niedziela, 25 lutego 2024

Punisher Epic Collection. Powrót do Wielkiego Nic

Album reprezentatywny


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

To już trzeci tom „Punisher. Epic Collection” w Polsce. Fani komiksów TM-Semic mają niebywałą okazję uzupełnić braki – nasze legendarne już wydawnictwo wydało swego czasu tylko dwie dwuodcinkowe historie z wszystkich, które znajdziemy w omawianym dziś albumie. Przed nami „Punisher” z lat 1989-1990, czyli z okresu szczytu swej popularności.

Poprzedni tom zawierał gigantyczną dawkę komiksów z początkowego okresu TM-Semic – odcinki 11-25 drugiej serii „Punishera” były wydane u nas na samym początku istnienia wydawnictwa. Scenarzysta Mike Baron i rysownik Whilce Portacio, dwaj niezwykle znani i lubiani twórcy wywindowali popularność Pogromcy na naprawdę wysoki poziom. Baron został, Portacio odszedł – zastąpił go Bill Reinhold, który pomimo zupełnie odmiennego stylu poradził sobie z wysoko zawieszoną poprzeczką. Marvel Comics kuło żelazo, póki gorące – oprócz regularnej serii (w dzisiejszym „Epicu” znajdziemy odcinki 26-34) wydano w tym czasie trzy tak zwane „powieści graficzne” i kolejny (już trzeci) „annual”. Wszystko to znajdziemy tutaj, w „Powrocie do Wielkiego Nic”.


Album otwiera pierwsza ze wspomnianych powieści graficznych, ta, od której wziął się tytuł całego tomu. W wielkim stylu powracają Steve Grant i Mike Zeck, autorzy pierwszej limitowanej serii „Punishera” rozpoczynającej pierwszy polski „epic” – „Krąg krwi”. „Powrót do Wielkiego Nic” jest opowieścią jeszcze lepszą, wysyłająca Franka Castle’a do obozu wojskowego Pendleton (w czasach wojny w Wietnamie nazywanego pesymistycznie „Big Nothing”), gdzie jego stary, niezbyt dobry znajomy prowadzi nielegalne interesy. Świetna rzecz, jedna z lepszych w zbiorze, zahaczająca zarówno o wydarzenia z bieżącej kampanii Pogromcy, jak i z jego dość mrocznej przeszłości. Dalej znajdziemy pierwszą z dwóch wspomnianych historii z czasów TM-Semic. Mike Baron i Russ Heath umieszczają Franka Castle’a w łodzi podwodnej („Punisher 8/91”) – jako „zatroskany obywatel” próbuje on dowieść w dość wybuchowy sposób (jakżeby inny) malwersacji gigantycznych sum w przemyśle zbrojeniowym. To jest ten odcinek, który po zeszytach ilustrowanych przez Whilce’a Portacio i Erika Larsena nie był zbyt dobrze przyjęty w Polsce. No, był inny – bardziej statyczny, przegadany i o wiele bardziej standardowo narysowany.

Następny w kolejce jest „Intruz” – jednostrzał Mike’a Barona i (w końcu) Billa Reinholda, który został potem w serii na dłuższy czas. Osobiście mam „Intruza” za nieco słabszy punkt tomu – Punisher rozpracowuje tajną, niezbyt legalną rządową organizację działającą za cichym przyzwoleniem państwa. Jest tu trochę absurdów, począwszy od tajnej bazy ukrytej we wnętrzu płaskowyżu, poprzez dziwaczne rozwiązania fabularne w środku historii, na naciąganym finale w stylu „Top Gun” skończywszy. Potem nie jest niestety lepiej. Początek roku 1990 przyniósł wielki crossover w świecie Marvela, znany jako „Akty Zemsty”. Superzłoczyńcy umówili się, że wymienią się przeciwnikami, aby ci, zaskoczeni i przyzwyczajeni do swoich tradycyjnych adwersarzy, nie byli przygotowani do walki. W przypadku takiego Spider-Mana zagrało to świetnie („Amazing Spider-Man Epic Collection. Kosmiczne przygody”) – pojedynki z Magneto czy Szarym Hulkiem były naprawdę rewelacyjnie napisane. W przypadku Punishera jest gorzej – dwa odcinki serii, wydane zaraz po awanturze z łodziami podwodnymi i pominięte (chyba celowo) przez TM-Semic, konfrontują Pogromcę i… dyktatora fikcyjnej Latverii, Doktora Dooma, czyli tradycyjnego wroga Fantastycznej Czwórki. Doktor Doom nie pasuje do konwencji, to nie jest ten Punisher, jaki miał być wtedy wydawany – ale crossover zobowiązuje, więc Mike Baron chyba nie miał za dużo do gadania.


