wtorek, 19 maja 2020

Invincible. Tom 7

Tak dłużej być nie może!

Półmetek „Invincible” zapowiedział opowieść, którą pewnie większość z nas spodziewała się przeczytać dopiero pod koniec serii. Robert Kirkman po raz kolejny pokazuje, że potrafi czerpać z encyklopedii komiksowego superbohaterstwa garściami i jednocześnie iść pod prąd wszelkim czytelniczym oczekiwaniom. Ba, to wręcz najważniejsza cecha „Invincible” – „tak samo, ale inaczej”.

Mark Grayson, to Invincible (Niezwyciężony), niemal dwudziestoletni superbohater, syn Ziemianki i Viltrumianina, reprezentanta przepotężnej, faszystowskiej kosmicznej nacji, mającej tylko jeden cel – podbijać kolejne światy i niewolić ich mieszkańców. Nie jest jedynym kolesiem o nadludzkich mocach na naszej planecie – nawet jego dziewczyna je posiada. Ostatnio jednak, gdy ledwo uszła z życiem z pojedynku z przerażającym i viltrumiańsko okrutnym Conquestem, coś się w niej zmieniło. I nie chodzi o to, że zaszła w ciążę – ale cicho, bo Mark jeszcze nic nie wie. Ojciec Marka, Omni-Man, który, jak już wiemy, zrewidował swój światopogląd i chce powstrzymać swoich ziomków przed zniszczeniem Ziemi – w końcu żyje tu jego syn i żona. Nieważne już, że ona go nienawidzi – on ją kocha, wbrew swej wrodzonej naturze. Razem z potężnym kosmitą o imieniu „Allen the Alien” wracają zatem na naszą planetę, aby zwerbować Marka Graysona na wojnę z Imperium Viltrumiańskim.


Mark rusza zatem w kosmos. Wojna, którą przedstawiają autorzy komiksu daleka jednak jest od tego, co zazwyczaj serwuje popkultura w temacie zbrojnych konfliktów międzygwiezdnych. Nie ma tu żadnych bitew przy użyciu statków kosmicznych, przelatywania przez jakieś portale, czy jakichś machlojek z prawami fizyki. Żadnych wielkich operacji zwiadowczych, opracowywania wielkich strategii, przemów przed tablicami, na których rozrysowane są ruchy wojsk itd. Zobaczycie zresztą sami – to taka trochę kibolska ustawka w lesie (z tą różnicą, że las zamieniamy na przestrzeń kosmiczną). Naprzeciwko siebie stają dwie ekipy i tłuką się na gołe pięści – leje się krew, jelita pojawiają się na co trzecim kadrze i pękają czaszki. Tylu flaków, o tak wielu odcieniach i fakturach nie było chyba w żadnym komiksie. Wszystko narysowane oczywiście bezbłędnie, Ryan Ottley znowu zdaje egzamin, graficznie wszystko gra i buczy – ale… bo ja wiem? Spodziewałem się czegoś innego w ogólnym rozrachunku. Czegoś mniej… prostego?


Aby powiedzieć parę słów o drugiej części komiksu, muszę zdradzić jeden mały (dość spory w sumie) szczegół. Wojny z Viltrum już tam nie uświadczymy – wracamy na Ziemię do takiego rodzaju opowieści, jakie znamy z wcześniejszych tomów. Czy znaczy to, że zagrożenie ze strony Viltrumian zostało zażegnane? Nie powiem – ale musicie wiedzieć, że robi się naprawdę ciekawie (w sumie cały czas jest, ale teraz jeszcze bardziej). Na Ziemi czeka Atom Eve i jej nowa stylówa (nie tylko ona w sumie zmieniła image – spójrzcie na Monster Girl!), czeka matka, która być może dogada się w końcu z ojcem, cała masa superbohaterów i superłotrów. Na pierwszy plan wysuwa się niejaki Dinosaurus. Tak, dobrze się domyślacie – facet zamieniający się w gadającego, drapieżnego gada.

Widać, że uniwersum Roberta Kirkmana się rozrosło. Co chwilę mamy wzmiankę o wydarzeniach dziejących się równolegle w innych seriach (np. „The Astounding Wolf-Man!”), które wpływają na życie Marka Graysona i całego świata „Invincible”. Kirkman nie zapomina też o zwyczajowym wbijaniu szpili dwóm gigantom komiksowej Ameryki. Tym razem dostało się inicjatywie „The New 52”, która startowała mniej więcej w tym samym czasie. „Po co wydawnictwa stosują restart numeracji w tych nowych (wcale nie nowych) seriach? Przecież i tak wrócą do poprzedniej!” – pyta Mark swojego kumpla ze sklepu z komiksami. „Kasa, kasa, kasa”.


Autor komiksu znowu pyta o definicję superbohaterstwa. „Śmiesznie wyglądasz z bliska. W gruncie rzeczy jesteś kolesiem w obcisłej pidżamie” – mówi Markowi pewna kobieta i zdaje się mieć rację. Czym zajmują się kolorowo odziani herosi, poza regularnymi bijatykami? Załatwią jednego złola, to zaraz na jego miejsce przybywa trzech kolejnych – co jakiś czas ci, z którymi już walczył nie raz. Da się kiedyś uciąć łeb tej hydrze? My wiemy dobrze, że nie, bo gdyby do tego doszło przemysł komiksowy za oceanem upadłby z głośnym hukiem. Invincible jednak tego nie wie i bardzo chciałby spróbować to zmienić. Tak dłużej być nie może. Co zrobi Mark? Czekamy na ósmy tom.




Tytuł: Invincible. Tom 7
Seria: Invincible
Tom: 7
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Ryan Ottley
Tłumaczenie: Agata Cieślak
Tytuł oryginału: Invincible: The Ultimate Collection, Vol. 7
Wydawnictwo: Egmont
Wydawca oryginału: Image Comics
Data wydania: marzec 2020
Liczba stron: 384
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Format: 175 x 265
Wydanie: I
ISBN: 9788328198517

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz