Strony

sobota, 7 czerwca 2025

Kiedy będziesz gotowy, idź

Oswoić przez opisanie

Dziesięć lat temu zacząłem pisać recenzje. Wiadomo, pisać może każdy, choć nie każdy powinien. Pisanie na temat literatury filozoficznej, erudycyjnej systematyzowało oczywiście wrażenia, ale czasem tworzyło również złudzenie jej zrozumienia, uświadamiane sobie coraz mocniej z biegiem lat. Teraz nie mam już ani potrzeby, ani ciśnienia by pisać o każdej swej lekturze – piszę tylko wtedy, gdy jestem pewien, że przysiadłem fałdów. Próbuję wtedy oswoić literaturę przez jej opisanie.

Nigdy nie kryłem swej fascynacji literaturą weird fiction, w szczególnością tą autorstwa Wojciecha Guni. Czytałem i opisywałem (oswajałem) każdy jego zbiór opowiadań – o każdym pisałem frazesy, które powinienem powtórzyć i tym razem, po lekturze „Kiedy będziesz gotowy, idź” od Wydawnictwa IX. No bo wiecie, Gunia pisze w bardzo sugestywny, nieoczywisty i wymagający sposób – trzeba się skupić, odciąć od otoczenia i dać się ponieść. Styl, szeroko pojęte „pióro” to jedno – wiadomo, że znakomite, nikomu nie muszę tego powtarzać. Mnie jednak zawsze bardziej od stylu absorbowała nieoczywista filozofia twórczości Guni – ten ukryty za nawałnicą wrażeń przekaz. Odbierany za pierwszym razem intuicyjnie jest jak muzyka Jonasza Dota – jednorazowo iluminacyjny, przez co nieuchwytny, chwilowy, choć w tym jednym momencie w pełni zrozumiały. Gdy potem opisywany (oswajany), ubierany w nuty i odtwarzany – jest zazwyczaj zniekształcony, ograniczony subiektywizmem i umiejętnościami opisującego. Takie też są światy, w których znaleźli się bohaterowie opowiadań – nieopisywalne, lecz uporczywie opisywane. 



„Kiedy będziesz gotowy, idź” wydaje się być zbiorem wyjątkowo ważnym dla autora. Jednym z powodów może być to, że w pewien sposób syntetyzuje on całą twórczość Guni – a ostatnie, tytułowe, najlepsze opowiadanie dodatkowo poszerza dotychczasową perspektywę i podpowiada, jak poruszać się drogą donikąd. „Osiem opowieści o ludziach na drogach donikąd” – tak bowiem brzmi podtytuł zbioru. I nie jest to tylko pusty, ładnie brzmiący slogan – ci ludzie naprawdę pędzą jednokierunkową autostradą ku znanej, ale wypieranej prawdzie (wszystko to oczywiście przy dźwiękach „I’m Deranged” Davida Bowie). Szukanie sposobu ucieczki z tego konkretnego położenia wydaje się być skazanym na porażkę, pozostaje zatem szukanie jego sensu.

Kobieta, bezlitośnie maltretowana przez męża zwyrodnialca, odpodmiotowiona, istniejąca tylko jako obiekt przemocy. Młody mężczyzna biorący udział w wyścigu z czasem a może raczej w poszukiwaniach większego planu dla bezsensownego cierpienia – oba przedsięwzięcia z góry skazane są na niepowodzenie. Pracownik jakiejś hurtowni niezdolny do zmiany swego marnego położenia. Przeraźliwie samotny chłopiec próbujący zrozumieć depresję rodzica. „Wyodrębniony” ze świata młody człowiek, powoli uświadamiający sobie potrzebę ponownego z nim zespolenia (tekst najmocniej związany z dwuczęściowym zbiorem „Miasto i rzeka”). Dziennikarz ścigający nieuchwytnego artystę, poprzez muzykę którego byłby może w stanie zrozumieć swoje własne życie – pełne pogardy ze strony nie tylko innych, ale i samego siebie. Ciężko ranny żołnierz, ofiara cykliczności historii, któremu przyszło żyć w najgorszych możliwych czasach. I wreszcie rodzeństwo funkcjonujące według zasad narzuconych przez ojca-boga, powoli dostrzegające ograniczenia i nienaturalność swej egzystencji. Oto bohaterowie opowiadań Wojciecha Guni, istoty szukające swej podmiotowości i sprawczości, zagubieni w świecie złożonym bardziej niż język używany do jego opisu i zmysły do jego poznania. Ludzie na drogach donikąd.


Każdy z tych podróżników „musi wmawiać sobie różne kłamstwa, aby móc w ogóle oddychać” – jak mówi cytat z „Okruchów dla nocy”. Kłamstwo o tym, że cierpienie wpisane jest w jakiś większy plan. Że każda tragedia ma jakieś głębsze znaczenie. Że świat istniejący długo przed nami i aspirujący do istnienia długo po nas gra według znanych nam reguł. Że natura rozumie ludzką rozpacz. Że będziemy w stanie zbudować sobie jakiś bezpieczny azyl i oazę szczęśliwości – choćby z chitynowego pancerza lub nadmuchiwanego, gumowego zamku. Że to akurat naszego pokolenia historia nie rozjedzie walcem, przecież już tak długo był spokój. Że jeśli wystarczająco mocno szukać będziemy sensu egzystencji to ten nam się objawi. I to właśnie nieustanne poszukiwanie sensu, przy jednoczesnej próbie opisu tego procesu trzyma bohaterów Guni przy życiu. 

Wszyscy oni znaleźli sobie niby różne, ale w zasadzie podobne sposoby adaptacji. Oparte są w zasadzie na tym samym – języku, im bardziej uniwersalnym tym lepiej. Nie jest to narzędzie idealne, ale najlepsze jakie posiadamy – używał go choćby Bruno Schulz, geniusz w nieustannej pogoni za Prasensem życia zapisanym w mitycznej, wielkiej Księdze. Najszczęśliwsi (albo najmniej nieszczęśliwi) są ludzie nieświadomi tego, że żyją w kłamstwie. Ci uświadomieni widzą dysonans między ideą poszukiwanego sensu, a jej realizacją w rzeczywistości. Widzą złudzenie władzy nad światem wynikającej rzekomo z nazwania i skatalogowania jego składników. Taki leksykon elementów świata wcale go nie porządkuje. „Potwór opowiedziany nie przestaje być potworem” jak czytamy w „Trzech spotkaniach z Jonaszem Dotem”. Ale opisany zdaje się być „oswojony”, wpasowany w ramy poznania – jest to kolejne złudzenie, także niezbędne do życia.


Czy można wyjść z tego zaklętego kręgu? Pozbyć się złudzenia? Nie – ale będąc jego świadomym, można czerpać z niego siłę, przekuć je na oręż. Ostatnie, zaskakująco optymistyczne (trzeba tylko ów optymizm chcieć zauważyć) i absolutnie genialne opowiadanie zbioru, tłumaczy, czy można i jak to zrobić. Świetną egzegezę przeprowadził Szymon Majcherowicz na swoim facebookowym profilu – pisze o tym, jak należy czytać ten tekst i jak ma się on do wszystkich wcześniejszych opowiadań tego zbioru. Nic więcej nie dodam, może tylko tyle, że nikt nigdy nie będzie w pełni gotowy by iść. A iść trzeba.

P.S. Obrazy generowała zaprzyjaźniona ze mną sztuczna inteligencja. Nie wiem czy post na blogu byłby lepszy bez nich czy nie - jakieś sugestie?


Tytuł: Kiedy będziesz gotowy, idź
Autor: Wojciech Gunia
Wydawnictwo: Wydawnictwo IX
Rok wydania: 2025
Liczba stron: 372
Wydanie: I
ISBN: 9788368257151

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz