czwartek, 4 lipca 2024

7 przeciw chaosowi

Oddział wyrzutków


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Harlan Ellison jest legendą science fiction – w 2018 roku doczekaliśmy się w Polsce „Tego, co najlepsze” w jego twórczości dzięki wydawnictwu Prószyński i S-ka. Ellison niestety zmarł dokładnie w tym roku – teraz po sześciu latach, dzięki Egmontowi, możemy uzupełnić naszą wiedzę na temat jego twórczości o kolejny, dość niecodzienny element. W 2013 roku, we współpracy z amerykańskim grafikiem Paulem Chadwickiem, przedstawił światu opowieść w dość niezwykłej jak na niego formie.

„7 Against Chaos” jest powieścią graficzną, wydaną przez DC Comics od razu w całości, bez podziału na odcinki. Wyobraźmy sobie Układ Słoneczny skolonizowany przez ludzkość – od Wenus po księżyce Saturna kwitnie utopijna i jak to zwykle bywa dekadencka cywilizacja człowieka. Człowieka nie znającego nadal pojęcia równości, szacunku i tolerancji – albo wyniszczającego tubylców na Wenus (czyli humanoidalną rasę tak zwanych Feniksów, potrafiących władać ogniem), albo przekształcających genetycznie lub chirurgicznie całe zastępy niewolników, zmuszonych do pracy w ekstremalnie nieprzyjaznych warunkach na pozaziemskich koloniach. Tak zwani „przeinaczeni”, czyli ludzie połączeni z maszynami lub przemienieni w gigantyczne owady, żyją tylko po to, aby harować dla swoich ciemiężycieli. Tak nawiasem mówiąc – jakże podobna, choć nie we wszystkich aspektach, jest to wizja do tej z „Dworca Perdido” Chiny Mieville’a (patrz: tamtejsi „prze-tworzeni”).


Pewien zakapturzony nieznajomy podróżuje po układzie i werbuje dziwnych, niepowiązanych w żaden oczywisty sposób, osobników do swej drużyny. Siłaczka ze szczypcami zamiast rąk z piekielnych kopalni Kallisto, włamywacz pozbawiony twarzy z Marsa, jedna z ostatnich reprezentantek wspomnianej rasy Feniksów z Wenus, owadolud z Tytana, robot wyjęty prosto z twórczości Izaaka Asimova z Deimosa i lekko zwariowany naukowiec z Ceres. To właśnie oni i ich tajemniczy, samozwańczy przywódca okazują się ostatnią nadzieją ludzkości, tylko ta siódemka może stawić czoła tytułowemu chaosowi. Coś niedobrego dzieje się bowiem z planetą Ziemią – coś zupełnie absurdalnego, niewytłumaczalnego i przerażającego. Ktoś manipuluje przestrzenią i czasem, ktoś mający najwyraźniej na celu zniszczenie naszego świata. Zebrana właśnie drużyna wyrzutków, złożona – co ważne – w całości z „przeinaczonych” lub podległych ludziom istotom, rusza w straceńczą misję ratunkową.

Zaznaczmy od razu, że „7 przeciw chaosowi” nie jest science fiction sensu stricto, a przynajmniej nie można w żaden sposób zaszeregować tego komiksu do twardej odmiany fantastyki naukowej. Mamy do czynienia z czymś w rodzaju „Gwiezdnych wojen” lub „Star Treka”, czyli przede wszystkim z dekoracjami i rekwizytami, za którymi ukrywa się po prostu fantasy, romantyczna i nie zobowiązana do przestrzegania naukowych reguł narracja. Czyli bardzo klasyczna, staroświecka i chyba już niedzisiejsza konwencja – albo używana po prostu częściej w różnego rodzaju powieściach czy filmach „young adult”. Ellison nie chce przedstawiać wizji opartej na paradygmacie naukowym, nie uzasadnia jej wykorzystując nauki ścisłe – bo też nie o to w niej chodzi. Wydźwięk omawianego dziś komiksu jest bowiem mocno humanistyczny.


Współczesnego czytelnika komiksów razić może gęsta narracja wszechwiedzącego i wszechobecnego narratora, zdecydowanie bardziej pasująca do literatury niż opowieści obrazkowej. Ellison pisze zbyt dużo, zbyt często, wzorem właśnie tak archaicznej metody komiksiarzy sprzed pięćdziesięciu lat – opowiada nadmiarowo to, co doskonale zilustrował Paul Chadwick. To wynika zapewne ze specyficznej maniery pisarza, który nie pisał zazwyczaj scenariuszy komiksowych – i choć czasem mamy przesyt podczas lektury to w ostatecznym rozrachunku jest to akceptowalne. „7 przeciw chaosowi” staje się w oczach czytelnika czymś jeszcze bardziej oldschoolowym niż wynikałoby to z samej fabuły i całkiem fajnych, retro-pomysłów autora. A niektóre są naprawdę udane – komputery projektowane przez komputery, które same projektowane były przez inne komputery i wymykające się już całkowicie ludzkiemu pojmowaniu (Raymond Kurzweil naukowo, Arthur C. Clarke literacko); roboty funkcjonujące według ściśle zaprogramowanego prawa (Isaac Asimov); inteligentny projekt jak u Daenikena czy w „Przedwiecznych” Jacka Kirby’ego; podróże „nieprzestrzenią” jak w przywoływanym już „Star Treku” czy wreszcie nieco groteskowy, lekko szalony klimat prosto z „Doctora Who” – to wszystko, jako swego rodzaju kalejdoskop klasycznych, fantastycznych tropów, jeszcze raz funkcjonujący wspólnie i oddający jakąś wartość dodaną czytelnikowi jest naprawdę udany.


Sama fabuła jednak jest raczej lekko infantylna, często naiwna i rzeczywiście mocno niedzisiejsza. Humanizm Ellisona polega tu na krytyce trendów obserwowanych współcześnie – czyli dokładnie tak jak w starej, klasycznej fantastyce. Ślepe zaufanie technologii, wykorzystywanie bezbronnych, nietolerancja, pogoń za zyskiem – humanizm definiowany jest przez to, czym nie jest. Cywilizacja opisana w komiksie nie jest humanistyczna – wiemy to, bo widzimy jaka jest w istocie. W gruncie rzeczy Ellison nie powiedział nam zupełnie nic nowego, nie przekroczył żadnych granic, za którymi ktoś już kiedyś nie wędrował. Poprawna rzecz, ale nie jest to zdecydowanie czołówka jego twórczości.

Paul Chadwick ewidentnie nawiązuje do wspomnianego Jacka Kirby’ego oraz Jima Starlina („Trylogia nieskończoności”). Ma naprawdę szerokie pole do popisu. Obce rasy, planety, księżyce, prehistoryczna Ziemia, statki kosmiczne – wszystko to narysowane jest (a jakże) w bardzo klasycznym stylu retro cofającym nas estetycznie również o cztery, pięć dekad wstecz. Nie jest to w żadnym wypadku grafika z najwyższej półki – choć tu dopuszczam prawdopodobieństwo tego, że mój gust może być po prostu niekompatybilny.

Jedno z najbardziej wstrząsających opowiadań w historii science fiction, czyli „Nie mam ust, a muszę krzyczeć” Harlana Ellisona, porusza temat tego, czym tak właściwie jest człowiek u samych podstaw. „7 przeciw chaosowi” robi to tylko powierzchownie, ale takie też miał być cel tego komiksu – rzecz awanturnicza i rozrywkowa, nawiązująca do „Siedmiu samurajów” i „Siedmiu wspaniałych”, na co zwrócił uwagę sam autor. Czy to wystarczy? Oceńcie sami.


Tytuł: 7 przeciw chaosowi
Scenariusz: Harlan Ellison, Paul Chadwick
Rysunki: Harlan Ellison, Paul Chadwick
Tłumaczenie: Marek Starosta
Tytuł oryginału: 7 Against Chaos
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: maj 2024
Liczba stron: 208
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328162495

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz