Piekło nigdy nie będzie pustePierwsze wydanie
„Miast pod skałą” miało miejsce już dwadzieścia lat temu. Pamiętam, że złożoność i wielość zagadnień, a także erudycja autora, trochę mnie wówczas przytłoczyły.
Marek S. Huberath jest twórcą, do literatury którego warto wracać po latach, z nieco większym bagażem lektur i doświadczeń. Wróćmy więc.
Osiem lat temu coś tam już pisałem o jego twórczości.
„Druga podobizna w alabastrze”, „Balsam długiego pożegnania” i „Gniazdo światów” – religia, wiara, eschatologia, sztuka, turpizm i cielesność. Niby nie przystające do siebie elementy – choć tylko pozornie. Marek S. Huberath, znany polski fizyk i jednocześnie literat, siedem lat po „Gnieździe światów” wydał
„Miasta pod skałą” – swoją najbardziej ambitną powieść w karierze (choć gdy sześć lat później, w 2011 roku, wyszedł
„Vatran Auraio”, można byłoby się o to spierać).
Głównym bohaterem „Miast pod skałą” jest profesor Humphrey Adams, stypendysta rzymskiego Uniwersytetu La Sapienza, badający prace Rajmunda Llulla. Mistrz Llullius, trzynastowieczny teolog, chciał nawracać muzułmanów przy użyciu swoich nieszablonowych, zdecydowanie nieortodoksyjnych nauk. Adams chce przede wszystkim ustalić, czy istniał kiedykolwiek niejaki Alonzo Zurramaga, filozof jeszcze bardziej kontrowersyjny, rzekomo uczeń mistrza Llulla – tropy nieodmiennie wiodą do Watykanu. Czy Stolica Piotrowa skrywa jakieś tajemnice? Zapewne, choć takiej, którą odkryje nasz bohater, nikt nigdy by się nie spodziewał. Profesor Adams, niczym słynna Alicja, znajduje w ogrodach watykańskich małe, stare drzwiczki z napisem „Silvestere” – prowadzą one nie tylko do podziemi Watykanu, ale wręcz do innej rzeczywistości. Adams, wraz z poznaną po drodze francuską przedszkolanką o imieniu Lillianne trafia do dziwacznego, fantasmagorycznego „Rzymu na opak”. Wmawia sobie cały czas, że śni, że leży gdzieś nieprzytomny w podziemiach. Jak inaczej wytłumaczyć wizję Wiecznego Miasta autokratycznie rządzonego niby przez głupawego figuranta o imieniu Nero, a w rzeczywistości przez dystopijną milicję z niejakim „Człekoustem, nadobywatelem Uombocco” na czele? Tylko w śnie (koszmarze) możliwe są takie historie jak tworzenie wyroczni z czaszek pierworodnych, budowa żywego człowieka z prochu ziemi czy małżeństwa z dwoma żonami pełniącymi skrajnie odmienne, bardzo symboliczne, role.