wtorek, 12 sierpnia 2025

W poszukiwaniu ptaka czasu. Omegon

Łącznik

Wielka fantastyczna saga komiksowa dobiega właśnie końca. I nie chodzi już nawet o tytułowe poszukiwania ptaka czasu – te zamknęły się przecież w tak zwanym „Cyklu pierwszym”. Omawiany dziś „Omegon” z kolei zamyka „Cykl drugi”, czyli prequel „Poszukiwań…” i rzuca w ich kierunku fabularny pomost. Czy z sukcesem?

Drugi cykl rozpoczął się „Przyjecielem Javinem” i razem z „Omegonem” liczy osiem odcinków. Zgodnie z zapowiedziami autorów ostatni album ma podwójną objętość, jak na finał z prawdziwego zdarzenia przystało. Przedostatni tom, „Ziarno szaleństwa”, zakończył się oczywiście zapowiedzią kolejnej przygody. Rycerz Bragon, Mara i ich towarzysze powstrzymali niebezpieczny Zakon Znaku, przed opanowaniem Krainy Tysiąca Drzew. Zakon chce obudzić mrocznego boga Ramora, a jedyną szansą na pokrzyżowanie tych planów jest zasadzenie tytułowego ziarna świętej rośliny. Bragon, Bulrog, Bodias, Kryll i Mara wiedzą już nawet gdzie powinni tego dokonać – droga prowadzi ich do Omegonu, mitycznego miejsca na krańcach świata. Trzeba tylko tam dotrzeć i… przeżyć.

niedziela, 10 sierpnia 2025

The Spectacular Spider-Man. Tombstone

Spektakularna epicka kolekcja

Mucha Comics już po raz trzeci atakuje „Spektakularnym Spider-Manem”, czyli serią będącą zazwyczaj w cieniu swej bardziej znanej i popularnej siostry – „The Amazing Spider-Man”. Człowiek-Pająk znowu pakuje się w wielkie tarapaty i choć z góry wiemy, że wyjdzie z nich zwycięsko, to w żaden sposób nie obniża to jakości lektury.

We wrześniu 2021 roku otrzymaliśmy album „The Spectacular Spider-Man” zbierający odcinki 178-200 z drugiej połowy 1991 i całego 1992 roku. Komiks ten był długo zapowiadany i naprawdę wyczekiwany – wszak to tu doszło do słynnej i niby ostatecznej walki Spider-Mana z Zielonym Goblinem w wersji Harry’ego Osborna. W lipcu 2023 roku Mucha wydała „The Spectacular Spider-Man. Śmierć Jean DeWolff” – brutalną i dramatyczną historię starcia ze Zjadaczem Grzechów. Tu z kolei mieliśmy odcinki z lat 1985 i końcówki 1987 – czyli cofnęliśmy się w czasie. Religijny fundamentalista nazywający się Sin Eaterem, postanowił pomóc niewydolnemu amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości w walce z nietykalnymi przestępcami. Inspiracja „Daredevilem” Franka Millera, tematy społeczno-obyczajowe i realistyczny, „uliczny” sposób narracji – taka była „Śmierć Jean DeWolff”. Taki też jest omawiany dziś „Tombstone”

czwartek, 7 sierpnia 2025

Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater

Perły przed wieprze

Piąta powieść Kurta Vonneguta miała pecha. Wydano ją w bezpośrednim „sąsiedztwie” dwóch powieści niemal genialnych – wcześniejszej „Kociej kołyski” i późniejszej „Rzeźni numer 5”. „Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater” tkwi w swego rodzaju dołku ocieniona dwoma gigantami – ale i tak jest rzeczą wartą każdej minuty spędzonej na lekturze.

Nie znajdziemy w tej powieści klarownej fabuły – raczej szereg scen, anegdot, dygresji i przezabawnych punchline’ów. Oto mamy przed sobą niejakiego Eliota Rosewatera, dziedzica gigantycznej rodzinnej fortuny, której początki sięgają czasów Wojny Secesyjnej. Korporacja Rosewatera wypracowuje zyski, które potem transferowane są do Fundacji Rosewatera, aby uniknąć płacenia podatków. Ojciec Eliota, konserwatywny senator, rwie sobie włosy z głowy – jego potomek, świeżo upieczony prezes Fundacji, zamiast iść w ślady rodziciela i dalej pomnażać majątek, postanowił go rozdawać wszystkim potrzebującym. Na dodatek jest pijakiem i prawdopodobnie wariatem. Nierozsądne i nieuzasadnione z punktu widzenia senatora wojaże syna kończą się w miasteczku Rosewater (!), gdzie Eliot zakłada nowe biuro Fundacji i pomaga finansowo wszystkim, którzy tylko zgłoszą się do niego w potrzebie. „Tu Fundacja Rosewatera! Czym możemy służyć?”

niedziela, 3 sierpnia 2025

Miasta pod skałą

Piekło nigdy nie będzie puste


Pierwsze wydanie „Miast pod skałą” miało miejsce już dwadzieścia lat temu. Pamiętam, że złożoność i wielość zagadnień, a także erudycja autora, trochę mnie wówczas przytłoczyły. Marek S. Huberath jest twórcą, do literatury którego warto wracać po latach, z nieco większym bagażem lektur i doświadczeń. Wróćmy więc.

Osiem lat temu coś tam już pisałem o jego twórczości. „Druga podobizna w alabastrze”, „Balsam długiego pożegnania” i „Gniazdo światów” – religia, wiara, eschatologia, sztuka, turpizm i cielesność. Niby nie przystające do siebie elementy – choć tylko pozornie. Marek S. Huberath, znany polski fizyk i jednocześnie literat, siedem lat po „Gnieździe światów” wydał „Miasta pod skałą” – swoją najbardziej ambitną powieść w karierze (choć gdy sześć lat później, w 2011 roku, wyszedł „Vatran Auraio”, można byłoby się o to spierać). 

Głównym bohaterem „Miast pod skałą” jest profesor Humphrey Adams, stypendysta rzymskiego Uniwersytetu La Sapienza, badający prace Rajmunda Llulla. Mistrz Llullius, trzynastowieczny teolog, chciał nawracać muzułmanów przy użyciu swoich nieszablonowych, zdecydowanie nieortodoksyjnych nauk. Adams chce przede wszystkim ustalić, czy istniał kiedykolwiek niejaki Alonzo Zurramaga, filozof jeszcze bardziej kontrowersyjny, rzekomo uczeń mistrza Llulla – tropy nieodmiennie wiodą do Watykanu. Czy Stolica Piotrowa skrywa jakieś tajemnice? Zapewne, choć takiej, którą odkryje nasz bohater, nikt nigdy by się nie spodziewał. Profesor Adams, niczym słynna Alicja, znajduje w ogrodach watykańskich małe, stare drzwiczki z napisem „Silvestere” – prowadzą one nie tylko do podziemi Watykanu, ale wręcz do innej rzeczywistości. Adams, wraz z poznaną po drodze francuską przedszkolanką o imieniu Lillianne trafia do dziwacznego, fantasmagorycznego „Rzymu na opak”. Wmawia sobie cały czas, że śni, że leży gdzieś nieprzytomny w podziemiach. Jak inaczej wytłumaczyć wizję Wiecznego Miasta autokratycznie rządzonego niby przez głupawego figuranta o imieniu Nero, a w rzeczywistości przez dystopijną milicję z niejakim „Człekoustem, nadobywatelem Uombocco” na czele? Tylko w śnie (koszmarze) możliwe są takie historie jak tworzenie wyroczni z czaszek pierworodnych, budowa żywego człowieka z prochu ziemi czy małżeństwa z dwoma żonami pełniącymi skrajnie odmienne, bardzo symboliczne, role.

czwartek, 31 lipca 2025

Pendragon. Tom 1

Za Arturem władcy sznurem


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Arturiańskie mity zawsze były wdzięcznym materiałem na popkulturowe przeróbki. Nie zawsze trzymano się w owych retellingach brytyjskiej tradycji – Król Artur, Rycerze Okrągłego Stołu, Merlin, Mordred i Pani z Jeziora przyjmowali różne formy, często unowocześniane na siłę. Pierwszy album zbiorczy „Pendragona”, złożony z dwóch oryginalnych tomów komiksu, również zmienia to i owo, ale wydaje się bliższy starym celtyckim legendom. Mimo iż wprost kipi fantastyką.

Autor scenariusza, Jerome Le Gris, już nam pokazał, że umie pisać ciekawe historie w konwencji dark fantasy – jego „Hawkmoon”, którego drugi tom lada chwila zostanie wydany przez Lost in Time, dostarczył naprawdę dużo czytelniczej frajdy. Nie inaczej jest z „Pendragonem”, komiksem, którego trzeci odcinek nie został nawet jeszcze wydany za granicą – mamy więc do czynienia z frankofońską nowością, nad kontynuacją której prace ciągle trwają. Mamy mniej więcej piąty wiek naszej ery, choć nigdzie nie pada konkretna data. Wewnętrzna strona okładki przedstawia mapę Alby, wyspy, którą my znamy jaką Wielką Brytanię. Pierwszy rzut oka przypomina oczywiście mapę świata „Gry o tron” George’a R.R. Martina – i słusznie, bo nie dość, że fabuła komiksu przypominać będzie nieustannie nieco prostszą wersję „Pieśni Lodu i Ognia” (w komiksie nie ma tyle miejsca na zawiłości, co w kilkusetstronicowych powieściach) to nie powinniśmy zapominać, że sam Martin oparł geografię i historię swej krainy na Wielkiej Brytanii właśnie.

wtorek, 29 lipca 2025

Pięć flakoników

Mała ciekawostka

Artykuł należy do cyklu XX lat Biblioteki grozy wydawnictwa C&T”. Odcinek dziewiętnasty.

A to już trzecia pozycja autorstwa M. R. Jamesa w cyklu „Biblioteka grozy”. Tym razem nie zbiór opowiadań, lecz pojedyncza nowelka. Grozy tu nie ma – mamy do czynienia raczej z baśniową historyjką przeznaczoną dla młodszego czytelnika. 

„The Five Jars” pochodzi z późniejszego okresu niż zbiory opowiadań – nowelka ukazała się dopiero w 1922 roku. Młody mężczyzna idzie na spacer do lasu i zaczyna dostrzegać rzeczy niedostępne zwykłym śmiertelnikom. Wiedziony niewytłumaczalnymi odgłosami i wrażeniami wzrokowymi znajduje starą skrzynkę zakopaną w ziemi. W środku – pięć tytułowych flakoników opisanych trochę jak w „Alicji w Krainie Czarów”. Pierwszy na uszy, drugi na oczy, trzeci na język, czwarty na czoło, piąty na tors – magiczne płyny ukryte w buteleczkach, używane w odpowiednich odstępach czasu poszerzają percepcję rzeczywistości. Narrator zaczyna rozumieć mowę zwierząt, dostrzega społeczeństwo Małych Ludzi (zapewne faerie z celtyckich podań), widzi przeszłe zdarzenia, i tak dalej. Jakieś dziwne istoty utkane z dymu próbują jednak ukraść skrzynkę z flakonikami – nasz bohater staje do walki u boku Małych Ludzi.

niedziela, 27 lipca 2025

Shade. Człowiek Przemiany. Tom 1

Stany Umysłowe Ameryki


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

„Shade. The Changing Man”, seria komiksowa autorstwa Petera Milligana i Chrisa Bachalo, która wystartowała latem 1990 roku, jest jedną z głównych przyczyn powstania imprintu DC Vertigo. Jeden z najbardziej szalonych i wymagających komiksów amerykańskich trafił do Polski niemal dwa lata temu – sprawdźmy zatem, o co było tyle krzyku w czasach jego premiery.

Peter Milligan razem (między innymi) z Alanem Moore’em, Neilem Gaimanem, Jamesem Delano i Grantem Morrisonem przeprowadzili „brytyjską inwazję” na amerykański rynek komiksowy pod koniec lat osiemdziesiątych. Podobnie jak Gaiman, Milligan wziął starą, zapomnianą postać uniwersum DC i dał jej nowe życie. Oryginalny „Shade. The Changing Man” był dzieckiem słynnego Steve’a Ditko, powołanym do życia w roku 1977. Shade był przybyszem z planety Meta ukrytej w równoległym wszechświecie, który od naszego oddziela bliżej nieokreślona metafizyczna bariera. Shade trafia na Ziemię, próbuje oczyścić swoje dobre imię, używa wysoko stechnicyzowanej kamizelki do tworzenia pól siłowych i najróżniejszych iluzji, a na koniec dołącza do Legionu Samobójców, aby w 1989 roku po prostu zniknąć z komiksów.