normanami. A jeszcze wcześniej mity powstawały w wyniku konfrontacji z nieznanym, nieokiełznanym i bezlitosnym światem przyrody, kiedy to homo sapiens musieli jakoś przeżyć w świecie skutym lodem. Jakże wstrząsająca, mocno uderzająca w czytelnicze trzewia jest pewna (kluczowa i bardzo ważna) scena z tej właśnie epoki – naturalistyczna, krwawa i żyzna pod względem narracyjnego, mitotwórczego potencjału.
Robert Holdstock chciał za wszelką cenę dotrzeć do początków mitu. Nie szukał możliwości trawestowania istniejących legend, nie chciał opowiadać ich na nowo – chciał dotrzeć do samych źródeł, do korzeni, o których nikt już nie pamięta. Wszystko jest starsze, niż nam się wydaje, nie znamy prapoczątków kultury, religii, narracji – „Lavondyss” jest próbą (tylko i aż) wytłumaczenia skąd się to wszystko wzięło i jak ewoluowało. Nie jest to łatwa lektura, wymaga skupienia, pewnej czytelniczej otwartości i świadomości – rzecz genialna, do powtórzenia przynajmniej kilkukrotnego. Ona też działa jak mit – zmienia siebie samą i czytelniczy odbiór w każdej kolejnej iteracji.
Autor: Robert Holdstock
Tłumaczenie: Michał Jakuszewski
Tytuł oryginału: Lavondyss. Realm of Fire
Wydawnictwo: Terminus
Wydawnictwo oryginału: Xanadu Publications of London
Rok wydania: 2024
Rok wydania oryginału: 1988
Liczba stron: 416
Wydanie: I
ISBN: 9788396419613
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz