niedziela, 27 października 2024

Broń X

Jestem człowiekiem!


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Mianem najlepszego albumu „Mega Marvel” od TM-Semic najczęściej określa się „Weapon X”, wydany pod koniec 1994 roku. Po trzydziestu latach wydaje się jeszcze lepszy – Egmont wydał arcydzieło Barry’ego Windsor-Smitha (z dodatkami) w swej ekskluzywnej kolekcji „Marvel Limited”. Przed nami komiks z uniwersum Marvela, ale całkowicie pozbawiony jakichkolwiek superbohaterskich elementów – jedna z najlepszych rzeczy, jakie możecie przeczytać w tym roku.

Imponujący rozmiarami album składa się z czterech części. Od razu odhaczmy ostatnią, najmniej interesującą, choć na pewno godną uwagi – na końcu zbioru znajdziemy masę okładek, pin-upów, szkiców i graficznych niespodzianek. Wszystko autorstwa będącego wtedy u szczytu swych możliwości Barry’ego Windsor-Smitha. Kolejnym elementem zbioru jest 205 odcinek „Uncanny X-Men” z 1986 roku, który wydany był w Polsce przez TM-Semic jako część „X-Men” 3/93. Windsor-Smith pracował w 1986 roku z Chrisem Claremontem nad główną serią przygód mutantów. Po dwuczęściowej, znakomitej opowieści „Lifedeath” ze Storm i Forge w rolach głównych (też było w semicowych „X-Men”) duet Claremont/Smith zafundowali czytelnikom przedsmak późniejszej o pięć lat „Broni X”. Ta krótka, brutalna, genialnie narysowana historia o Lady Deathstrike i jej kompanach szukających zemsty na Loganie, pokazuje Rosomaka z nieco innej, ludzkiej strony. „Ranny wilk” jest odcinkiem dość istotnym – estetycznie i fabularnie powiązanym ze wspomnianym dziełem. A króciutki, kilkustronicowy short „Zaszczuty” z „Wolverine’a” 166 z 2001 roku, ze scenariuszem Franka Tieriego i grafikami oczywiście Windsor-Smitha, pozwala spojrzeć na legendarny już komiks z innej perspektywy.


No właśnie. Czas na tytułową, najdłuższą i pierwszą w zbiorze „Broń X”. Do tego komiksu Barry Windsor-Smith nie potrzebował już scenarzysty – sam wymyślił historię, napisał tekst, wykonał szkice, tuszowanie i położył kolory. „Weapon X” wychodziła pierwotnie w ośmiostronicowych odcinkach dwutygodnika „Marvel Comics Presents” od marca do września 1991 roku. Mutanci Marvela i sam Logan Wolverine bili wtedy wszelkie rekordy popularności – w trakcie publikacji „Weapon X” trwał „Plan X-Terminacji”, a zaraz potem doszło do podziału grupy na żółtą i niebieską i niepobitego do dziś rekordu sprzedaży pojedynczego zeszytu komiksowego, czyli debiutu serii „X-Men” Jima Lee. Barry Windsor-Smith postanowił opowiedzieć o genezie Rosomaka, o tym, skąd ma szkielet pokryty adamantium, czyli najtwardszym metalem w uniwersum Marvela i skąd wzięły się jego pazury. Tematu nie wyczerpał, ledwie zaznaczył pewne zagadnienia – tym samym uchylił drzwi dla kolejnych twórców, którzy eksplorowali w przyszłości ten temat niemiłosiernie i często zbyt mocno.


Logan Wolverine, kanadyjski twardziel walczący (albo tylko sprawiający takie pozory) z agresją i pociągiem do kieliszka, zostaje pewnej nocy, zaraz po wyjściu z baru, porwany przez tajemniczych ludzi i wywieziony do tajnego wojskowego kompleksu, gdzieś w dzikich ostępach kraju. Automatycznie przestaje być człowiekiem, staje się „eksperymentem X”, przedmiotem nieludzkich, niewyobrażalnie bolesnych zabiegów, mających na celu jego przemianę w żywą broń. Dowodzący całym kompleksem, odrażający i bezlitosny Profesor Thornton ma na swoich usługach doktora Corneliusa i pannę Hines – oboje są tak naprawdę (z różnych powodów) zdani na łaskę Profesora. Specjalny wojskowy program o nazwie „Weapon X”, za którym stoją nieznane bliżej szare eminencje i przed którymi nawet Profesor musi się tłumaczyć, nie idzie zgodnie z oczekiwaniami – prowadzący eksperyment naukowcy odkrywają, że obiekt ich „badań” to mutant, homo superior, nadczłowiek, prawdziwa maszyna do zabijania.

Mucha wydała dwa lata temu „Potwory”, opus magnum Windsor-Smitha, dzieło życia pisane i rysowane przez trzydzieści lat. Na początku lat dziewięćdziesiątych autor dopiero zaczynał tworzenie „Potworów”, właściwie równolegle z „Bronią X”. Widać wiele punktów wspólnych, pomysłów przenikających obydwa komiksy, swego rodzaju komiksowy dialog i analogie. W obydwu mamy do czynienia z ludzką jednostką odartą z człowieczeństwa, poddaną nieludzkim eksperymentom i zamienioną w dziką bestię. Profesor Thornton z „Broni X” przypomina wyglądem Oscara Friedricha z „Potworów” – nawet motyw prawej ręki się zgadza.


Smith porównuje Thorntona jeszcze z inną komiksową postacią, również profesorem – Charlesem Xavierem. Tak naprawdę jest to anty-Xavier. Podczas gdy Profesor X szukał człowieka w Rosomaku, Profesor Thornton owo człowieczeństwo ruguje. A właściwie, w swej pokrętnej nazistowskiej logice, sprowadza do podstawowych instynktów. Jego asystent, doktor Cornelius, widzi zwierzę, które było człowiekiem. Profesor z kolei widzi człowieka – tylko ze świadomością odartą do żywego, wyrżniętą z duszy i zredukowaną do cna. Są głównie instynkty – według Thorntona Logan zawsze był istotą z piekła rodem, a jego mordercze instynkty tylko zżerały go od środka i walczyły z dziwną nakładką na cały system zwaną „człowieczeństwem”. Pytanie tylko, kto tu jest tak właściwie człowiekiem?

Barry Windsor-Smith nie odpowiada jednoznacznie na żadne pytania i nie obawia się stawiać nowych. Jego dzieło nie ma żadnego narratora – są tylko wewnętrzne monologi Logana na początku, a potem dialogi Thorntona, Corneliusa i Hines na tle makabrycznych wydarzeń w ośrodku badawczym. „Broń X” nie ma również protagonistów – nie jest nim przecież Wolverine, w którym widzimy raczej antagonistę, i na pewno nie są nimi zwyrodniali naukowcy. Komiks Smitha przypomina swą konstrukcją filmy w konwencji slashera – Wolverine jest niczym Freddy Krueger wykańczający po kolei kolejne nastolatki. W przeciwieństwie jednak do „Koszmaru z Ulicy Wiązów” naprawdę nie ma komu kibicować.


Rysunki, co tu dużo pisać, są genialne, mocno sugestywne, bardzo dopracowane i szczegółowe. Na pracach Windsor-Smitha wzorowało się potem wielu twórców – „Broń X” jest już kanonem Marvela, komiksem o niepodważalnej renomie. Oczywiście nie obyło się potem bez najróżniejszych „retconów”, czyli aktualizacji już raz napisanej historii o dodatkowe elementy z mocą wsteczną. Takim najgłośniejszym retconem był pomysł Granta Morrisona, na który wpadł podczas pisania swoich „Nowych X-Men” w 2001 roku. Otóż „Weapon X” okazał się tylko elementem o wiele większego programu znanego jako „Weapon Plus” a literka X stała się rzymską dziesiątką. Logan był po prostu dziesiątym eksperymentem programu tworzenia superżołnierza, a pierwszym uczyniono – oczywiście – Kapitana Amerykę.

Omawiany dziś komiks należy do uniwersum Marvela, ale żadnego superbohatertswa w nim nie znajdziemy. Jest to znakomita opowieść o żądzy kontroli nad słabszym człowiekiem i pragnieniu władzy. „Broń X” nie weźmie udziału w plebiscycie na najlepszy komiks 2024 roku – ale już wiem, że jest na pewno najlepszym wznowieniem.


Tytuł: Wolverine. Broń X
Scenariusz: Barry Windsor-Smith, Frank Tieri, Chris Claremont
Rysunki: Barry Windsor-Smith
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik, Bartosz Czartoryski
Tytuł oryginału: Wolverine. Weapon X
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: wrzesień 2024
Liczba stron: 204
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 225 x 344
Wydanie: I
ISBN: 9788328171237

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz