Superbohater zza biurka
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.
Jedną serię Briana K. Vaughana już czytaliśmy. To właśnie nią, czyli historią ostatniego mężczyzny na Ziemi, utorował sobie drogę do sukcesu. W połowie tejże drogi autor rozpoczął prace nad inną, równie głośną serią – pięćdziesięcioodcinkowa „Ex Machina” od pewnego czasu jest już na naszym rynku.
Pierwszy zeszyt wydany został w sierpniu 2004 roku, kiedy to seria „Y. The Last Man” była u szczytu popularności i przynosiła „DC Vertigo” całkiem niezłe dochody. „Ex Machina” ukazała się jednak pod egidą „WildStorm”, imprintu Jima Lee, który ten sprzedał z Image do DC Comics – dopiero po pewnym czasie DC zaczęło sygnować okładki serii logiem „Vertigo”. Jak wspomina autor, pomysł na komiks zrodził się dokładnie 11 września 2001 roku, pod wpływem widoku walących się wież WTC. Vaughan, podobnie jak wielu innych ludzi, musiał jakoś odreagować – postanowił napisać komiks zgłębiający rolę jaką we współczesnym świecie pełnią polityka, władza i heroizm, w jakiej pozostają względem siebie relacji i jak się dopełniają (o ile to robią). Miał to być „komiks superbohaterski, niekoniecznie z superbohaterem w roli głównej”. Sukces „Y. Ostatniego z mężczyzn” otworzył drzwi „Ex Machinie”.
Głównym bohaterem jest Amerykanin Mitchell Hundred, rocznik 1968. Zagorzały fan komiksów DC (Mitchell czyta DC, będąc jednocześnie postacią komiksu wydawaną przez WildStorm, stanowiący część DC właśnie – takie oto mrugnięcie do czytelnika), wychowany przez zaangażowaną politycznie matkę hipiskę, ofiarę przemocy domowej. W 1999 roku, podczas wykonywania zawodowych obowiązków inżyniera budownictwa, uległ tajemniczemu wypadkowi na łodzi przepływającej nieopodal Mostu Brooklyńskiego. Dziwny (i jak się szybko okazuje, pochodzący spoza naszego świata) artefakt wybucha mu w twarz i obdarza umiejętnością „rozmawiania z maszynami”. Im urządzenie bardziej złożone, tym bardziej gadatliwe – Mitchell umie porozumiewać się z telefonami, odkurzaczami, telewizorami, silnikami samochodowymi a nawet urządzeniami spustowymi broni palnej. Umie ten wydawać im „rozkazy”, czyli np. przywoływać windę w chwili, gdy się do niej zbliża. W nowej rzeczywistości pomaga mu się odnaleźć dwójka przyjaciół – ex-marine Rick Bradbury i mechanik rosyjskiego pochodzenia, na którego wołają „Kreml”. Mitchell postanawia wykorzystać swe umiejętności w walce ze złem – kumple konstruują mu specjalny plecak, dzięki któremu może latać i nieco absurdalny, zielony kostium. Bohater przyjmuje pseudonim „Potężna Maszyna” (Great Machine w oryginale) i co chwila ratuje mieszkańców Nowego Jorku z opresji. Ściga go oczywiście policja z komisarz Amy Angotti na czele a ludzie okazują mu bardzo ambiwalentne uczucia. Potężna Maszyna dorabia się nawet obowiązkowego „nemezis” – niejaki Jack Pherson zdobywa część mocy Mitchella, która jednak u niego objawia się umiejętnością komunikacji ze zwierzętami. Tylko Bradbury i Kreml, wyposażeni w specjalne „zagłuszacze” mogące zneutralizować moce Hundreda, znają jego prawdziwą tożsamość – do czasu.
W 2001 roku wszystko się zmieniło. W lipcu, na dwa miesiące przed tragedią, Potężna Maszyna zdejmuje maskę i przed całym światem oznajmia, że będzie kandydował w tegorocznych wyborach na burmistrza Nowego Jorku. Uważa bowiem, że przebywając w ratuszu będzie mógł zdziałać dla mieszkańców miasta więcej, niż latając w hełmie ponad jego ulicami. 11 września uchronił jedną z wież World Trade Center przed lecącym w jej kierunku samolotem, Jednak „coś za coś” – Pentagon w świecie komiksu przestał istnieć. Heroizm bohatera zdobywa poklask nowojorczyków i pomaga mu wygrać wybory – Mitchell Hundred zastępuje Rudolpha Gulianiego na stanowisku burmistrza w styczniu 2002 roku, czyli dokładnie tak, jak Michael Bloomberg w naszym świecie. Rick Bradbury zostaje szefem jego ochrony, a Kreml, niezadowolony z drogi jaką obrał jego stary druh, knuje jakby tu przywrócić Potężną Maszynę do życia. Hundred zasiada w ratuszu, mianuje na swego zastępcę niejakiego Davida Wylie, który w przyszłości często okaże się głosem sumienia i hamulcowym rozpędzonego, świeżo upieczonego polityka. Teraz, współpracując z Angotti, a nie uciekając przed nią, Hundred próbuje być superbohaterem¬ zza biurka.
„Ex Machina” to komiks jak serial telewizyjny. Mamy tu do czynienia z pięcio- lub sześcioodcinkowymi historiami oddzielonymi czasem pojedynczym albumem z zamkniętą opowieścią. Zawsze występuje przygodowy wątek science fiction (w mniejszym lub większym stopniu), retrospekcja uzupełniająca naszą wiedzę o bohaterze i jego drodze do nowojorskiego ratusza, wybrany temat społeczno–polityczny angażujący mocno burmistrza Nowego Jorku i cały jego sztab, a także wątek obyczajowy, dotyczący prywatnego życia Mitchella Hundreda. Wspomnienia z superbohaterskiej kariery zawsze jakoś odnoszą się do wydarzeń współczesnych (seria obejmuje całą czteroletnią kadencję burmistrza) i budują całościowy obraz tego dość skomplikowanego bohatera. Widzimy jak Potężna Maszyna łapie przestępców, ratuje jedną z wież WTC, rozbudowuje swój rynsztunek i przysparza sobie wrogów, co będzie mocno rzutować na jego przyszłości. W wątku bieżącym musi uporać się z dziwnymi wydarzeniami w metrze, atakami terrorystycznymi, protestami przeciwników inwazji na Irak, awarią prądu w całym mieście, czy nawet spiskiem tajnych rosyjskich służb, knujących jakby tu wykorzystać umiejętności Mitchella w niecnych celach. Jednocześnie musi też po prostu rządzić i podejmować decyzje polityczne – ścierając się zwykle z jedną z najciekawszych postaci w komiksie, czyli wspomnianym już Davidem Wylie.
Hundred chce kontynuować karierę superbohatera, ale w inny sposób niż dotychczas. Który heros może zdziałać więcej – zamaskowany i wyjęty spod prawa, czy ten z podniesioną przyłbicą i trzymający się zasad? Kreml zarzuca przyjacielowi, że się sprzedał, ale Mitchell mówi mu, że dwie godziny w ratuszu pozwoliły mu zdziałać więcej, niż dwa dni w kostiumie Potężnej Maszyny. Jako latający superbohater podejmował często nierozważne kroki, niechciana blokada elektroniki w ruchu ulicznym powodowała wypadki, pół dzielnicy mogło być zdemolowane – zupełnie jak w komiksie superbohaterskim, gdzie herosi najpierw się tłuką i niszczą okolicę, a dopiero potem zaczynają rozmawiać (albo i nie). Hundred chce udowodnić, że można być o wiele skuteczniejszym superbohaterem w garniturze. Nowy Jork to „zepsuta maszyna” – kto ją naprawi, jeśli nie on?
Brian K. Vaughan i Tony Harris spędzili podobno trochę czasu w nowojorskim ratuszu podglądając pracę urzędników i samego burmistrza. Ba, w czterdziestym odcinku serii pojawiają się osobiście w fabule komiksu docierając do samego Mitchella Hundreda – łysy Vaughan zostaje oczywiście pomylony z łysym Bendisem (też Brianem i też scenarzystą komiksowym) i w ogóle jest bardzo sympatycznie i bardzo metatekstowo. Autor, pod wpływem wydarzeń 11 września, chciał napisać o władzy, o tym jak Amerykanie ją widzą, jak ją mitologizują i nadają jej większe znaczenie niż faktycznie ma. Hundred jest pozapartyjny – „nie jestem konserwatystą ani demokratą, jestem realistą”. Vaughan podkreślał w wywiadach, że „Ex Machina” nie opowiada się za żadną opcją polityczną, stara się iść prosto bez skręcania na lewo czy prawo – ma przede wszystkim zadawać pytania o trudne sprawy społeczne i polityczne, wprowadzać szarość tam, gdzie ludzie zwykli widzieć czerń lub biel i na pewno nie niesie żadnego górnolotnego „przesłania”.
Czytamy o tolerancji, rasizmie, dyskryminacji wyznaniowej, ślubach gejów, zasadności wprowadzania bonów oświatowych, dostępności miękkich narkotyków, brutalności policji, ekologii, segregacji śmieci, cięciach budżetowych, prawie do wolności wypowiedzi i granicy, za którą zamienia się ona w mowę nienawiści. „Ex Machina” jest opowieścią o władzy, sławie, honorze, hańbie i służbie publicznej w USA początków dwudziestego pierwszego wieku. Jest to też komiks o odpowiedzialności politycznej i umiejętności uczenia się na błędach. Fabuła została szczegółowo rozplanowana na pięćdziesiąt odcinków – z wcześniej dokładnie ustaloną co do miesiąca biografią. Totalny misz masz gatunkowy – superhero z dynamiczną akcją i szczyptą cyberpunka w tle, a na pierwszym planie dramat społeczno-polityczny poruszający tematy trudne jak w telewizyjnym „Prawie ulicy”. Mitchell Hundred to zwykły człowiek, próbujący zmagać się z mocą, której nie szukał i nie potrzebował, a która łatwo może skorumpować mniej odporne jednostki. Jest to postać nieco kontrowersyjna – to nie jest rasowy, doświadczony polityk, ale amator, który niby chce dobrze, ale nie zawsze umie i wie, jak tego dokonać. Trochę tak, jakby każdy z nas siadł na stanowisku burmistrza i kierując się własnymi przekonaniami próbował rozwiązywać problemy. A niemal żadne nie mają jednego najlepszego rozwiązania, zawsze jest „coś za coś”. Brian K. Vaughan nie daje jednoznacznych odpowiedzi, lecz tylko wskazuje ich pewien wachlarz wraz konsekwencjami jakie niosą.
„Ex Machina” kończy się trochę zbyt intensywnie i szybko – trochę właśnie tak, jakby przy użyciu klasycznego „deus ex machina”. Ale i tak jest to seria naprawdę godna uwagi – w 2005 roku otrzymała Nagrodę Eisnera. Podobnie jak „Y. Ostatni z mężczyzn” jest długą, ale skończoną serią z wyraźnie zaznaczonym początkiem, rozwinięciem i zakończeniem. Ostatni odcinek ukazał się w sierpniu 2010 roku, akurat na trzy miesiące przed likwidacją imprintu WildStorm (uniwersum to wróciło do łask już rok później, przy okazji „Flashpoint” o czym całkiem niedawno pisałem). I jeszcze taka ciekawostka na koniec – sporo pisało się w ostatnich latach o potencjalnej ekranizacji komiksu z Oscarem Isaacem w roli głównej. Film ma nosić tytuł „The Great Machine”, bo przecież w 2015 roku wyszła już produkcja pod tytułem „Ex Machina” (w której dodatkowo grał właśnie Oscar Isaac). Kiedy zobaczymy Mitchella Hundreda na dużym ekranie? Nie wiadomo. Zajrzyjmy może w takim razie do komiksu.
Tytuł: Ex Machina
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Tony Harris, Tom Feister, Jim Clark
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Tytuł oryginału: Ex Machina
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: DC Comics, WildStorm
Data wydania: maj 2018 – październik 2019
Data wydania oryginału: sierpień 2004 – sierpień 2010
Liczba stron: 272,256,276,276,320
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788328134270, 9788328134515, 9788328141230, 9788328142701, 9788328141469
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz