niedziela, 11 sierpnia 2024

Catwoman wg Eda Brubakera

Robin Hood w lateksie


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Dwa miesiące temu czytaliśmy trzy zbiorcze tomy przygód najbardziej znanej superbohaterki DC Comics. Dziś czeka nas również wielka trzytomowa lektura – oto kolejna słynna żeńska postać w kostiumie. Nie superheroina (choć czasami tak), a raczej antybohaterka – przyjaciółka, kochanka i przeciwniczka Batmana, jego femme fatale. Obecna w komiksach i filmach spod znaku DC Comics od zawsze. Selina Kyle alias Catwoman.


Catwoman zadebiutowała już w 1940 roku, w zamierzchłej Złotej Erze – choć wtedy wołano na nią po prostu „The Cat” i nie nosiła jeszcze maski ani kostiumu. Między nią a Batmanem zawsze iskrzyło, ich drogi krzyżowały się nieustannie – ale Kobieta-Kot była przez całe lata raczej „dodatkiem do Batmana”, a nie samodzielną bohaterką. Scenarzyści i rysownicy skupiali się zazwyczaj na jej cielesności i absurdalnym imperatywie nakazującym jej kraść wszystko, co wartościowe w zasięgu wzroku. Pewną zmianę wprowadził Frank Miller w 1987 roku, przy okazji „Roku pierwszego”. Selina Kyle, zanim przywdziała charakterystyczny czarny kostium, była prostytutką z East Endu, najgorszej dzielnicy Gotham. Miller przedstawił najbardziej realistyczną, ale zdecydowanie najbrutalniejszą wersję komiksowych narodzin Catwoman. Dwa lata po „Roku pierwszym” ukazała się czteroodcinkowa, limitowana seria zatytułowana po prostu „Catwoman” – Mindy Newell i Joe Brozowsky rozwinęli postać Seliny Kyle, rozbudowali jej biografię i przygotowali przedpole do jednego z najlepszych występów Kobiety-Kot w historii komiksu superbohaterskiego, czyli do „Długiego Halloween” Jepha Loeba i Tima Sale’a wydanego siedem lat później.


Catwoman na początku lat dziewięćdziesiątych zyskała na popularności nie tylko poprzez „Rok pierwszy” czy wspomnianą limitowaną serię. W 1992 roku Michelle Pfeiffer, ubrana w strój oparty o prace Mazzucchelliego z „Roku…”, brawurowo wcieliła się w Catwoman, a dodatkowo postać ta bardzo często pojawiała się w słynnym, przełomowym serialu „Batman: The Animated Series”. W 1993 roku podjęto zatem decyzję o uruchomieniu drugiej komiksowej serii „Catwoman” – tym razem nielimitowanej i spójnej fabularnie z ciągłością DC Comics. Selina Kyle weszła do „rodziny Batmana”, wzięła udział w wydarzeniach „Knightfall”, „Epidemii”, „Dziedzictwa” i „Ziemi niczyjej” – ale nie była to Catwoman utrzymana w duchu „Roku pierwszego”. Była typową przedstawicielką ekstremalnie seksownych, muskularnych i dość płaskich charakterologicznie postaci ostatniej dekady dwudziestego wieku. Rysował ją głównie Jim Balent inspirujący się nieco pracami Jima Lee w „Uncanny X-Men” – przygody Catwoman skupiały się na akcji, awanturze i eksponowaniu walorów jej ciała. Tak, to ten okres, kiedy nosiła za ciasny fioletowy kostium i miała długie włosy – nieważne było za bardzo, kim jest, ale to, co robi. Seria dobiegła końca w lipcu 2001 roku po dziewięćdziesięciu czterech odcinkach – Selina upozorowała swoją śmierć i zniknęła z Gotham City.


Nowe stulecie, nowe wyzwania – proces rewitalizacji superbohaterów u progu dwudziestego pierwszego wieku dotyczył wielu postaci, w tym również Kobiety-Kota. DC Comics powierzyło to zadanie Edowi Brubakerowi, scenarzyście, który swe najlepsze czasy miał dopiero przed sobą. Brubaker stwierdził, że postać Catwoman kreowana była nieco obraźliwie wobec kobiet – mocno przedmiotowo, efekciarsko i seksualnie. Autor znajdował „ducha Catwoman” we wspomnianym „Roku pierwszym” Franka Millera – postanowił wrócić do korzeni, umieścić Selinę Kyle z powrotem w East Endzie i uczynić ją raczej obrończynią dzielnicy niż złodziejką. Tak jak Daredevil w Marvelu miał swoją nowojorską Hell’s Kitchen, tak Catwoman mieć powinna swój gothamski East End. Zrezygnowano z kontynuowania numeracji serii drugiej i po sześciu miesiącach, w styczniu 2002 roku, ukazał się numer pierwszy serii trzeciej – ot, symbol odrodzenia i nowego początku.

Najpierw jednak trzeba było jakoś przywrócić Kotkę do życia. W drugiej połowie 2001 roku w serii „Detective Comics” pojawiło się kilka odcinków przygód starego bohatera komiksów DC, noirowego detektywa Slama Bradleya. Wiecie, taki Philip Marlowe z powieści Raymonda Chandlera, palący dwie paczki fajek dziennie, mówiący ciągle do siebie, nie wylewający za kołnierz i zdolny sprawić łomot większości zbirów czających się w ciemnych zaułkach Gotham. Bradley dostaje zlecenie od samego burmistrza – podobno Selina Kyle żyje i trzeba ją schwytać za wszelką cenę. Klimat czarnego kryminału był podstawowym założeniem nowej serii z przygodami Catwoman – nie mógł tego rysować pierwszy z brzegu twórca. Brubaker, zachwycony graficzną stroną „Batmana. Ego”, stwierdził, że tak właśnie ma wyglądać jego „Catwoman”. Autor ilustracji do tego komiksu, słynny Darwyn Cooke, pracował wówczas nad swoją niesamowitą „Nową granicą”, ale nie odmówił współpracy. Jego mocno cartoonowe, bardzo charakterystyczne grafiki świetnie pasowały do konwencji – Cooke narysował wspomnianą opowieść o Slamie Bradleyu z „Detective Comics” oraz pierwsze dziewięć odcinków nowej „Catwoman”.


Selina tropi mordercę prostytutek na East Endzie, walczy z przemytnikami narkotyków i wpada na trop korupcji na najwyższych szczeblach policji w Gotham. Dorabia się też pewnej swego rodzaju asystentki, młodej dziewczyny wychowanej na ulicach Gotham – Holly Robinson zostaje jej „oczami i uszami”, kimś, kto ma odpowiadać za akcje wywiadowcze. Slam Bradley nawiązuje w końcu znajomość z Seliną i chyba zaczyna mieć do niej słabość – razem postanawiają ocalić East End przed zbrodnią. Brubaker wybadał teren i doszedł do wniosku, że konwencja czarnego kryminału w superbohaterskiej otoczce się sprawdza i warto iść tą drogą. Niestety po dziewiątym odcinku Cooke odszedł z serii i w jego miejsce zatrudniono innych rysowników – w większości bardzo sprawnie naśladujących lub przynajmniej nawiązujących do jego stylu. Cooke odszedł, ale zaraz potem samodzielnie napisał i narysował prequel do zawartych wydarzeń z serii – „Wielki skok Seliny” opowiada o tym, co porabiała Catwoman, zanim cudownie „zmartwychwstała” i wróciła do Gotham. Opowieść ta jest swego rodzaju pomostem między serią drugą i trzecią – już niby noir, ale jednocześnie coś w rodzaju „heist movie”. Selina i kilku jej towarzyszy postanawiają obrobić pociąg z forsą – pomysł nienowy i już eksploatowany, ale wykonany udanie i ciekawie. Pierwszy tom trzytomowej edycji „Catwoman” wydanej nakładem Egmontu zawiera właśnie „Wielki skok Seliny”, historię poszukiwań Slama Bradleya i pierwsze siedem odcinków nowej serii „Catwoman”.


Na kolejne dwa tomy zbiorcze Egmontu składa się cała reszta odcinków napisana przez Eda Brubakera – od dziesiątego do trzydziestego siódmego. Selina Kyle chce zrobić coś dobrego dla całej dzielnicy, pomóc potrzebującej młodzieży i zbudować dla nich „Dom kultury”. Ale niestety dorobiła się wielkiego wroga – sadystyczny szef mafii królującej w East Endzie, czyli znany dobrze z komiksów z Batmanem Czarna Maska postanawia rozprawić się z nią raz na zawsze. Noir zaczyna się tu mieszać z gotyckim horrorem i gore – sceny w kazamatach Czarnej Maski są naprawdę mocne i niepasujące za bardzo do całości. Sprawy nie ułatwia też Sam Bradley, który po prostu zakochuje się w Selinie – ich związek, jak łatwo się domyślić, nie będzie usłany różami ze względu na profesje obojga. Mamy też do czynienia z kolejnym uatrakcyjnieniem konwencji noir – Holly i Selina, niczym Thelma i Louise, ruszają przed siebie na amerykańskie bezdroża. Spotykają pewnych mniej znanych superbohaterów DC i uciekają przed dziwnym egipskim kultem Beti-Ma – czuć tu trochę „Indiany Jonesa”, zwłaszcza gdy w tomie trzecim dochodzi w końcu do kulminacji tego wątku.


Ostatnie odcinki autorstwa Eda Brubakera są niestety wyraźnie słabsze scenariuszowo i graficznie – cały trzeci tom zbiorczy to trudny do usprawiedliwienia spadek jakości. East End ogarnia wojna gangów – włoska mafia wynajmuje nieco karykaturalnego superzabójcę o pseudonimie Zeiss, którego celem jest oczywiście Catwoman. Wszystko to prowadzi do eventu „War Games” (październik 2004 – styczeń 2005), który przewinął się przez wszystkie serie powiązane z „Batmanem”. W wydaniu Egmontu mamy tylko te z „Catwoman”, więc nietrudno się domyślić, że lektura sprawia poważny problem. Fabuła jest niepełna, poszatkowana, postacie pojawiają się znikąd w niezrozumiałych okolicznościach. Marnie to wyszło, naprawdę. Na szczęście ostateczny obraz „Catwoman” Brubakera poprawia nieco ostatni odcinek jego autorstwa – smutny, dość melancholijny i rozliczeniowy. Zaraz potem serię przejął Scott Morse – ale zupełnie nas to dziś nie interesuje. Ed Brubaker zajął się kolejnymi projektami – „Daredevilem” dla Marvela, „Sleeperem” dla Wildstorm czy „Criminal” dla Image. Wszystkie trzy można przeczytać po polsku – i naprawdę warto.

Selina Kyle została odmieniona. Założyła zupełnie inny kostium – mniej eksponujący walory jej ciała, ale za to o wiele bardziej realistyczny i praktyczny. Zamiast szukać przygód i kolejnych błyskotek, postanowiła bronić praw tych wszystkich mieszkańców East Endu, którzy sami tego nie potrafią. Nie pozwala im na to sam system, korupcja na wyższych szczeblach i zorganizowana przestępczość. Catwoman przestała być płaską, papierową bohaterką i zaczęła przemieniać się w postać o dość bogatym wnętrzu i klarownie zarysowanych cechach charakteru. To jej osobowość, potrzeby i konstrukcja psychologiczna była na pierwszym planie – nie tylko cielesność. Przestała być po prostu złodziejką, stała się antybohaterką, Robin Hoodem w lateksie, głosem dyskryminowanej społeczności i jej obrończynią.


Ed Brubaker napisał świetny komiks, o którego jakości stanowi też stylistyka czarnego kryminału. Narracja jest zawsze pierwszoosobowa – mówią do nas Catwoman, Slam Bradley, Holly Robinson i jeszcze kilka innych postaci. Brakuje tu superherosów, a jeśli są, to tylko w celu podkreślenia, że w tej „Catwoman” nie chodzi o superbohaterszczyznę – Batman pojawia się tylko jako statysta, podobnie zresztą jak Bruce Wayne. W konwencji tej najlepiej odnajduje się oczywiście Darwyn Cooke, który sam poszerza ją potem w kierunku „heist movie”. Grube kontury, stylizacja na komiks dziecięcy, choć wcale takim nie jest, nawiązania do stylów graficznych lat czterdziestych – to jest Cooke. Cameron Stewart i Brad Rader idą drogą poprzednika, choć dodają sporo od siebie – zwłaszcza Stewart jest szczególnie godny uwagi. Jest też Javier Pulido, który upraszcza grafikę bardziej niż Cooke i jeszcze dalej ucieka od realizmu. Rysują – choć niewiele – tacy kolesie jak Guy Davis, Sean Phillips i Diego Olmos. No i jest też niestety Paul Gulacy, który nie umie rysować, a sili się na realizm. Slam Bradley wygląda u niego jak Robert Mitchum z ekranizacji „Żegnaj laleczko”, co jest chyba jedynym plusem efektów jego pracy. Gulacy nie dba o proporcje, twarze bohaterów ciągle się zmieniają, jakby były dopiero ćwiczone, a i scenografie pozostawiają sporo do życzenia.

Trzytomowa „Catwoman” od Egmontu, mimo raczej słabego zakończenia, jest jednak komiksem zdecydowanie godnym uwagi. Przykładem jak z bardzo przedmiotowej i dekoracyjnej postaci można zrobić bohaterkę z krwi i kości.



Tytuł: Ed Brubaker. Catwoman
Scenariusz: Ed Brubaker, Darwyn Cooke, Mike Allred, Rick Burchett, 
Rysunki: Darwyn Cooke, Cameron Stewart, Brad Rader, Javier Pulido, Guy Davis, Paul Gulacy, Sean Phillips, Diego Olmos
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Catwoman: Trail of the Catwoman, No Easy Way Down, Under Pressure
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics, DC Deluxe
Data wydania: luty 2016, luty 2017, kwiecień 2018
Liczba stron: 336, 396, 312
Oprawa: twarda z obwolutą
Papier: kredowy
Format: 180 x 275
Wydanie: I
ISBN: 9788328116238, 9788328119246, 9788328119253

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz