niedziela, 21 lipca 2024

Batman Ziemia niczyja. Tom 3. Walka o Gotham

„Batman” bez Batmana


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Egmont kontynuuje największy jak do tej pory event uniwersum Batmana„Ziemię niczyją”. Nazwa jest nieco myląca, bo wydany właśnie trzeci tom zbiorczy w oryginale nosił tytuł „Road to No Man’s Land”, a właściwa „Ziemia niczyja” zacznie się w tomie czwartym – ale większego znaczenia to nie ma. Gotham, zdewastowane całkowicie trzęsieniem ziemi, przyjąć ma właśnie drugi, równie niszczycielski cios.

Dwa pierwsze tomy „Ziemi niczyjej” kontynuowały wydarzenia „Epidemii” i „Dziedzictwa” – eventów jakże istotnie wpływających na status quo mrocznego miasta. Pierwszy tom, pod tytułem „Kataklizm”, rozwalił ten nienaruszalny stan rzeczy w drobny mak – trzęsienie ziemi o sile 7,6 stopni w skali Richtera zrównało Gotham z ziemią. Drugi, czyli „Wstrząsy wtórne”, opowiada o dramatycznej walce Batmana i jego towarzyszy o ocalenie jak największej liczby mieszkańców oraz o powolnym i nieuniknionym upadku miasta. Teraz, przy okazji „Walki o Gotham”, przyszła pora na ostatnią próbę powstrzymania totalnej zagłady – ostatnim gwoździem do trumny będzie planowane odcięcie zrujnowanej i w połowie już opuszczonej metropolii od reszty kraju. „Ucieczka z Nowego Jorku” Johna Carpentera? No, mniej więcej.


Wszystkie zeszyty składające się na omawiany dziś album wydane zostały między grudniem 1998 a lutym 1999 roku, zaraz po „Wstrząsach wtórnych”. Otwierające tom wyimki z antologii „Batman Chronicles” zamieszczone są tu chyba tylko z przyczyn kronikarskich (!), bo ani nie wnoszą nic ciekawego do całej historii, ani nie są po prostu dobrymi komiksami. Renee Montoya, najbardziej znana komiksowa policjantka DC, próbuje zaprowadzić ład w swojej dzielnicy, Harold pędzi „naprawiać” Gotham, pojawia się Kyle Rayner, a Huntress i Oracle też przeprowadzają jakieś drobne akcje. Gdyby wyrzucić te osiemdziesiąt stron komiksu, to nie byłoby żadnej straty, naprawdę.

To, co istotne, dzieje się w czterech regularnych Bat-tytułach – „Batmanie”, „Detective Comics”, „Azraelu” i „Batman. Shadow of the Bat”. Najwięcej tu – ciekawostka – „Azraela” ze scenariuszem Dennisa O’Neila. Komiks ten, zaraz po „Wstrząsach wtórnych”, doczekał się rozbudowy tytułu – „Azrael. Agent of the Bat”. Miało to podkreślić charakter przygód Jeana-Paula Valleya, który od teraz będzie agentem Batmana, wysyłanym na różne misje poza Gotham – takie wymagające dyskrecji, pewności siebie i niezawodności. No a z tym będzie różnie – przynajmniej na samym początku. Pierwszą z nich będzie ochrona senatora, który jako jedyny w Kongresie popiera projekt przekazania dużej ilości środków budżetowych na odbudowę Gotham. To właśnie w „Azraelu” poznajemy bardzo istotnego, choć kompletnie nieudanego, łotra – Nicolasa Scratcha. Łotra, który pragnie upadku Gotham „bo tak” – do czego jeszcze wrócę.


Dwie główne serie pisze nadal stary wyga, Chuck Dixon. „Batman” opowiada o podróży Bruce’a Wayne’a do Waszyngtonu i jego walce z Kongresem o środki budżetowe. Sprawa jest poważna, ponieważ odmowa przyznania tychże środków wiązać się może z całkowitą separacją Gotham, otoczeniem go kordonami wojska, blokowaniem dróg i wysadzeniem mostów. Słowem – wyrokiem śmierci na tych, którzy nie chcą opuścić miasta i przekształceniem go w madmaxową, postapokaliptyczną dżunglę z prawem silniejszego jako jedynym prawem obowiązującym. „Detective Comics” to Robin, Nightwing i Oracle zmagający się z coraz to nowymi wysłannikami Scratcha, pragnącego za wszelką cenę pokazać światu, jakim to siedliskiem zła i zepsucia jest dogorywająca metropolia.


Najlepszym i najciekawszym tytułem jest jednak „Batman. Shadow of the Bat”, którego trzy odcinki zawarte w „Walce o Gotham” przenoszą nas do Azylu Arkham. Kierownik placówki, Jeremiasz Arkham ma dylemat moralny – zatrzymać szaleńców w celach i pozwolić im umrzeć z głodu, czy wypuścić morderców i zwyrodnialców na wolność? Rewelacyjna historia napisana przez Alana Granta, mojego chyba ulubionego scenarzystę bat-komiksów, jest nieco groteskowa, surrealistyczna i bardzo, bardzo umowna.

„Walka o Gotham” jest „Batmanem” bez Batmana. Mrocznego Rycerza praktycznie nie ma w tym tomie, a jeśli się już pojawia, to na chwilę, gdzieś na trzecim planie. Sporo za to czasu dostał Bruce Wayne i jego misja w Waszyngtonie. Dixon pogłębia relację głównego bohatera z samym miastem, które – choć już właściwie nieistniejące – teraz wyjątkowo mocno umocowuje się jako jeden z elementów kreacji drugiego najsłynniejszego superbohatera DC Comics. Batman poświęcił całe życie, aby ocalić miasto, a kiedy legło w gruzach, to Bruce Wayne ma więcej możliwości i środków, aby je uratować. Widać też jak Gotham mogłoby być widziane oczyma polityków z „naszego”, pozakomiksowego świata – groteskowy twór, wrzód na powierzchni kraju i kolejne pole do rozgrywek politycznych.


Azraela za to mamy całkiem sporo. O’Neil rozbudowuje sukcesywnie charakterystykę tego i tak już bardzo wewnętrznie skomplikowanego bohatera. Jest niedoceniany, pomijany i niedowartościowany – gdy tylko na scenę wkracza Batman, nikogo więcej nie widać. I to właśnie Azrael zyskuje nowego przeciwnika – Nick Scratch, choć spiskujący przeciwko całemu Gotham, staje się arcywrogiem właśnie Jeana-Paula, a nie Batmana. Problem tylko w tym, że Scratch jest najgorzej napisaną postacią, jaką możemy znaleźć we wszystkich egmontowskich wydaniach „Batmana” lat dziewięćdziesiątych, począwszy od „Knightfall. Prolog”. Absurdalna geneza, nieuzasadnione motywacje, niewiarygodna konstrukcja charakterologiczna. Każde pojawienie się Scratcha na kartach komiksu tylko utwierdza nas w tym przekonaniu.


„Walka o Gotham” to dużo „gadających głów” i bardzo mało akcji. Jest to jednak tom bardzo potrzebny, bo ustawiający pionki na szachownicy do finałowej rozgrywki. To jest taki komiks, jakiego brakuje na przykład w inicjatywie „X-Men. Punkty zwrotne”. Co prawda sam tytuł tego marvelowskiego cyklu jasno sugeruje, że chodzi tylko o kamienie milowe w dziejach mutantów, to wypełnienie luk fabularnych między kolejnymi crossoverami byłoby naprawdę wskazane. Omawiany dziś album pełni taką rolę – jest łącznikiem między „Kataklizmem” i „Wstrząsami wtórnymi” a właściwą „Ziemią niczyją”. Ale słabszy niż dwa poprzednie, to fakt.


Graficznie jest pstrokato, jak zwykle. W „Batman Chronicles” jest najgorzej – nie ma co o tym pisać. „Batmana” ilustruje stary, doświadczony i ciągle powracający z tajemniczej emerytury Jim Aparo. Słynny grafik rysuje chyba nawet lepiej niż wcześniej. „Detective Comics” to William Rosado – średniak mający czasem kłopoty z perspektywą i anatomią. Roger Robinson jest idealnym grafikiem dla „Azraela”, komiksu z charakterystyczną, mistyczno-pulpową podbudową – fajnie to się ogląda. Najlepszy jest Mark Buckingham z „Shadow of the Bat”. Wspaniała groteska, klimatyczna podróż przez Azyl Arkham - zdecydowanie najwyższa półka. W grudniu otrzymamy kolejny tom – ani Gotham, ani Batman nie są gotowi na to, co nastąpi.


Tytuł: Batman. Ziemia Niczyja. Tom 3. Walka o Gotham
Scenariusz: Dennis O’Neil, Chuck Dixon, Alan Grant, Greg Rucka, Kelley Puckett, Marco Palmieri, 
Rysunki: Jim Aparo, William Rosado, Sal Buscema, Jason Pearson, Roger Robinson, Joe Staton, James A. Hiodgkins, Roger Cruz, Mark Buckingham, 
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Tytuł oryginału: Batman. No Man’s Land. Road to No Man’s Land
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics
Data wydania: maj 2024
Liczba stron: 400
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328165175

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz