poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Wyspa

Jak długo ja nie żyłam?




Artykuł należy do serii "Nie długość się liczy" #11

Największe kłamstwo futurystów: „Mięso i Maszyneria ręka w rękę trudzą się, poprzez stulecia, nad Zbadaniem Wszechświata! Zwarci! Silni! Przesuwają Granicę!”



Ziemi już nie ma od miliarda lat, spalona została przez słońce. Przez wszechświat przyszłości leci „Eriophora’, statek-asteroida z czarną dziurą w środku, nadzorujący budowę sieci portali działających za zasadzie wormholi. Tworzone są one dla nieokreślonej bliżej cywilizacji, która zatraciła już (jeśli je miała) wszelkie ludzkie cechy. Narratorka (jej imię pada tylko raz w opowiadaniu) zbudzona po setkach (tysiącach, eonach?) lat przez pokładową SI zwaną „szympem”, zastaje na pokładzie tylko jedną osobę – chłopaka o imieniu Dix, który zdaje się zachowywać i rozumować niczym maszyna, a nie człowiek. „Eriophora” zmierza ku czerwonemu karłowi, z okolic którego dobiega sygnał, sugerujący istnienie w pobliżu gwiazdy jakiejś inteligentnej i wysoko rozwiniętej formy życia.


Życie na „Eriophorze” przypomina szereg klatek wyciętych z taśmy filmowej, oddzielonych całymi tysiącleciami przerw na sen w komorze kriogenicznej. To egzystencja pocięta na plasterki o mikroskopijnej długości. Ludzie są potrzebni tu tylko po to, aby swą obcą maszynom intuicją i umiejętnością wyjścia poza pierwotnie narzucony wzorzec postępowania, być zabezpieczeniem na wypadek, „gdyby poszło coś nie tak”. Są narzędziami w rękach cywilizacji istniejącej już tylko w jakichś mglistych wspomnieniach. Lecą w misję bez celu, bez końca – wprost ku nieskończoności. Bohaterka w sygnale docierającym z gwiazdy widzi szansę na choć niewielką odmianę swego losu. Na powiększenie grubości najbliższych plasterków swojego życia, na znalezienie chociażby minimalnego sensu własnej egzystencji. Ta nowo odkryta, świadoma, przeogromna istota jest objawieniem, czymś wręcz boskim. To jak mówi narratorka: „opalizująca forma życia, krucha, nieśmiertelna i niewyobrażalnie obca, samym faktem swojego istnienia sprowadzająca wszystko, czego dokonał mój gatunek, do błota i śmiecia”. Tkwi ona niestety na trasie wielkiej międzygalaktycznej kolei, budowanej od niepamiętnych czasów przez „Eriophorę” – mamy zatem konflikt „interesów”.


„Wyspa”, nagrodzona Hugo w 2010 roku, opowiada o dogorywającym człowieczeństwie, które nie wytrzymuje konfrontacji z światem, w którym przyszło mu istnieć. Już na samym początku Dix, którego charakterystyka stanowi bardzo ważny element ideowy tego opowiadania, ucieka od jednej z największych „tradycji ludzkiego gatunku” – nie chce rozmawiać, bo to „zbyt wolne”, a bohaterka może przecież wszystkie dane sczytać z pokładowej bazy danych. Fakt istnienia samoświadomej istoty o astronomicznych rozmiarach, rozwijającej się przez miliardy lat, w środowisku pozbawionym naturalnych wrogów i które nie wymuszało ciągłej walki o przeżycie, oszałamia. Jest też okazją do potwierdzenia tego, że tlące się w bohaterce resztki człowieczeństwa – ciekawość badacza, współczucie, altruizm, nadzieja, moralność – mają szanse na przetrwanie. Mamy szansę spotkać i ocalić Boga.

Czytamy Petera Wattsa, zakończenie zatem nie zaskakuje. Nie bez przyczyny zbiór opowiadań, w którym znajduje się „Wyspa”, nosi w Polsce tytuł „Odtrutka na optymizm”. Historia konfrontacji z kosmicznym bytem otwiera „Sunflower Cycle”, w skład którego wchodzą jeszcze dwa opowiadania („Olbrzymy” opublikowane w „Nowej Fantastyce 9/2014” oraz „Hotshot”, którego jeszcze w Polsce nie było) i krótka powieść, która wyszła pod koniec zeszłego roku w „Uczcie wyobraźni” wydawnictwa Mag. Cofamy się zatem w czasie i trafiamy znowu na pokład „Eriophory”, gdzie zaczyna się „Poklatkowa rewolucja”.



Tytuł: Wyspa
Tytuł oryginalny: The Island
Autor: Peter Watts
Rok publikacji oryginału: 2009
Miejsce publikacji oryginału: zbiór „The New Space Opera 2”
Gatunek: science fiction
Publikacje w Polsce:
  „Nowa fantastyka” 5 (344) / 2011
  „Odtrutka na optymizm” (Mag, 2013)

2 komentarze:

  1. Świetna recenzja, zachęciła mnie do przeczytania i nie żałuję. Nawet prosto, jak na Wattsa, to się czytało ;) Oczyma wyobraźni widzę film na podstawie tego tekstu. Budżet Netfliksa mógłby to udźwignąć, albo chociaż zrobić z tego odcinek "Miłość, śmierć i roboty", podobny do tego pt. "Za szczeliną orła".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj w takim razie "Poklatkowej rewolucji". Też (jak na Wattsa) dość prosta w odbiorze i naprawdę świetna.

      Usuń