Dalej mamy dwie historie znakomite i jedną słabą. Jedną z tych lepszych jest druga, którą znamy z czasów TM-Semic. Brodaty Frank Castle infiltruje gangi motocyklowe handlujące metamfetaminą na południu Stanów Zjednoczonych („Punisher 9/91”). To jest najmocniejszy punkt zbioru i nie piszę tego tylko z powodu nostalgii. Świetnie narysowana przez Billa Reinholda opowieść z wysokiej nie zapowiada gwałtownego spadku w kolejnej – kończącej odcinki regularnej serii „Punishera” w omawianym albumie. Minął już rok od zakończenia wielkiego eventu związanego głównie z X-Men, czyli „Inferno”. Mutanci ujawnili światu, że jednak żyją i mają się dobrze – zajmowana przez nich do niedawna australijska baza okupowana jest teraz przez dziwaczną, niebezpieczną grupę o nazwie Reavers. Nieudana próba włamania Mikrochipa (tak, Micro cały czas stoi wiernie u boku Franka i ogarnia dla niego całą masę tematów) do systemu komputerowego Reaversów zwraca ich uwagę na Punishera. Lecą oczywiście do Stanów zlikwidować zagrożenie – dochodzi do superbohaterskiej, przesadzonej nawalanki z elementami „Kevina samego w domu”, która, podobnie jak „Akty zemsty”, pasuje do reszty albumu jak pięść do nosa. No ale nie można zapominać o tym, że Punisher należy do uniwersum Marvela, więc redaktorzy czasem o tym przypominają.


W „Powrocie do Wielkiego Nic” znajdziemy jeszcze trzeci rocznik „Punishera” ze słabą, pomijalną zupełnie opowieścią z eksperymentami genetycznymi w tle i całkiem niezłą historią z Micro w roli głównej (było w TM-Semic!) oraz świetną, zawierająca wszystko to, co w komiksach z Pogromcą z początku lat dziewięćdziesiątych było najlepsze, opowieścią „Punisher. Kingdom Gone”. Scenariusz napisał znany raczej z „Batmana” Chuck Dixon a narysował wszystko w bardzo specyficzny sposób Jorge Zaffino, którego prace znamy już z pierwszego tomu „Punisher. Epic Collection”. Frank Castle poluje na bogatego finansistę z Wall Street, który ucieka do małego karaibskiego państewka, aby tam dalej bogacić się kosztem innych. Traf chciał, że w tym samym czasie Stany Zjednoczone dokonują inwazji na wysepkę – czyżby Kuba znów potajemnie współpracowała z upadającym już z głośnym hukiem ZSRR? W „Kingdom Gone” znajdziecie „Pogromcę” wysokiej klasy, ale narysowanego w mocno odmienny sposób, w porównaniu z wcześniejszymi odcinkami. Zaffino rysuje pozornie niedbale, szkicowo, wali wielkimi plamami tuszu gdzie popadnie, zniekształca rysy twarzy i idzie w groteskę – ale gdy się już przyzwyczaimy, to zaczynamy doceniać.


Trzeci tom „Punisher. Epic Collection” jest najbardziej różnorodny z wszystkich. Jest tu klasyka „Pogromcy” z tamtych lat, sztywne trzymanie się konwencji, fabuły bardzo realistyczne i konfrontujące Franka z zagrożeniem przyziemnym – nie tylko z łotrami i mordercami, ale i z organizacjami rządowymi. Jest też trochę superbohaterszczyzny, co nie wyszło w tym przypadku na dobre. Mamy do czynienia z bardzo reprezentatywnym albumem – gdyby ktoś zadał mi pytanie, jaki komiks najlepiej pokazuje „Punishera” z przełomu dekad 80/90, to wskazałbym mu właśnie ten.

Kolejna epicka kolekcja, której spodziewam się w tym roku, zawierać będzie komiksy z drugiej połowy 1990 i pierwszej 1991 roku. Nosi tytuł… „Jigsaw Puzzle”! Starzy czytelnicy TM-Semic wiedzą o co chodzi i już zacierają ręce.


Tytuł: Punisher Epic Collection. Powrót do Wielkiego Nic
Scenariusz: Mike Baron, Steve Grant, Chuck Dixon
Rysunki: Mike Zeck, Russ Heath, Bill Reinhold, Jorge Zaffino, Neil Hansen, 
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: Punisher Epic Collection. Return to Big Nothing
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania: grudzień 2023
Liczba stron: 480
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328161276

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz