Strony

czwartek, 14 sierpnia 2025

Hawkmoon. Tom 2

Od „sword” do „sorcery”


Recenzja powstała przy współpracy z portalem Esensja i została tam pierwotnie zamieszczona.

Po dwóch latach powraca „Hawkmoon”. Przenosimy się do świata odległej przyszłości, wymyślonego przez Michaela Moorcocka jeszcze w latach sześćdziesiątych. Komiksowa adaptacja powieściowego cyklu „The History of the Runestaff” dorobiła się właśnie trzeciego i czwartego albumu – wydanych w Polsce zbiorczo za sprawą Lost in Time.

Świat dalekiej przyszłości cofnął się w rozwoju do epoki średniowiecza. W Europie istnieją takie miejsca jak Moskovia, Kraina Bulgarów, Kamarg a za oceanem legendarne państwo Amarekh. Nikt już nie pamięta wysoko stechnicyzowanej cywilizacji – teraz po niebie i po ziemi przemieszczają się tajemnicze urządzenia, które jakoś działają, ale nikt dokładnie nie wie jak. Mamy do czynienia z sytuacją podobną do tej z „Ksiąg Nowego Słońca” Gene’a Wolfe’a – tam, zgodnie z twierdzeniem Artura C. Clarke’a, technologia była nieodróżnialna od magii. W tym dekadenckim, chylącym się ku upadkowi świecie, Imperium Granbretańskie pod wodzą bezlitosnego władcy Huona miażdży swym żelaznym butem kolejne kraje Europy. Jednym z nich było księstwo Köln, którego ostatnim prawowitym władcą mógłby być tytułowy Dorian Hawkmoon. Mógłby – gdyby Köln oparło się najeźdźcy a on sam nie został porwany przez barona Meliadusa, generała Granbretanii. W mrocznych kazamatach Londrii, stolicy Imperium, Hakwmoon zostaje zmuszony do szpiegowania na rzecz swych prześladowców i wysłany do Kamargu, ostatniego wolnego państwa na terenach dzisiejszej południowej Francji.


W świecie „Hawkmoona” pełno jest technologii, którą po wielu latach obskurantyzmu można uważać za magię. Ale jest też pewna moc, w której również i my, świadomi konstrukcji świata przedstawionego, widzimy siłę nadprzyrodzoną. Taka właśnie straszliwa potęga zaklęta została w kamieniu wszczepionym siłą w czoło głównego bohatera – wyciągnięta potem przez magów Kamargu i uwięziona w specjalnych okowach, robi wszystko, aby się wydostać i wrócić do kamienia. Hawkmoon rusza do Persji, gdzie żyje podobno mędrzec Malagigi, jedyny człowiek zdolny go uchronić przed czarną magią i natychmiastową śmiercią.

Tak skończył się pierwszy tom i siłą rzeczy po tomie drugim spodziewaliśmy się komiksu drogi, przygód trafiających się samotnemu herosowi – niczym Conanowi, który opuścił swą Cymmerię i włóczy się po Aquilonii, Nemedii i innych krainach uniwersum Roberta E. Howarda. Stało się jednak inaczej – choć w fabularne szczegóły nie wejdę. Raz, że tu naprawdę warto samemu sprawdzić co się dzieje, a dwa, że nie dzieje się znowu aż tak wiele. Autor scenariusza, Jérôme Le Gris, trzyma się fabuły literackiego pierwowzoru podobno dość mocno (nie wiem, nie czytałem, nie potwierdzę, nie zaprzeczę). Skoro tak, to albo rozwleka ją niepotrzebnie (choć celowo, dla popisów rysownika), lub same powieści Moorcocka zawierają dużo fabularnej waty.


Dłużyzn tu naprawdę sporo i pod koniec lektury dwutomowego zbioru mamy wrażenie, że zbyt mocno się nie posunęliśmy – przynajmniej w temacie inwazji Granbretańczyków. A przecież to jest przewodnim tematem komiksu. Z drugiej strony dowiedzieliśmy się całkiem sporo na temat magii i zasad jej działania. „Hawkmoon” od samego początku był komiksem w konwencji „sword & sorcery” – z początku mocno „sword”, teraz to „sorcery” zaczyna dominować. Zresztą, co tu dużo pisać, omawiany dziś komiks to taka ilustrowana sesja gry fabularnej – prosta i lekkostrawna. Co minusem być nie musi.

Akcja się nie posuwa zbyt mocno do przodu, choć stron mamy ponad sto dwadzieścia. Benoît Dellac ma za tym olbrzymie pole do popisu i skwapliwie z tego korzysta. Rysuje naprawdę rewelacyjnie, szczegółowo i bardzo realistycznie. Naprawdę więcej w tym komiksie oglądania niż czytania. Mamy świetnie wykreowane obrazy wielkich, fantastycznych aglomeracji postapokaliptycznej Europy, batalistyka, sceny walki wręcz, krajobrazy – często na wielkich panelach, nawet dwustronicowych.

Drugi tom „Hawkmoon” zawiera odcinki numer trzy i cztery z 2024 i 2025 roku. Czyli absolutne nowości. Jérôme Le Gris pisze dalej – obstawiam powrót „Hawkmoona” do Polski za dwa lata. Nie czekam jakoś szczególnie, ale przeczytam na pewno. 







Tytuł: Hawkmoon. Tom 2. Szalony bóg. Heliogon
Scenariusz: Jérôme Le Gris, Michael Moorcock
Rysunki: Benoît Dellac
Tłumaczenie: Jakub Syty
Tytuł oryginału: Hawkmoon. Tome 3 & 4
Wydawnictwo: Lost in Time
Wydawca oryginału: Glenat
Data wydania: maj 2025
Liczba stron: 112
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 170 x 260
Wydanie: I
ISBN: 9788368346244

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz